Niemiecki historyk Norbert Frei przekonuje w piątkowym komentarzu na łamach "Sueddeutsche Zeitung", że pomnik polskich ofiar okupacji, który wywołał dyskusje w RFN, nie wystarczy. Nie odda on bowiem horroru, jakim były rządy III Rzeszy w podbitej Polsce.
Frei, który jest profesorem historii na uniwersytecie w Jenie, ubolewa, że większości Niemców termin "cierpienie na Wschodzie" kojarzy się z tzw. wypędzonymi. Mało kto wie jednak o skali i brutalności zbrodni popełnionych wcześniej przez nazistów na terenach okupowanej Polski.
"Dekrety Hitlera z 7 października 1939 roku zamieniły zachodnią część Polski, podbitą w porozumieniu ze Stalinem, w pole praktyk i eksperymentów dla narodowosocjalistycznej polityki rasowej i demograficznej" - pisze naukowiec i przypomina, że w Wielkopolsce i w Gdańsku w ciągu kilku tygodni szwadrony śmierci SD (Sicherheitsdienst) wspomagana przez oddziały Volksdeutscher Selbstschutz wymordowały kilkadziesiąt tysięcy osób.
"Nauczyciele i profesorowie, lekarze i duchowni byli rozstrzeliwani jako potencjalni organizatorzy ruchu oporu. Polskie szpitale psychiatryczne zostały zlikwidowane na początku 1940 roku. Przy pomocy karabinów maszynowych" - przypomina Frei.
Podczas gdy w anektowanej zachodniej Polsce chodziło o jak najszybszą germanizację, to w środkowej części kraju "powstało nowe niemieckie imperium kolonialne na czele z Hansem Frankiem, byłym prawnikiem Hitlera z Monachium, tak zwane Generalne Gubernatorstwo".
"Dziennik Franka to zapis rządów horrendalnego terroru, w którym brali udział uchodzący za poczciwców niemieccy urzędnicy administracyjni. Wobec niemal nieograniczonych możliwości wymuszania łapówek wielu z nich stało się prawdziwymi despotami na podległych im terenach" - konstatuje niemiecki historyk.
Jak pisze - wbrew temu, co uspokajająco powtarzało się w Niemczech - wojna eksterminacyjna na Wschodzie nie zaczęła się w 1941 roku od ataku na ZSRR, ale w 1939 roku w Polsce. "Okupacja tego kraju była nie tylko najdłuższa, ale też najbardziej zbrodnicza" - ocenia Frei.
Przypominając o inicjatywie budowy pomnika ku czci Polaków, którzy byli ofiarami Niemców podczas II wojny światowej, historyk uznaje, że jest to gest słuszny, ale daleko niewystarczający, nie da się bowiem oddać na tabliczce na pomniku skali bestialstwa niemieckiej okupacji. Dlatego ważne jest, by powstało również muzeum dokumentujące zbrodnie III Rzeszy na Wschodzie - postuluje Frei.
"W odróżnieniu od Polski w Niemczech nie ma muzeum II wojny światowej" - konkluduje.
Z inicjatywą budowy pomnika upamiętniającego Polaków wystąpił w 2017 roku Florian Mausbach, emerytowany szef Federalnego Urzędu Budownictwa i Zagospodarowania Przestrzennego. Do zwolenników idei należy m.in. przewodniczący Bundestagu Wolfgang Schaeuble. W niemieckim parlamencie ideę popiera około 240 deputowanych różnych frakcji, poza narodowo-populistyczną Alternatywą dla Niemiec (AfD). Jako potencjalne miejsce upamiętnienia wskazuje się Plac Askański w centrum Berlina, nieopodal ruin zburzonego w czasie wojny dworca kolejowego.
Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ akl/ ap/ pat/