„Inkarno” - wg opowiadania Kazimierza Brandysa - spektakl o ludziach, którzy nie dali się wpisać w system, zaprezentuje poniedziałek Teatr TVP. Jest to przedstawienie o walce, jaką musi z sobą stoczyć człowiek, żeby być sobą, by nie dać się uformować, „naprawić” otaczającym go zbawcom, kapłanom czy lekarzom - mówi reżyserka Lena Frankiewicz.
Premierę spektaklu "Inkarno" wg opowiadania Kazimierza Brandysa wyreżyserowała, debiutująca w Teatrze Telewizji, Lena Frankiewicz, która określiła swoje przedstawienie mianem "komedii egzystencjalnej".
"Każdy człowiek buduje swoją osobowość według ściśle określonej koncepcji. W spektaklu, w scenie modlitwy pada zdanie: +pozwól mi być sobą, to znaczy nigdy nie zwątpić w to, kogo mam udawać+. W tej metodzie terapii Profesora jest zawarta ogromna przewrotność. Dotykamy tu manipulacji, której jest on wierny do końca" - powiedziała PAP Frankiewicz.
"Dla mnie jest to przedstawienie o walce, jaką musi z sobą stoczyć człowiek, żeby być sobą, by nie dać się uformować, +naprawić+ otaczającym go zbawcom, kapłanom czy lekarzom" - podkreśliła.
Reżyser zwróciła uwagę, że w tekście Brandysa zawarta jest myśl "o przekleństwie tego świata, w którym nie da się być do końca normalnym". Przypomniała, że opowiadanie zostało napisane w 1962 r. - tym samym, w którym ukazała się powieść Kena Keseya "Lot nad kukułczym gniazdem". "Czuć w tym jakąś korespondencję z czasami, gdy zaglądało się do wnętrza ludzkiego mózgu" - dodała.
"Wszyscy jesteśmy przed, w trakcie lub po terapii. Wszyscy szukamy gdzieś jakiegoś sposobu na dotykający nas coraz mocniej niepokój. Czuję, że ten tekst ma szansę zyskać rezonans społeczny, bo wydaje mi się, że żyjemy w pewnej neurozie, w lęku przed tym, co się za chwilę wydarzy. Obawiamy się tego, co się stanie z naszą cywilizacją; pytamy: czy to już jej kres?" - mówiła Frankiewicz.
"Brandys zawarł w +Inkarno+ obraz świata, który wypadł z orbity. Sam pisał, że ten obraz kliniki jest samym światem, a klinika jest niczym soczewka, w której skupiają się lęki, neurozy współczesności. Jego pacjenci nie mają imion - oni się nazywają Pacjent Wędkarz, Pacjent Bez Osobowości, Pacjent z Książką - czyli każdy z nich posiada swoje natręctwo, piętę Achillesa" - wyjaśniła.
Przyznała, że podczas pracy aktorami zależało jej, aby "aktorzy nie grali stricte wariatów, żeby nie starali się być śmieszni, ale próbowali odnaleźć głębsze człowieczeństwo tych postaci". "Zależało mi, aby myśleli o nich jako o freakach, o antysystemowcach - ludziach, którzy nie dali się wpisać w system" - podkreśliła.
Reżyser dodała, że dla niej "bardzo istotna jest w tym spektaklu scena hipnozy". "W niej lekarze docierają do najgłębszych pokładów w Anatolu - i okazuje się, że właściwie zabić kobietę i porzucić kobietę - na pewnym poziomie etycznym, moralnym - znaczy to samo" - wyjaśniła.
"W finale, w koncercie jazzowym starałam się uwolnić te wszystkie wątki. Jest już tylko muzyka, jest tylko wolność, karma Anatola, który okazuje się być nie mordercą, ale perkusistą i łamaczem kobiecych serc - i który dalej będzie robić to, co robił. Nie doznał żadnej przemiany. Poddał się eksperymentowi psychiatrycznemu" - powiedziała Frankiewicz. Wyjaśniła, że ten finał sama nieco "nadpisała", bo opowiadanie Brandysa, które było pisane dla Zbigniewa Cybulskiego, kończy się sceną, w której Anatol wskakuje do pociągu.
Reżyser zaznaczyła, że spektakl był realizowany we wnętrzach i w ogrodzie szpitalu psychiatrycznego "Drewnica" w Ząbkach, "na oddziale, który został rok temu zamknięty". "Pozwolono nam, chyba jako ostatniej ekipie filmowej, wejść do tego pustostanu. Tam unosił się jeszcze duch tych pacjentów, wciąż stały tam łóżka, wisiały ich prace plastyczne. To było niesamowite doświadczenie" - oceniła.
"Inkarno" to komedia kryminalna (...), której akcja toczy się w klinice dla nerwowo chorych. Placówką zawiaduje nieco demoniczny Profesor, który próbuje diagnozować i leczyć swoich pacjentów opracowaną przez siebie metodą Inkarno. Według niego nerwica jest stanem świadomości, a problemy z przeszłości wypływają nie tylko na teraźniejszy stan świadomości, ale i na przyszłość. Dlatego bohaterowie Brandysa marzą o ucieczce od codzienności. Każdy z nich pragnie zmiany i schowania się przed własnym życiem. Główny bohater Anatol ucieka, a to w ramiona kolejnej kobiety, a to do szpitala psychiatrycznego, a to w sztukę" - czytamy w zapowiedzi Teatru Telewizji.
Autorką scenariusza telewizyjnego jest Małgorzata Maciejewska. Scenografię zaprojektowała Joanna Kaczyńska, a kostiumy - Katarzyna Borkowska. Muzykę skomponował Michał Tokaj. Autorem zdjęć jest Łukasz Gutt.
Występują: Krzysztof Zarzecki (Anatol), Jan Englert (Profesor), Wiktoria Gorodeckaja (Małgorzata), Dobromir Dymecki (Asystent), Gabriela Muskała (Weronika), Jan Frycz (Elegancki Pan), Michalina Łabacz (Sekretarka), Tomasz Maśląkowski (Pacjent Wędkarz), Jerzy Łapiński (Pacjent Starszy), Arkadiusz Janiczek (Pacjent Podsłuchujący), Andrzej Kłak (Pacjent Bez Osobowości), Roman Garncarczyk (Pacjent z Książką), Maciej Raniszewski (Pielęgniarz I), Filip Szatarski (Pielęgniarz II) oraz instrumentaliści: Piotr Wojtasik, Michał Tokaj, Michał Barański, Radosław Nowicki i Michał Miśkiewicz.
Premiera - 27 stycznia w TVP1.(PAP)
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ pat/