Dmowski uchodzi za polityka prorosyjskiego, co nie jest uzasadnione w świetle tego, co wiemy o motywach tzw. orientacji na Rosję w latach 1907–1914. W 1930 r. ogłosił serię czterech artykułów, w których wypowiedział się przeciw udziałowi Polski w „wyprawie krzyżowej” przeciw ZSRS. I tyle. Ale pogląd, że działania te wiązały się z szerszymi geopolitycznymi koncepcjami trwałego związku Polski z Rosją, to wytwór propagandy piłsudczykowskiej lat trzydziestych, powielony w PRL – mówi PAP prof. Krzysztof Kawalec, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Polska Agencja Prasowa: Czy rozważania Romana Dmowskiego są w swoim przesłaniu aktualne?
Prof. Krzysztof Kawalec: Wszystko jest kwestią rozumienia, co oznacza owo „przesłanie”. Dmowski nie był twórcą doktryny, ideologiem tworzącym zwarte systemy poglądów. Był niechętny wobec doktrynerstwa oraz polityki rozumianej jako instrument realizacji (lub narzucania) wartości. Uważał, że kluczem do działań powinna być obserwacja życia i narzucanych przez nie wyzwań. O tym, co mamy robić, winny rozstrzygać ludzkie potrzeby, a nie wskazania doktrynalne.
Jego współpracownicy natomiast, a zwłaszcza epigoni, traktowali jego publicystyczne przesłania bardzo dosłownie, przypisując im rangę trwałych wskazań. Kłopot polega na tym, że Dmowski był sprawnym publicystą, pisał dużo, i w jego publicystycznej spuściźnie można znaleźć wiele wątków sprzecznych. I nie mogło być inaczej, jeśli się zważy, że polityczno-publicystyczna aktywność Dmowskiego trwała ok. czterdziestu lat, a wychodzące spod jego pióra artykuły, odezwy, komentarze odzwierciedlały zarówno poglądy na zmieniającą się sytuację, jak i potrzeby ruchu politycznego, którego ten polityk był jednym z twórców.
Oczywiście były w tej aktywności elementy trwałe. Kluczowy charakter miało przekonanie, że człowiek ma obowiązki wobec wspólnoty, w której obrębie się ukształtował, że są one niezbywalne i że to, jak są traktowane, świadczy o człowieku, o tym, kim on jest i w jakiej mierze zasługuje na szacunek. Inna trwałą myślą było przekonanie, że interesy zbiorowości są ważniejsze od interesów indywidualnych, najważniejszą zaś zbiorowością jest historycznie ukształtowana wspólnota – naród.
Prof. K. Kawalec: Jego współpracownicy, a zwłaszcza epigoni, traktowali jego publicystyczne przesłania bardzo dosłownie, przypisując im rangę trwałych wskazań. Kłopot polega na tym, że Dmowski był sprawnym publicystą, pisał dużo, i w jego publicystycznej spuściźnie można znaleźć wiele wątków sprzecznych.
Interes owej zbiorowości, rozumiany długofalowo (czyli możliwość zachowania tożsamości, a także zdolność do rozwoju), uważał Dmowski za absolutny priorytet, podstawowe kryterium we wszelkich działaniach zbiorowych. Zachowanie tożsamości oraz zdolności do rozwoju przez naród wymaga własnego państwa – dopiero ono daje bowiem możliwość suwerennego kształtowania potrzeb oraz doboru stosownych instrumentów politycznych. Państwo to musi realizować potrzeby całego narodu, nie zaś przywódcy czy wąskich grup. Jakkolwiek Dmowski był politykiem prawicowym, w tym punkcie jego poglądy zasadniczo odbiegały od poglądów konserwatystów.
Kolejny element, będący z kolei odbiciem szerzej rozpowszechnionego w Polsce (chyba również dzisiaj) poglądu, to przekonanie o cywilizacyjnej przynależności Polski do Zachodu. Ta dychotomia zaznaczała się w twórczości Dmowskiego z wielka siłą, praktycznie przez cały czas, od czasów młodzieńczych po starość. Uważał, że społeczeństwa zachodnie zostały zorganizowane na podstawie poczucia wolności, natomiast na Wschodzie państwo jest formą zorganizowanej siły. Tę „zachodniość” Polski Dmowski definiował, akcentując różne elementy: przed 1914 r. głównie przez wskazywanie na różnice dzielące Polaków i Rosjan, potem przez sięgnięcie do argumentu bardziej kontrowersyjnego dla części polskiej opinii publicznej, tj. przez wskazanie na znaczenie pracy formacyjnej Kościoła katolickiego. Dmowski traktował Kościół jako instytucję wolnościową – w odróżnieniu od związanej z państwem carów rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, a także uzależnionych od lokalnych władz państwowych kościołów protestanckich zachował on niezależność od władz państwowych. Na ziemiach polskich zaś jego znaczenie było tym większe, że jako instytucja działał stabilniej od własnego państwa: słabego bądź nieistniejącego.
Akcent na znaczenie poczucia wolności oraz pojmowanie państwa typu zachodniego jako rozszerzenie samorządu (w odróżnieniu od absolutystycznych monarchii „z Bożej łaski” czy dyktatur charyzmatycznych jednostek) zbliżał poglądy Dmowskiego do poglądów liberalnych. Zasadniczą różnicą było to, że nie akceptował ideologii praw człowieka, uważając ją za demoralizującą. Człowiek – uważał Dmowski – jest częścią społeczeństwa, bez którego jest nikim. Wolność, z której korzysta jednostka, jest jedną z wielu instytucji społecznych (nie zaś przyrodzonym prawem) i obowiązkiem jednostki jest używanie jej w sposób rozsądny, nienaruszający więzi społecznych.
PAP: Czy elementy myśli Dmowskiego można by przenieść na grunt współczesnej Polski?
Prof. Krzysztof Kawalec: Zależy które. Dmowski żył i działał w trudnych czasach. Apogeum jego aktywności przypada na okres poprzedzający wybuch I wojny światowej oraz okres wojny. We współczesnej świadomości pierwszy z globalnych konfliktów został przyćmiony przez drugi, nie do końca słusznie. Jeśli policzyć i porównać straty demograficzne wywołane wojną i jej następstwami, liczby stają się porównywalne. A na Zachodzie – istotnym o tyle, że to dla nas źródło wzorców kulturowych – Wielką Wojną z uwagi na ogrom strat była właśnie ta pierwsza.
Prof. K. Kawalec: Interes owej zbiorowości, rozumiany długofalowo (czyli możliwość zachowania tożsamości, a także zdolność do rozwoju), uważał Dmowski za absolutny priorytet, podstawowe kryterium we wszelkich działaniach zbiorowych.
Po obu globalnych konfliktach i – dla Europy Wschodniej – traumatycznych doświadczeniach totalitarnego komunizmu świat bardzo się zmienił. Zmienił się też, i to zasadniczo, język polityki. To nie oznacza niestety, by znikło to, co stanowi jej najbardziej odrażającą cechę: narzucanie swojej woli przez najsilniejszych, nadużycia władzy, narzucanie wpływów, posługiwanie się przemocą – zmienił się natomiast zarówno język opisu polityki, jak i retoryka, do której sięgają aktywne w niej postacie oraz środowiska.
Sformułowania, które nie raziły w czasach, kiedy Dmowski pisał „Myśli nowoczesnego Polaka”, dzisiaj byłyby nieakceptowalne. Jeśli chodzi o zmiany widoczne z polskiej perspektywy, to bodaj najbardziej doniosłą jest to, że Polska stała się w praktyce krajem jednonarodowościowym. W sytuacji gdy mniejszości są tak nieliczne, że nawet przy bardzo bezceremonialnym artykułowaniu swoich postulatów nie byłyby w stanie zagrozić stabilności państwa, nie ma potrzeby upominać się o przewagę narodu panującego. Podczas II wojny światowej została zniszczona społeczność żydowska w Polsce. Pamięć o bezprecedensowej zbrodni obciąża wcześniejsze enuncjacje polityków prawicy, w tym Dmowskiego, na temat kwestii żydowskiej w Polsce – jakkolwiek trzeba w tym miejscu z całą mocą zaznaczyć, że żaden z nich nie tylko nie brał pod uwagę ludobójstwa, ale że tego rodzaju „metoda” rozwiązania problemów narosłych wokół trudnego, wspólnego polsko-żydowskiego bytowania w ogóle wykraczała poza horyzont politycznej wyobraźni polskich elit.
Dmowski był dużą indywidualnością, politykiem, który był równocześnie intelektualistą, i jakkolwiek nacjonalizm był istotnym elementem jego poglądów, nie dadzą się one sprowadzić wyłącznie do tej ideologii. Poza tym w położeniu Polski nie wszystko się zmieniło. Są kwestie, które zachowały swoją aktualność, ponieważ są powiązane z trwałymi realiami o charakterze politycznym (sąsiedztwo), przynależnością cywilizacyjną (okcydentalizm), presją kultury masowej czy relacjami pomiędzy elitami a ogółem społeczeństwa. W każdej z tych kwestii Dmowski się wypowiadał i chociaż przesadą byłoby szukanie w tych wypowiedziach dosłownych recept (on sam zapewne protestowałby przeciw temu), znaczna ich część może być nadal interesująca lub inspirująca.
PAP: W jakich dziedzinach aktualność myśli Dmowskiego jest największa?
Prof. Krzysztof Kawalec: Osobiście w tym kontekście wskazałbym przede wszystkim refleksje na temat relacji między elitami a masami, roli wyobraźni oraz poczucia odpowiedzialności w działaniach zbiorowych, a także na temat państwa jako instrumentu realizacji woli społecznej. Dla Dmowskiego polityka była nie profesją, lecz misją. To przekonanie stosował także do siebie – bezinteresowność w służbie publicznej dostrzegali też jego polityczni przeciwnicy. Po 1989 r. w Polsce dominuje inny model kariery, co ma swoje walory, ale i koszty społeczne.
Odpowiada mi również widzenie przez Dmowskiego roli elit, w szczególności pogląd, że z osiągniętą pozycją wiążą się nowe obowiązki społeczne; a także że elity nie powinny się izolować, kultywując wygodne przekonanie o własnych zaletach i przewagach, lecz ich obowiązkiem jest służba społeczna, związana z poczuciem odpowiedzialności za całość. Pogląd, że nie ma elity bez owego poczucia odpowiedzialności. Bliskie mi jest także to, co nieraz budzi nieporozumienia i kontrowersje: wizja narodu jako wspólnoty pokoleń, gdzie poczucie więzi wyrasta z tradycji oraz poczucia odpowiedzialności za przyszłość, oby wspólną. Dmowski kierował się w swoich działaniach taką właśnie wizją, ale jej nie wymyślił. Bardzo podobną, by nie powiedzieć identyczną, spotykamy w naszej poezji romantycznej. Polecam w tym kontekście lekturę III części „Dziadów” Mickiewicza. Sadzę, że można tu mówić o świadomym zapożyczeniu – Dmowski był wielbicielem i znawcą poezji romantycznej, twórczości Mickiewicza zaś w szczególności.
Prof. K. Kawalec: Pamięć o bezprecedensowej zbrodni obciąża wcześniejsze enuncjacje polityków prawicy, w tym Dmowskiego, na temat kwestii żydowskiej w Polsce – jakkolwiek trzeba w tym miejscu z całą mocą zaznaczyć, że żaden z nich nie tylko nie brał pod uwagę ludobójstwa, ale że tego rodzaju „metoda” rozwiązania problemów narosłych wokół trudnego, wspólnego polsko-żydowskiego bytowania w ogóle wykraczała poza horyzont politycznej wyobraźni polskich elit.
Innym pozytywnym elementem w myśli Dmowskiego był nieufny stosunek do eksperymentów politycznych, dyktowanych wielkimi ideologicznymi wizjami. Dmowski pojmował politykę jako zespół działań, które muszą brać za punkt wyjścia bardziej potrzeby i pragnienia ludzi niż wartości abstrakcyjne – przy przyjęciu zasady minimalizacji ryzyka. Jeśli organizować państwo, to w oparciu o ludzi, których nie trzeba przekonywać, że jest ono potrzebne, przy zastosowaniu rozwiązań powiększających spójność jego struktury i ograniczających możliwości powstawania niebezpiecznych dla całości tarć. Dlatego, przy pozytywnym stosunku do instytucji samorządu, Dmowski był nieufny wobec perspektywy jego rozbudowy w struktury typu autonomicznego, nawet na obszarze, gdzie wpływy jego ugrupowania były największe (jak w Wielkopolsce). Uważał, że podział państwa byłby w naszych warunkach wstępem do jego likwidacji. Trafność tej opinii w realiach międzywojennych potwierdzało fiasko polityki regionalistycznej po maju 1926 r.
Dzisiaj Polska nie jest wprawdzie zagrożona irredentą narodowościową, ale mając na uwadze temperaturę wewnętrznego sporu, można zasadnie obawiać się skutków sytuacji, w której każdy ze zwaśnionych obozów miałby możliwość uzyskania trwałej przewagi w obrębie obdarzonych szerokim zakresem samodzielności jednostek terytorialnych. Dmowskiemu zdarzało się nieraz błądzić – zarówno jako politykowi, jak i intelektualiście – tam jednak, gdzie kierował się rozsądkiem oraz wyobraźnią, błędów nie popełniał.
PAP: Co natomiast w myśli Dmowskiego jest już przestarzałe, nieaktualne?
Prof. Krzysztof Kawalec: W dużej mierze wizja świata jako areny walki wszystkich ze wszystkimi, gdzie jedynym elementem porządkującym jest siła. W znacznym stopniu była ona wytworem ery wilhelmińskiej (czas przed 1914 r.), a okres między wojnami nie przedstawiał sie pod tym względem dużo lepiej. Dzisiaj rozumiemy, że w relacjach między wielkimi grupami ludzkimi liczą się nie tylko rywalizacja, lecz i współpraca, a przemoc niekoniecznie jest głównym argumentem. Chociaż błędem, często dzisiaj spotykanym, jest również przeciwna skrajność: postrzeganie polityki międzynarodowej jako miejsca realizacji szczytnych wartości przy lekceważeniu bądź niedostrzeganiu mniej szlachetnych motywacji uczestników gry.
O zmianach, jakie się dokonały w ciągu długiego już czasu, który upłynął od śmierci Dmowskiego, już mówiłem. Dotyczą one także relacji Polski między jej wielkimi sąsiadami. W gruncie rzeczy nie wiemy, co Dmowski zaleciłby dzisiaj, może poza zdroworozsądkowym zaleceniem, iż „Polska nie może pozwolić sobie na darcie kotów z obydwoma sąsiadami”. Uchodził za polityka prorosyjskiego, co nie jest uzasadnione w świetle tego, co wiemy o motywach tzw. orientacji na Rosję w latach 1907–1914. W okresie międzywojennym, w 1930 r., ogłosił serię czterech artykułów, w których wypowiedział się przeciw udziałowi Polski w „wyprawie krzyżowej” przeciw ZSRS. I tyle. Ale pogląd, że działania te wiązały się z szerszymi geopolitycznymi koncepcjami zakładającymi trwały związek Polski z Rosją, to wytwór propagandy piłsudczykowskiej lat trzydziestych, powielony potem w PRL.
Tak czy inaczej realia współczesne tak dalece odbiegają od międzywojennych (nie mówiąc o jeszcze dawniejszych), że szukanie inspiracji w cytatach sprzed stulecia miałoby podobny sens co pójście na dworzec kolejowy ze starym rozkładem jazdy. Natomiast rozsądne i do zastosowania wydają się uwagi Dmowskiego na temat sensowności budowania mostów w kierunku krajów sąsiednich, położonych między Niemcami a Rosją, w szczególności Czechami i Słowakami. Kwestia związków z państwami zachodnimi – pomyślanymi jako przeciwwaga wpływów Rosji oraz Niemiec – jest odrębna i odpowiedź, czy jest to sugestia sensowa i aktualna, czy przeciwnie: anachroniczna, wiąże się z odpowiedzią na pytanie, czym jest (chce być) współczesna Polska. Czy – jak uważał Dmowski – państwem średniej wielkości, w pełni suwerennym, o ambicjach mocarstwa regionalnego, czy krajem szukającym stabilnego oparcia w którymś z mocarstw sąsiednich. To kwestia strategicznej natury, bo błąd w ocenie sytuacji może kosztować bardzo drogo. Szukanie inspiracji w myśli Dmowskiego oznacza wejście na drogę ryzyka.
Prof. K. Kawalec: Dla Dmowskiego polityka była nie profesją, lecz misją. To przekonanie stosował także do siebie – bezinteresowność w służbie publicznej dostrzegali też jego polityczni przeciwnicy. Po 1989 r. w Polsce dominuje inny model kariery, co ma swoje walory, ale i koszty społeczne.
Ale odnosi się to także do poglądów jego wielkiego rywala, w szczególności polityki wschodniej. Mamy mniej instrumentów działania niż przed wojną. Obecnie prawie już nie ma ludności polskiej na kresach dawnej RP. Siła asymilacyjna polskiej kultury osłabła, siła militarna polskiego państwa, oceniana na szerszym tle, jest ułamkiem przedwojennej, szybko zaś starzejące się społeczeństwo polskie dalekie jest od dynamiki tego z okresu międzywojennego czy walk o niepodległość. To się może z czasem zmieni, ale daleka droga do tego.
PAP: Jak ta „aktualność” myśli Dmowskiego wygląda na tle „aktualności” myśli Józefa Piłsudskiego?
Prof. Krzysztof Kawalec: Trudno powiedzieć. Obaj nasi wielcy żyli w innym historycznym czasie, a świat bardzo się zmienił. Poza tym Dmowski był politykiem, dla którego słowo stanowiło jeden z najważniejszych instrumentów oddziaływania. Natomiast Piłsudski był spiskowcem, a potem żołnierzem. O ile Dmowski realizował swoje cele, dzieląc się z innymi swoimi myślami, to Piłsudski własne starał się raczej ukrywać. On także posługiwał się piórem, i to sprawnie, ale jego twórczość była nie tylko objętościowo o wiele mniej obszerna, lecz i miała inny charakter. Stąd trudno owe myśli porównywać.
PAP: Czy w dzisiejszych realiach łatwiej byłoby zastosować rozwiązania, za którymi optował Dmowski, czy raczej te, za którymi stał Piłsudski?
Prof. Krzysztof Kawalec: Tu sytuacja wydaje się dość podobna za sprawą zmiany historycznego kontekstu. Polska de facto jednonarodowa odebrała zasadność programowi zapewnienia przewagi Polakom jako narodowi panującemu. Ale z tej samej przyczyny ułożenie stosunków między narodowościami nie jest już kluczem do stabilności i bezpieczeństwa. Możemy się spierać, kto z naszych wielkich miał kiedyś rację, ale dzisiaj spór między nimi należy do historii, przynajmniej gdy chodzi o stosunek do kwestii narodowości.
Prof. K. Kawalec: Realia współczesne tak dalece odbiegają od międzywojennych (nie mówiąc o jeszcze dawniejszych), że szukanie inspiracji w cytatach sprzed stulecia miałoby podobny sens co pójście na dworzec kolejowy ze starym rozkładem jazdy.
Odnosi się to również do innego sporu, w którym punktem odniesienia był przewrót majowy i objęcie przez Piłsudskiego pełni władzy. W publicystyce Dmowskiego po 1926 r. można zauważyć sporo akcentów dowodzących co najmniej dystansu wobec demokracji typu zachodniego, wcześniej generalnie akceptowanej jako system właściwy dla naszego kręgu cywilizacyjnego. Istotę problemu uchwycił w swoim czasie wybitny historyk prawa prof. Jan Baszkiewicz, kiedy się wyraził, że obaj nasi wielcy brzydko się starzeli. I tak właśnie było, z tą tylko różnicą, że Dmowski „brzydko” pisał, a Piłsudski „brzydko” czynił. Nie wdając się w tym miejscu w rozstrzyganie, czy ważniejszy jest czyn, czy słowo, biorąc pod uwagę obecną temperaturę sporu politycznego, można odnieść wrażenie, iż znaczna część opinii publicznej skłonna byłaby zaakceptować pewne ograniczenia swobód politycznych, jeśli miałoby to pognębić politycznego konkurenta. Otóż nie jest to sposób na rozwiązanie czegokolwiek – to raczej przestroga, czego czynić nie należy.
W drugiej połowie lat dwudziestych XX stulecia znaczna część ówczesnej klasy politycznej, reprezentująca odłam liberalny oraz deklarująca przywiązanie do wartości demokratycznych, de facto zaakceptowała demontaż systemu demokratycznego oraz ustanowienie autorytarnej dyktatury – i tak długo, jak długo wierzyła, że zamach stanu i zaostrzający się kurs polityczny skierowane są głównie przeciw partii Dmowskiego, nie odzywały się w jej obrębie poważniejsze glosy sprzeciwu. Nie spekulując na temat możliwości powtórzenia się podobnego scenariusza, trzeba powiedzieć, że historia udziela nam w tym miejscu ostrzeżenia, informując o kosztach zacietrzewienia oraz wymknięcia się politycznego sporu poza granicę rozsądku.
PAP: Czy można zauważyć pewną wspólnotę poglądów między Dmowskim a Piłsudskim, które znalazłyby zastosowanie we współczesnej Polsce?
Prof. Krzysztof Kawalec: Takim wspólnym wątkiem była wizja Polski jako państwa w pełni suwerennego w polityce wewnętrznej oraz starającego się o niezbędną swobodę manewru w polityce zagranicznej. W obozie Dmowskiego takie państwo nazywano „Wielką Polską”, w obozie Piłsudskiego z większą jeszcze egzaltacją i przesadą pisano o „mocarstwowości”. Pozostawiając jednak na boku propagandową przesadę, trudno potępiać troskę o suwerenność – rozumianą nie deklaratywnie, lecz w zgodzie z istotą tego pojęcia. I tutaj Piłsudski i Dmowski działali w tym samym kierunku, jakkolwiek używając czasem różnej retoryki.
Obaj starali się także unikać sytuacji, w której wewnętrzne polskie spory byłyby wywlekane na zewnątrz, przy założeniu, że znajdzie się obcy arbiter, który je rozsądzi. Nie znaczy to, że podobne tendencje nie ujawniały się w obrębie rywalizujących obozów, ale zarówno Piłsudski, jak i Dmowski, każdy we własnym zakresie, starali się im przeciwdziałać, uciszając nadmiernie gorliwych własnych stronników.
Prof. K. Kawalec: Dmowski był politykiem, dla którego słowo stanowiło jeden z najważniejszych instrumentów oddziaływania. Natomiast Piłsudski był spiskowcem, a potem żołnierzem.
Obaj opowiadali się za związaniem polityki zagranicznej Polski z państwami zachodnimi, a nie którymś z wielkich sąsiadów Polski. Czy jest to do powielenia dzisiaj, to już, rzecz jasna, inna sprawa.
PAP: Czy w pewnym sensie na współczesną recepcję myśli Dmowskiego cieniem kładzie się popularność mitu marszałka Piłsudskiego?
Prof. Krzysztof Kawalec: Nie sądzę, chociaż w niektórych środowiskach, wśród bardzo wiekowych ludzi, można dostrzec tendencje do bezrefleksyjnego powielania propagandowych tez sprzed wojny. Dmowskiemu zaszkodził upływ czasu. W czasach PRL nostalgie za dawnym państwem sprzyjały kultywowaniu pamięci o Piłsudskim, w znacznej mierze za sprawą sentymentów trzynastu roczników absolwentów szkół po 1926 r., gdzie kult Piłsudskiego był elementem programu. Przed wojną wielu z nich kult ten zapewne raził – natomiast po wojnie dawny krytycyzm uległ erozji, pozostała natomiast nostalgia za czasami młodości, z Piłsudskim w roli symbolu państwa.
Prof. K. Kawalec: W niektórych środowiskach, wśród bardzo wiekowych ludzi, można dostrzec tendencje do bezrefleksyjnego powielania propagandowych tez sprzed wojny. Dmowskiemu zaszkodził upływ czasu. W czasach PRL nostalgie za dawnym państwem sprzyjały kultywowaniu pamięci o Piłsudskim, w znacznej mierze za sprawą sentymentów trzynastu roczników absolwentów szkół po 1926 r., gdzie kult Piłsudskiego był elementem programu. Przed wojną wielu z nich kult ten zapewne raził – natomiast po wojnie dawny krytycyzm uległ erozji, pozostała natomiast nostalgia za czasami młodości, z Piłsudskim w roli symbolu państwa.
Kolejny element to próby kojarzenia PRL z elementami programu dawnej endecji (antyniemieckość, jednonarodowość, resentymenty roku 1968) prowadzące do kompromitowania owego programu. To się zaczęło powoli zmieniać po 1989 r., choć z różnych powodów też nie od razu. Jednak coraz silniej odczuwana presja ze strony procesów globalizacyjnych, słabnięcie ochronnej roli państwa, pojawienie się w dyskursie publicznym elementów obcych narracji historycznych sprzyjało pojawianiu się pytań o naszą tożsamość i naszą przyszłość jako wspólnoty. I tutaj postać Dmowskiego – nawet nie jako polityka, lecz raczej intelektualisty i pisarza politycznego – może stanowić interesujący punkt odniesienia do poszukiwań własnych.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /