„Z zawodu jestem historykiem wyspecjalizowanym w badaniach nad średniowieczem, czyli mediewistą. […] jestem jednak uczestnikiem tej historii, która dzieje się na naszych oczach” – podkreślał prof. Karol Modzelewski w wydanej w 2013 r. autobiografii „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”.
„[…] Obok odległych czasów, które badam, i dawnych kultur, których odmienność muszę zrozumieć, rozszyfrować i przełożyć na kategorie dostępne naszej współczesności, jestem jednak uczestnikiem tej historii, która dzieje się na naszych oczach” – tłumaczył.
Korzenie rodzinne
Karol Modzelewski urodził się 23 listopada 1937 r. w Moskwie jako Cyryl Budniewicz. Moment i miejsce jego urodzenia, a także korzenie wydają się w dużej mierze determinować wiele elementów jego biografii. Sam prof. Modzelewski mówił, że „było to złe miejsce i zły czas”. Na moment jego narodzin przypada początek wielkiej czystki, której ofiarą padły miliony obywateli ZSRS. Byli wśród nich zarówno komunistyczni zbrodniarze, tzw. starzy bolszewicy, jak i niewinni, których zgładziła rozpędzona machina NKWD. Wśród aresztowanych był dziadek Modzelewskiego od strony matki, dawny zwolennik mienszewików, inżynier górnictwa.
Gdy Cyryl Budniewicz miał siedemnaście dni, aresztowano również jego ojca – Aleksandra Budniewicza. Był podchorążym wyższej oficerskiej szkoły wojsk pancernych w Moskwie. Dostał osiem lat łagru. W przeciwieństwie do wielu innych podoficerów i oficerów uwięzionych na fali czystek po aresztowaniu Michaiła Tuchaczewskiego Budniewicz nie opuścił łagru po niemieckim ataku na ZSRS w czerwcu 1941 r. Modzelewski po raz pierwszy zobaczył ojca dwa lata po wojnie. „To jest twój tata. Teraz musisz sam zdecydować, czy chcesz spędzić życie w Rosji z tatą, czy wolisz wrócić z mamą do Polski” – wspominał Modzelewski.
Jego matka przeżyła wielką czystkę. Natalia Wilder pochodziła z żydowskiej rodziny, była tłumaczką i literaturoznawczynią, absolwentką Instytutu Literackiego im. Maksyma Gorkiego w Moskwie. Dwa lata po aresztowaniu swojego pierwszego męża poznała niedawno uwolnionego z Łubianki polskiego komunistę Zygmunta Modzelewskiego. W przeciwieństwie do zdecydowanej większości działaczy Komunistycznej Partii Polski, którzy w 1938 r. przebywali w ZSRS, uniknął on zarządzonej przez Stalina fizycznej likwidacji tej organizacji.
Zygmunt Modzelewski był komunistą o nietypowym jak na członka KPP życiorysie. Jako ochotnik walczył przeciwko bolszewikom w trakcie wojny w 1920 r. Krótko pracował jako księgowy i zaangażował się w działalność Komunistycznej Partii Robotniczej Polski, a następnie Komunistycznej Partii Polski. W 1923 r. posługując się fałszywym paszportem, wyjechał do Francji. Studiował na Sorbonie. W 1928 r. uzyskał doktorat z ekonomii. W autobiografii Karol Modzelewski pisał, że jego przybrany ojciec pochodził z bardzo biednej rodziny robotnika kolejowego z Częstochowy. Był ósmym dzieckiem w rodzinie. Jego siostry i bracia zakończyli edukację na czteroklasowej szkole powszechnej.
W 1941 r. Cyryl Budniewicz poznał swojego przybranego ojca. Od czerwca 1941 r. Modzelewski szybko piął się po kolejnych szczeblach kariery w Związku Patriotów Polskich. Dla Stalina była to organizacja przygotowująca kadry do pełnienia namiestniczych rządów w podbitej Polsce. W listopadzie 1941 r. czteroletni Cyryl, jego matka oraz Modzelewski zostali ewakuowani na wschód od Moskwy, do której zbliżały się wojska niemieckie. W mieście Engels, jako syn cennego dla władz sowieckich działacza, trafił do specjalnego domu dziecka nazywanego Leśnym Kurortem.
„Umieszczono tam dzieci tych komunistycznych imigrantów, którzy pozostawali na wolności i byli traktowani jak zagraniczni towarzysze, a nie jak wrogowie ludu. Z tego powodu wyżywienie mieliśmy jak na wojenne czasy bardzo przyzwoite, coś w rodzaju wiktu stołówkowego w czasach pokoju” – wspominał Modzelewski. Mimo że w Leśnym Kurorcie przebywały dzieci działaczy komunistycznych spoza ZSRS, to pracujące tam wychowawczynie pracowały nad ich „wynarodowieniem” i ukształtowaniem w duchu sowiecko-rosyjskiego patriotyzmu.
W 1943 r. do Leśnego Kurortu przyjechał Zygmunt Modzelewski. Był już w polskim mundurze ze specyficznym orłem bez korony na czapce. W maju tego roku wstąpił do tworzonej na polecenie Stalina 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki i otrzymał stopień kapitana. Jego matka została korespondentką wojenną akredytowaną przy sztabie dywizji. Rok później rodzice zabrali go do Moskwy. W tym czasie Modzelewski został dyrektorem kontrolowanej przez polskich komunistów agencji prasowej „Polpress” i członkiem Polskiej Partii Robotniczej. Wreszcie 2 stycznia 1945 r., po przekształceniu PKWN w Rząd Tymczasowy, został ambasadorem w Moskwie. Wśród polskojęzycznych pracowników ambasady oraz dzięki swojemu przybranemu ojcu ośmioletni Budniewicz wyzbywał się rosyjskiej tożsamości.
W lipcu 1945 r. cała rodzina przyjechała do Warszawy. Zygmunt Modzelewski został wiceministrem spraw zagranicznych w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej. Dwa lata później został szefem tego resortu, a w 1948 r. członkiem KC PZPR. We wrześniu 1946 r. młody Karol Modzelewski poszedł do czwartej klasy szkoły powszechnej przy ul. Narbutta. Jego dzieciństwo mijało w warunkach dramatycznie odległych od tych, w jakich żyli niemal wszyscy mieszkańcy zrujnowanego miasta. „W latach 1945–1947 mieszkaliśmy w pięciopokojowym apartamencie, a potem w ośmiopokojowej willi z ogrodem” – pisał niemal siedemdziesiąt lat później.
W 1950 r. Modzelewski spędzał z matką wakacje w zakopiańskiej willi dla rodzin komunistycznych dygnitarzy. Tam poznał Władysława Broniewskiego. Tej pijany podczas górskiej wycieczki wyznał mu: „Wiesz, synku, gdy byłem na wojnie z bolszewikami, zginęli wszyscy żołnierze z mojego plutonu, moi towarzysze broni, kochani moi przyjaciele. Wszystkich wystrzelali bolszewicy. Ja jeden ocalałem”. Wiadomość wywarła na Modzelewskim „piorunujące wrażenie”.
„Uczestnik historii”
W 1954 r. zmarł Zygmunt Modzelewski. W tym samym roku jego przybrany syn ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Klementa Gottwalda w Warszawie (dziś im. Stanisława Staszica). Karol Modzelewski wybrał studia w Instytucie Historycznym UW. Wiosną roku 1956, po pierwszych przebłyskach odwilży, zaangażował się w ruch studencki. Wraz z innymi działaczami ZMP pragnął budowy „prawdziwego socjalizmu”, wolnego od stalinowskiego terroru i rządów partyjnej biurokracji. Po latach uważał, że zaangażowanie w wypadki tego przełomowego roku było ważne dla jego tożsamości i późniejszych losów. „Miałem wtedy niespełna dziewiętnaście lat i w jaskrawym świetle wydarzeń październikowych 1956 r., w których brałem czynny udział, zobaczyłem bez cienia wątpliwości, że nie jestem Rosjaninem, tylko Polakiem” – opowiadał w autobiografii. W tamtym czasie poznał także Jacka Kuronia. Ta znajomość miała decydujące znaczenie dla jego biografii politycznej.
Najbardziej dramatycznym momentem jego działalności był październik 1956 r., gdy nad Warszawą zawisła groźba sowieckiej interwencji wojskowej. Podobnie jak wielu innych studentów warszawskich uczelni wspierał robotników tworzących w fabrykach tzw. samorządy robotnicze. Modzelewski uczestniczył w wiecach robotniczych w Fabryce Samochodów Osobowych. Tam poznał przywódcę robotników Lechosława Goździka, który przygotowywał swoich kolegów do ewentualnych walk z oddziałami sowieckimi. Jego przekonania podzielał Modzelewski. „Byłem gotów stanąć do nierównej walki przeciwko bohaterom mojego dzieciństwa – żołnierzom z pięcioramiennymi gwiazdami na hełmach i na guzikach mundurów” – wspominał.
Kilka dni później Modzelewski i jego koledzy z niechęcią przyjęli wygłoszone przez Gomułkę wezwanie do „zakończenia wiecowania” i powrotu do pracy. Oznaczało to kres nadziei na głębokie zmiany polityczne, o których marzyli młodzi działacze z UW i innych warszawskich uczelni.
Jego zainteresowania naukowe były dalekie od fascynacji politycznych. Na początku studiów związał się z seminarium mediewistycznym prof. Aleksandra Gieysztora. „Ani Gieysztor, ani inni wybitni historycy tacy jak Witold Kula, Tadeusz Manteuffel i Marian Małowist nie mogli być w żaden sposób posądzani o jakiekolwiek sympatie komunistyczne. Byli bezpartyjni i mieli przeszłość akowską, a z marksizmem poczynali sobie dość libertyńsko” – podkreślał prof. Modzelewski w rozmowie z PAP w 2016 r. Autorytet Gieysztora wielokrotnie studził jego poglądy polityczne. Doświadczenie dramatu Powstania Warszawskiego sprawiało, że głównym celem wykształconej jeszcze przed wojną elity intelektualnej Instytutu Historycznego było, jak mówił Modzelewski w rozmowie z 2016 r., chronienie w „substancji narodowej”.
Modzelewski zaznaczał jednak, że Gieysztor dążył do chronienia tych, którzy buntowali się przeciw zastanej rzeczywistości. Tak było m.in. w przypadku powstałego w 1962 r. Politycznego Klubu Dyskusyjnego przy uczelnianym Związku Młodzieży Socjalistycznej. Jego głównym organizatorem był doktorant Karol Modzelewski. Początkowo ZMS i organizacja partyjna na UW spoglądały na Klub przychylnie. Jednak już w 1963 r. bezpieka rozpoczęła inwigilację środowiska. W maju tamtego roku Komitet Wojewódzki PZPR nakazał zawieszenie spotkań. Ostatecznie Klub rozwiązano.
Najaktywniejsi jego członkowie spotykali się mimo to nadal. Wśród nich był Jacek Kuroń. Razem z Karolem Modzelewskim przygotowali broszurę programową, która w oparciu o założenia ideologii marksistowskiej i trockizmu krytycznie analizowała ustrój PRL oraz sposób sprawowania władzy przez PZPR. Już jesienią 1964 r. SB na podstawie podsłuchów zrozumiała, jaki charakter będzie miała broszura. W listopadzie 1964 r. bezpieka skonfiskowała prawie gotowe opracowanie i aresztowała Kuronia oraz Modzelewskiego.
Kuroń i Modzelewski odtworzyli podstawowe tezy swojego memoriału w „Liście otwartym do członków PZPR”. Postanowili rozpowszechnić je wśród działaczy studenckich UW. „Mieliśmy czternaście kopii jego maszynopisu. Jedną z nich wręczyłem Gieysztorowi, mówiąc: +Panie Profesorze, niech Pan spojrzy+. On popatrzył, zamknął się w gabinecie i powiedział, żebym przyszedł za trzy godziny. Gdy się znów zjawiłem, powiedział, że przeczytał list z wypiekami na twarzy. Nie skomentował jednak jego treści” – mówił prof. Modzelewski w 2016 r.
„Do kogo należy władza w naszym państwie?” – pytali Kuroń i Modzelewski. Odpowiedź brzmiała: „Do biurokracji partyjnej”. Autorzy wskazywali też na konflikt między klasą robotniczą a centralną biurokracją partyjną, którą określali jako „klasę panującą” i „wyzyskującą” pracę robotników. Ta diagnoza musiała się zakończyć więzieniem.
W marcu 1965 r. Modzelewski został aresztowany i następnie skazany na trzy i pół roku więzienia za nawoływanie w memoriale i liście do obalenia przemocą ustroju politycznego i społeczno-gospodarczego Polski Ludowej oraz za rozpowszechnianie fałszywych wiadomości jej dotyczących. Trzyletni wyrok skazujący otrzymał Jacek Kuroń. W więzieniu próbował pracować nad pracą doktorską. Dzięki kontaktom Aleksandra Gieysztora mógł posiadać materiały i widywać się ze swoim promotorem. Szybko jednak te przywileje zostały mu odebrane. „Sądzę, że ktoś doniósł Gomułce, że wrogowie ustroju mogą pisać w więzieniach prace doktorskie. Taki liberalizm był dla towarzysza Wiesława nie do przyjęcia” – tłumaczył w rozmowie w 2016 r.
„Wyszedłem z więzienia na tzw. warunkowe zwolnienie 3 sierpnia 1967 r. Miałem przed sobą siedem miesięcy wolności, ale to były ważne miesiące” – pisał z kolei w autobiografii.
W 1968 r. należał do inicjatorów akcji protestacyjnej przeciw zamiarowi zdjęcia z repertuaru Teatru Narodowego „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Był autorem hasła „Niepodległość bez cenzury” skandowanego podczas ostatniego spektaklu. Włączył się w działalność tzw. komandosów. Aresztowany w marcu 1968, zaliczony został do głównych inspiratorów protestów studenckich. Dostał wyrok trzech i pół roku więzienia za udział w związku zmierzającym do realizacji wrogiego PRL programu politycznego.
Prof. Karol Modzelewski po latach uznawał marzec 1968 r. za jeden z najważniejszych momentów swojej biografii. „To jest historia, ale także część mojego życia. To wydarzenie bardzo silnie wpłynęło na moje życie” – podkreślał w rozmowie z PAP w styczniu 2018 r. Uznawał je również za jeden z najbardziej dramatycznych momentów historii PRL. Dla Modzelewskiego marzec 1968 r. był nie tylko wydarzeniem kompromitującym ekipę Władysława Gomułki ze względu na rozpętanie nagonki antysemickiej, lecz i ze względu na atak na polską kulturę. „Zakaz wystawiania +Dziadów+ był demonstracyjnym zerwaniem z łagodną polityką wobec narodowej kultury ze strony ekipy gomułkowskiej. Uderzenie cenzuralne w największą świętość narodowej kultury […] było dla wszystkich wówczas czymś niesłychanym” – opowiadał w rozmowie z PAP w pięćdziesiątą rocznicę tamtych wydarzeń.
Został aresztowany 8 marca 1968. Więzienie opuścił 18 września 1971 r.
„Solidarność”
Po wyjściu z więzienia był Karol Modzelewski, od 1972 r., pracownikiem naukowym Instytutu Historii Kultury Materialnej PAN we Wrocławiu. W roku 1975 opublikował uznawaną dziś za klasyczną „Organizację gospodarczą państwa piastowskiego”. Był to jednocześnie jego doktorat. W 1978 r. we Włoszech ukazała się jego praca poświęcona Longobardom. Na jej podstawie uzyskał habilitację, mimo że dopiero dwa lata później książka ta ukazała się po polsku.
Do 1980 r. nie prowadził większej działalności opozycyjnej. Jednak po protestach robotniczych z czerwca roku 1976 napisał list do I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, protestując przeciw represjom i proponując reformy, w tym autonomię związków zawodowych.
W lipcu 1980 r. spędzał wakacje w Zakopanem. W miejscowym klubie prasy zagranicznej zobaczył najnowsze wydanie dziennika Włoskiej Partii Komunistycznej, w którym pisano o wybuchu pierwszej tamtego lata fali strajków.
„Dla kilkunastu tysięcy robotników okupujących 18 sierpnia 1980 r. Stocznię Gdańską i stowarzyszone z nią zakłady, a wkrótce potem dla setek tysięcy uczestników wielkich strajków solidarnościowych w całym kraju, wreszcie we wrześniu i w październiku dla milionów Polaków tworzących własnym działaniem lub choćby własną decyzją o przystąpieniu do związku wielką +Solidarność+ – hasło niezależnych od partii i państwa związków zawodowych było jak objawienie Wolności, która prowadzi lud na barykady” – pisał w autobiografii.
21 sierpnia 1980 r. przyjechał do Warszawy, aby spotkać się z Jackiem Kuroniem. Ten był już jednak aresztowany. Po kilku dniach gorączkowych rozmów z działaczami opozycji przebywającymi w Warszawie otrzymał zgodę na wyjazd do Gdańska. Na miejscu okazało się, że kandydatura Modzelewskiego na doradcę protestujących jest dla władz niezwykle niewygodna. Był postrzegany jako „element antysocjalistyczny”.
Zachwyt Modzelewskiego wzbudzała atmosfera strajku. „Był to skrawek wolnej Polski na terytorium wasalnej PRL” – tłumaczył w autobiografii. Jego entuzjazm został ostudzony przez prof. Aleksandra Gieysztora, którego odwiedził w drodze z Gdańska do Wrocławia. „Opowiedziałem mu o swoich wrażeniach. Wysłuchał mnie, pokiwał głową i powiedział: +Panie Karolu, to przypomina wypisz wymaluj atmosferę pierwszych dni Powstania Warszawskiego+. Zrobiło mi się zimno: rozumiałem, że mój mistrz dostrzega grozę, skalę niebezpieczeństwa i być może zamierza na swój sposób mi to zakomunikować” – mówił Karol Modzelewski w rozmowie w 2016 r. Dzięki kontaktom z osobami związanymi z reżimem wiedział, że komuniści traktują zawarte porozumienie jako taktyczny odwrót do czasu uporządkowania i wzmocnienia swoich szeregów.
1 września 1981 r. Modzelewski powrócił do Wrocławia. Niemal natychmiast rozpoczął pracę w zespole przygotowującym statut nowego związku zawodowego. Wraz z gronem ekspertów udał się z gotowym projektem do Gdańska. Tam spotkał się z Lechem Wałęsą, który wraz ze swoim najbliższym otoczeniem był zwolennikiem powołania wielu lokalnych i branżowych związków zawodowych. Ostatecznie dzięki poparciu silnych struktur rodzącego się związku z Wrocławia udało się przeforsować koncepcję powstania jednego związku zawodowego, który zgodnie z pomysłem Modzelewskiego przyjął nazwę „Solidarność”. W kolejnych miesiącach był członkiem Krajowej Komisji Porozumiewawczej, następnie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Do kwietnia 1981 r. pełnił funkcję rzecznika prasowego KKP. Zrezygnował z niej w proteście przeciw sposobowi porozumienia się „Solidarności” z władzami PRL po tzw. prowokacji bydgoskiej (pobicie członków związku, m.in. Jana Rulewskiego) oraz przeciw autorytarnemu stylowi kierowania związkiem przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy.
W listopadzie roku 1981 Karol Modzelewski przebywał na stypendium naukowym w Paryżu. Na posiedzeniu Komisji Krajowej w grudniu 1981 r., przed wprowadzeniem stanu wojennego, użył pod adresem władz słów: „Bój to będzie ich ostatni”. Jak potem tłumaczył, sądził, że wyrażona w tych słowach determinacja „Solidarności” odwiedzie władze od wprowadzenia stanu wyjątkowego.
Został internowany w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Po roku aresztowany i osadzony w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej pod zarzutem zmierzania do obalenia przemocą ustroju PRL. Wyszedł na wolność bez procesu – na mocy amnestii z lipca 1984 r.
W wyborach kontraktowych w czerwcu 1989 r. Karol Modzelewski został senatorem z listy Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Był nim do roku 1991. Należał do Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Był inicjatorem powstania Klubu Parlamentarnego „Solidarność Pracy” i współzałożycielem Unii Pracy, w latach 1992–1995 członkiem tej partii i jej honorowym przewodniczącym. Jego celem było stworzenie środowiska sprzeciwiającego się liberalnym reformom gospodarczym.
W 1998 r. został odznaczony, wraz z Jackiem Kuroniem, Orderem Orła Białego przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W roku 2005 w wyborach prezydenckich był członkiem komitetu wyborczego Włodzimierza Cimoszewicza.
W autobiografii i innych tekstach poświęconych najnowszej historii Polski bardzo krytycznie oceniał przemiany po 1989 r.
„Mój sprzeciw wobec neoliberalnej reformy był konserwatywny w tym sensie, że obstawałem przy swojej, a nie tak dawno jeszcze naszej wspólnej, tradycyjnej hierarchii wartości. Lojalność wobec nieznajomych ludzi z wielkich państwowych fabryk stawiałem wyżej od lojalności wobec moich kolegów i przyjaciół z opozycji demokratycznej, którzy teraz zabrali się do rządzenia i uznawali te fabryki wraz z załogami za złomowisko socjalizmu” – wyjaśniał Modzelewski w autobiografii. Określał się jako „uczeń czarnoksiężnika”, który nie mógł być świadomy konsekwencji rewolucji „Solidarności”.
W „Barbarzyńskiej Europie”
Na początku lat dziewięćdziesiątych Karol Modzelewski powrócił do pracy naukowej w Instytucie Historii PAN, następnie w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W roku 1990 uzyskał tytuł naukowy profesora. Do końca życia postrzegał siebie jako ucznia prof. Gieysztora. Jego zdaniem wpływ jego myśli na polską historiografię obejmuje kolejne pokolenia polskich historyków.
Prof. Henryk Samsonowicz mówił PAP w 2017 r.: „Mam wielkie uznanie dla wytrwałości badawczej i szerokości spojrzenia Karola Modzelewskiego. Jest on autorem dwóch modelowych, nowych zupełnie ujęć nie tylko dotyczących Polski, ale i całej Europy. Pierwsze jego prace dotyczyły organizacji gospodarczej państwa piastowskiego i stworzyły koncepcje tego, jak funkcjonowało w XII i XIII w. państwo oparte o podział pracy wśród ludności zależnej. Jego praca +Barbarzyńska Europa+ jest wynikiem długoletnich badań nad tym, czym była wspólnota, która ukształtowała się na gruzach dawnego cesarstwa rzymskiego. Inspirujące sądy Karola Modzelewskiego dotyczyły różnorodności źródeł kultury europejskiej. Na rzymskie instytucje, w tym prawo rzymskie, a także na chrześcijaństwo, nałożyły się obyczaje plemion, które zasiedliły teren cesarstwa rzymskiego: Germanów, Celtów, Słowian, Ugrofinów. Ta wielość modeli ustrojowych stworzyła niepowtarzalny obraz kultury europejskiej. Warto wspomnieć, że Karol Modzelewski pracował naukowo także w więzieniu”. Jednak, jak wspominają studenci profesora, podczas zajęć nigdy nie odwoływał się do swoich doświadczeń politycznych lub więziennych.
Wspomniana przez prof. Samsonowicza „Barbarzyńska Europa” uznawana jest za jedno z najważniejszych dzieł Karola Modzelewskiego. Opublikowana w 2004 r. monografia jest podsumowaniem jego prowadzonych w latach dziewięćdziesiątych wykładów w Instytucie Historycznym UW. Co ciekawe, wykłady, seminaria i ćwiczenia prowadzone przez prof. Modzelewskiego przyciągały również studentów, którzy nie interesowali się dziejami średniowiecza. Ich celem było bowiem poznawanie warsztatu badawczego historyka, a nie dziejów barbarzyńskich plemion. Zajęcia były skupione na drobiazgowej analizie łacińskich źródeł. Mimo pozornego oderwania od otaczającej rzeczywistości dyskusje wokół praw Słowian czy Germanów wywoływały gorące dyskusje uczestników.
„Cytował z pamięci duże partie źródeł, a następnie te źródła od razu przekładał z łaciny czy z ruskiego na język polski, dokonywał ich analizy. Kiedy pierwszy raz to usłyszałam, było to dla mnie zdumieniem, że w ten sposób można opanować materię źródłową, na której się pracuje. Nigdy też nie wykładał z kartki. Ma świetną umiejętność analizy tekstu, a jednocześnie zdolność syntezy i budowania modeli. To zresztą widać we wszystkich jego pracach. Rzadko się zdarza wśród historyków, żeby miały one tak przemyślaną konstrukcję, która może służyć jako model interpretacyjny dla następnych historyków. Stąd taka popularność pierwszych, wczesnych prac prof. Modzelewskiego – do dzisiaj stosuje ten wzorcowy sposób analizy organizacji państwa piastowskiego” – wspominała w 2017 r. jedna z jego uczennic, dr hab. Aneta Pieniądz. W 2008 r. prof. Modzelewski zakończył prowadzenie ćwiczeń w Instytucie Historycznym, ale wciąż odwiedzał UW.
We wspomnieniach uczniów prof. Modzelewski określany jest nie tylko jako znakomity badacz, lecz i znakomity dydaktyk, który potrafił świetnie słuchać studentów. W 2017 r. dr hab. Marcin Pauk z IH UW opowiadał: „Okiem studenta dostrzega różne rzeczy, które doświadczonemu badaczowi nawet niekiedy potrafią umknąć. Jego seminarium było pierwszą poważną szkołą warsztatu mediewistycznego. Prof. Modzelewski jest niedoścignionym wzorem kontaktu z drugim człowiekiem, ma ogromne pokłady życzliwości i otwartości. Kiedy byłem doktorantem, zawsze czułem, że jestem traktowany po partnersku. Nigdy nie podkreślał i nie budował hierarchii. Jego dom był zawsze otwarty dla nas – uczniów, którzy chcieli wpaść coś skonsultować z nim na bieżąco. Zawsze częstował herbatnikami i herbatą. Poświęcał tyle czasu, ile potrzebowaliśmy na to, żeby mu o czymś opowiedzieć czy wysłuchać jego opinii. Jego intuicja badawcza była dla nas zawsze ogromną pomocą”.
W 2007 r. Karol Modzelewski został laureatem prestiżowej Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych. W 2012 r. został też laureatem Nagrody Orła Jana Karskiego. Za autobiografię „Zajeździmy kobyłę historii. Wspomnienia poobijanego jeźdźca" otrzymał w 2014 r. Nagrodę Literacką Nike oraz Nagrodę Historyczną im. Kazimierza Moczarskiego. Wspomnienia te zostały również wybrane w plebiscycie czytelników, bibliotekarzy i księgarzy na Książkę Roku 2013 Warszawskiej Premiery Literackiej.
„Kobyła historii jest dzikim, nieujeżdżonym mustangiem. Można wskoczyć na jej grzbiet, a nawet utrzymać się tam przez czas pewien, tyle że nie sposób nią pokierować – w końcu zawsze nas zaniesie tam, gdzieśmy nie zamierzali i nie spodziewali się znaleźć. Tak – w największym skrócie – interpretuję swoje własne życiowe doświadczenie” – podsumowywał Modzelewski w zakończeniu swojej autobiografii.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ skp/