Dzięki podjęciu pilnych kroków i natychmiastowej reakcji kierownictwa w założonym przez Giuseppe Verdiego domu opieki dla emerytowanych muzyków w Mediolanie, nie doszło tam do tragedii masowych zakażeń koronawirusem i zgonów. Miejsce to uznano za fenomen.
Dom dla muzyków znajduje się w odległości zaledwie kilometra od placówki dla seniorów, w której od początku epidemii koronawirusa zmarło ponad 140 osób.
"Tysiąc metrów dzieli piekło od raju" - podkreślono we włoskich mediach, które opisały to wyjątkowe miejsce, gdzie - jak się zauważa- nie popełniono tragicznych błędów i gdzie nie doszło do zaniedbań i opóźnień oraz lekceważenia serii zachorowań wśród podopiecznych.
Dom dla muzyków-seniorów założył kompozytor Giuseppe Verdi, który w 1889 roku kupił działkę w Mediolanie i postanowił zbudować tam placówkę opieki dla setki starszych, ubogich artystów. "To będą moi goście" - zapowiadał. Zalecił zarazem, by otworzyć go dopiero po jego śmierci. Tak też się stało, gdy zmarł w 1901 roku. Kompozytor został pochowany w tamtejszej kaplicy.
Jak podkreślono we włoskim Radiu 24, przełomowe wydarzenie podczas epidemii nastąpiło 8 marca. Wtedy w domu Verdiego zmarła 94-letnia kobieta, u której stwierdzono obecność koronawirusa. Zaraził się również jej mąż, który ją odwiedzał.
Kierownictwo domu spokojnej starości od razu, nie czekając na żadne dyrektywy władz, postanowiło wprowadzić tam surowe kroki. Dyrekcja kupiła 5 tysięcy maseczek i całkowicie zamknęła placówkę zabraniając wszelkich odwiedzin oraz spotkań.
Wszystkich 55 pensjonariuszy otrzymało polecenie, by pozostali w swych pokojach, dokąd przynoszono im - przy zachowaniu najwyższych środków ostrożności - posiłki. Codziennie bada ich lekarz.
Od tamtego momentu w domu Verdiego nikt nie zakaził się koronawirusem.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)
sw/ mars/