Mówią Wieki
W lipcu 1605 roku carem moskiewskim został Dymitr I, podający się za syna Iwana Groźnego. Wszystko wskazuje na to, że był samozwańcem, choć doskonale przygotowanym do swojej roli i niewykluczone, że wierzącym w swoje carskie pochodzenie. To jemu poświęcony jest październikowy numer miesięcznika „Mówią Wieki”.
„Inteligentny, żądny wiedzy, doskonały obserwator. Wychowanie w hermetycznej kulturze moskiewskiej Rusi z naciskiem na tradycję cerkiewną nie przeszkodziło mu nasiąknąć europejskim renesansem podczas kilkuletniego pobytu w Rzeczypospolitej. Jego epopeję zgrabnie ujął dziewiętnastowieczny historyk rosyjski Wasyl Kluczewski, który stwierdził: »Samozwańca tylko wypieczono w polskim piecu, a jego zakwas przygotowano w Moskwie«” – ocenia Tomasz Bohun. I dodaje, że Dymitr I „to najciekawszy z impostorów (oszust, fałszerz, uzurpator przyjmujący fałszywą tożsamość – PAP) epoki moskiewskiej smuty”.
„16 stycznia 1598 roku zmarł car Fiodor Iwanowicz, ostatni przedstawiciel dynastii Rurykowiczów na tronie moskiewskim, syn słynnego Iwana Groźnego. Państwo Moskiewskie i jego elita znaleźli się w sytuacji całkowicie nowej – należało dokonać wyboru nowego władcy, a de facto wyznaczyć nową dynastię. W ten sposób rozpoczął się wielki kryzys dynastyczny, który stał się jedną z najważniejszych przyczyn wielkiej smuty” – przypomina na łamach miesięcznika Piotr Kroll, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jednym z głównych bohaterów, który wkroczył w tym czasie na scenę dziejów był mnich, późniejszy car Dymitr I. Ważną rolę w jego „karierze” odegrała Rzeczpospolita.
„Wiosną 1602 roku Grigorij, mnich z moskiewskiego klasztoru Czudowskiego, przekroczył granicę między Państwem Moskiewskim a Rzecząpospolitą w pobliżu Nowogrodu Siewierskiego. Opuścił Moskwę jako mnich, a w państwie polsko-litewskim przeobraził się w carewicza Dymitra, młodszego syna Iwana Groźnego” – pisze znawca tej tematyki, Wasyl Uljanowski, profesor Narodowego Uniwersytetu im. Tarasa Szewczenki w Kijowie.
Podkreśla, że już 13 października 1604 roku samozwaniec i jego armia przekroczyli granicę moskiewską. „Po wielu bitwach, zwycięstwach i porażkach, przejściu na jego stronę większości wojsk moskiewskich i wojewodów 20 czerwca 1605 roku Dymitr wkroczył do Moskwy. Niebawem z wygnania powróciła Maria Nagojowa – ostatnia żona Iwana Groźnego i matka carewicza, która oficjalnie rozpoznała w nim swojego syna. 21 lipca 1605 roku samozwaniec został koronowany w soborach Zaśnięcia Matki Bożej i św. Michała Archanioła na moskiewskim Kremlu. Teraz w oczach wszystkich poddanych carstwa moskiewskiego i całej Europy stał się carem Dymitrem Iwanowiczem. Jego przemiana dobiegła końca” – czytamy.
W ocenie Wasyla Uljanowskiego „Dymitr próbował połączyć dwie osobowości: fasadową – nieco zmodernizowany wizerunek tradycyjnego władcy – i wewnętrzną – swoje preferencje do życia codziennego i aktywności intelektualnej na modłę zachodnią”.
„Ten podział na władcę i osobę prywatną wykraczał poza normy i idee Państwa Moskiewskiego, gdzie car stale jest osobą publiczną, a jego zachowanie jest integralne we wszystkich sferach życia i postrzegane przez poddanych zgodnie z ustalonymi wzorcami. W rzeczywistości do katastrofy Dymitra doprowadziło to, że pozwolił sobie na życie prywatne, na bycie człowiekiem, czyli podążanie za własnymi pragnieniami, nawykami i zachowaniem w życiu codziennym” – pisze Uljanowski.
Wykorzystała to opozycja bojarska (klan Szujskich), której udało się wmówić gminowi, że to nie jest car, on nie jest prawdziwy. „Najjaśniejszy i niezwyciężony, dany przez Boga imperator” został zamordowany 17 maja 1606 roku. Jego ciało wystawiono na widok publiczny i znieważono, potem spalono, a prochy wystrzelono z armaty w kierunku Rzeczypospolitej.
„Po obaleniu samozwańca Szujscy stworzyli legendę, że sprzyjał on Rzeczypospolitej i Stolicy Apostolskiej. To nieprawda. Dymitr nie dotrzymał żadnej z obietnic złożonych Zygmuntowi III podczas pobytu w Krakowie wiosną 1604 roku – przekazania Koronie części Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny, udzielenia pomocy w wojnie ze Szwecją (a więc wsparcia polskiego władcy w odzyskaniu szwedzkiego tronu), unii z Rzecząpospolitą i katolicyzacji Państwa Moskiewskiego. Po koronacji i ogłoszeniu się imperatorem (cesarzem) zrezygnował z usług prawie wszystkich Polaków, którzy wspierali go w wyprawie na Moskwę” – czytamy w „Mówią Wieki”.
W miesięczniku nie zabrakło oczywiście dramatycznej historii polskiej żony Samozwańca, Maryny Mniszchówny, carycy Wszechrusi, która „wedle moskiewskiej tradycji – bezpodstawnej, co udowodnił biograf Maryny, rosyjski historyk Wiaczesław Kozlakow – caryca spędziła ostatnie chwile zamknięta w nazwanej następnie jej imieniem wieży w Kołomnie”.
„Jeden z historyków wielkiej smuty, polski badacz Andrzej Andrusiewicz, rysował jej (Maryny – PAP) portret w najciemniejszych barwach. W jego opinii miała być ambitna, bezlitosna i pozbawiona umiejętności uczenia się na błędach, postrzegała świat jako dżunglę, w której trwa nieustająca walka. Trudno się zgodzić z tą opinią, pamiętając o ocaleniu przez nią niemieckich stronników Dymitra (…). Jej tragiczny los zainteresował artystów tej miary co Puszkin i Cwietajewa. Przewijała się na kartach dzieł najznakomitszych dziewiętnastowiecznych historyków rosyjskich: Nikołaja Karamzina, jego imiennika Ustriałowa, Siergieja Sołowjowa czy Wasyla Kluczewskiego. Stała się bohaterką – zazwyczaj negatywną – ludowych pieśni. Los okazał się więc przewrotny: odmawiając spełnienia marzeń o władzy i sławie za życia, uczynił ją sławną po śmierci” – ocenia w „Mówią Wieki” Przemysław Gawron, historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, specjalizuje się w nowożytnych dziejach Rzeczypospolitej.
wnk/

