Przed zbliżającym się II Kongresem Zagranicznych Badaczy Dziejów Polski w Krakowie PAP rozmawia z historykiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Andrzejem Chwalbą, o badaniach nad historią naszego kraju za granicą. Pierwszy kongres odbył się w 2007 roku, również w Krakowie.
PAP: Czy świat interesuje się historią Polski?
Prof. Andrzej Chwalba: Im dalej od granic Rzeczpospolitej, tym zainteresowanie naszą historią jest mniejsze. Dzieje Polski najlepiej znają nasi sąsiedzi. Ale ogólnie świat niewiele wie o naszej przeszłości. Z drugiej strony, co my możemy powiedzieć o Korei Południowej albo Argentynie? Obywatele każdego kraju interesują się przede wszystkim swoją historią. To, że zainteresowanie historią Polski na świecie jest niewielkie, to po części nasza wina. Nie wykorzystujemy np. takiego potencjału, jakim jest kino, film. Sama Polonia też niewiele robi, aby rozpowszechniać historię. Wyjątkiem może być prezes Fundacji Kościuszkowskiej Alex Storożyński, który w Stanach Zjednoczonych zapoczątkował ruch potępiający stwierdzenia, że Polacy byli sprzymierzeńcami Hitlera.
Prof. Andrzej Chwalba: To, że zainteresowanie historią Polski na świecie jest niewielkie, to po części nasza wina. Nie wykorzystujemy np. takiego potencjału, jakim jest kino, film. Sama Polonia też niewiele robi, aby rozpowszechniać historię. Wyjątkiem może być prezes Fundacji Kościuszkowskiej Alex Storożyński, który w Stanach Zjednoczonych zapoczątkował ruch potępiający stwierdzenia, że Polacy byli sprzymierzeńcami Hitlera.
PAP: Kongres Zagranicznych Badaczy Dziejów Polski może zwiększyć zainteresowanie polskimi dziejami za granicą?
A.Ch.: Szerzenie wiedzy o naszej historii wśród cudzoziemców jest ciężką pracą, wymagającą konsekwencji i uporu. Kongres ma popularyzować historię Polski oraz diagnozować stan wiedzy o niej za granicą. Są rezultaty pierwszego kongresu sprzed pięciu lat. Powstał zespół badaczy przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który monitoruje kondycję polskiej historii na świecie. Odbyły się też spotkania zagranicznych historyków w ich ojczystych krajach, poświęcone polskiej historii. Regularnie do Polski przylatują amerykańscy historycy, by z nami dyskutować o przeszłości.
PAP: Jaka jest polska historia w oczach cudzoziemców?
A.Ch.: Zróżnicowana. Czasami zniekształcona. Jest jednak systematycznie korygowana. Dzięki polskim wysiłkom w Unii Europejskiej pisze się Kopernik w wersji łacińskiej Copernicus, a nie niemieckiej Kopernicus - jak było dotychczas. Cudzoziemcy piszą też Curie-Skłodowska, a nie tylko Curie. W podręcznikach europejskich znany jest Hugo Kołłątaj, bo wprowadził pojęcie odpowiedzialności rządu przed parlamentem. Dwa kraje europejskie nie zajmują się badaniem naszej historii: Portugalia i Grecja – stamtąd nikt nie przyjedzie na kongres.
PAP: Podobno Japonia ma ciekawy punkt widzenia na historię Europy.
A.Ch.: Japończycy uważają, że historię Europy należy postrzegać z trzech perspektyw: polskiej, niemieckiej i brytyjskiej. Dla Japończyków, ale także Koreańczyków, polskie spojrzenie na dzieje starego kontynentu ma duże znaczenie. Nie można tego powiedzieć o innych państwach w Azji.
PAP: Jakie zagadnienia są najczęściej przedmiotem badań ośrodków zagranicznych?
A.Ch.: Cały świat skupia się na najnowszej historii, więc teraz wszyscy zajmują się wiekiem XX, a wśród polskich postaci największy rozgłos zyskuje Piłsudski, Wałęsa i Jan Paweł II.
PAP: Gdzie najprężniej działają ośrodki akademickie badające dzieje Polski?
A.Ch.: W Niemczech. Bada się tam przede wszystkim przeszłość Dolnego Śląska w XV i XVI w. oraz dzieje zakonu krzyżackiego. Niemcy zajmują się też historią Polski i relacji dwustronnych w wieku XIX i XX. Niemieckich historyków zgłębiających dzieje Polski jest około stu. Drugim krajem, gdzie historycy prężnie zajmują się polską historią, jest Ukraina. Na liście zajmujących się historią Polski jest 1,4 tys. osób z całego świata. Ostatnio odkryliśmy badaczy z Iranu i Egiptu. Akademickie ośrodki od niedawna działają w Brazylii, Meksyku, Argentynie. Na kongresie będzie około 500 badaczy i gości z zagranicy z ponad 45 krajów, w tym 230 referentów z 30 krajów. Spoza Europy przyjadą do Krakowa uczeni ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Japonii, Korei Południowej, Turcji, Izraela, Brazylii.
Prof. Andrzej Chwalba: Po pierwszym kongresie Międzynarodowe Centrum Kultury i Muzeum Historii Polski w Warszawie uruchomiły granty naukowe dla historyków zagranicznych badających dzieje Polski. Liczba ubiegających się o nie rośnie. Pojawiają się chętni z krajów, w których dotychczas nie interesowano się naszą historią, np. Chińczycy.
PAP: Jak wygląda kwestia publikacji dorobku tych zagranicznych ośrodków w Polsce?
A.Ch.: Jeżeli polski historyk chce wydać książkę za granicą, to Instytut Książki finansuje mu publikację. Podobnie jest za granicą. W Empiku jest mnóstwo książek badaczy anglosaskich o dziejach XX wieku. Ale są to książki komercyjne, niefinansowane przez rodzime instytuty książki i niekoniecznie napisane na podstawie wiarygodnych źródeł historycznych. Po pierwszym kongresie Międzynarodowe Centrum Kultury i Muzeum Historii Polski w Warszawie uruchomiły granty naukowe dla historyków zagranicznych badających dzieje Polski. Liczba ubiegających się o nie rośnie. Pojawiają się chętni z krajów, w których dotychczas nie interesowano się naszą historią, np. Chińczycy.
PAP: Czy są następcy najbardziej znanych historyków takich jak np. Norman Davies?
A.Ch.: Daviesa trudno zestawiać z innymi historykami. Po pierwsze dlatego, że jest on mistrzem autopromocji. Po drugie, on pisze książki historyczno-literackie. Są one ciekawe, bo historia Polski jest ciekawa. Następcą Daviesa mógłby być Timothy Snyder, który otrzymał nagrodę podczas I Kongresu Zagranicznych Badaczy Dziejów Polski. W dalekiej przyszłości - może któryś z obecnych doktorantów? Pewne jest, że historia Polski ma wielką szansę na świecie, bo jest zaskakująca, niepoukładana, nienudna.
PAP: Następny kongres za pięć lat?
A.Ch.: To zależy od skali zaangażowania państwa. Jeśli będzie skromne, to trudno myśleć o kolejnym kongresie.
Rozmawiała Beata Kołodziej (PAP)
bko/ hes/