70 lat temu, 19 kwietnia 1950 r., władze powołały Urząd ds. Wyznań. Formalnie jego funkcją było regulowanie stosunków państwa i Kościoła. W rzeczywistości przez niemal cały okres PRL organ ten był narzędziem walki ateistycznego państwa z religią.
W ciągu niemal całego okresu rządów komunistycznych w Polsce Kościół był na wiele sposobów bezwzględnie zwalczany przez instytucje państwa. Pierwszym przejawem niechęci wobec Kościoła było zerwanie we wrześniu 1945 r. konkordatu regulującego od dwudziestu lat stosunki między Polską a Stolicą Apostolską. Równolegle komuniści przystąpili do tworzenia „własnego”, lojalnego środowiska katolickiego. Jego zalążkiem stała się grupa Bolesława Piaseckiego skupiona wokół tygodnika „Dziś i Jutro”. Cztery lata później w opozycji do episkopatu powstał ruch „księży patriotów”.
W trakcie pierwszych pięciu lat po powstaniu reżimu komunistycznego polityka wyznaniowa nie znajdowała się jednak w centrum zainteresowania komunistów. Wciąż ich głównym celem było konsolidowanie władzy i ostateczne zniszczenie opozycji oraz zbrojnego podziemia niepodległościowego. Wszystkie te cele spełniono do końca lat czterdziestych. Zapowiedzią starcia było sejmowe przemówienie premiera Józefa Cyrankiewicza z 1949 r., gdy przestrzegł Kościół „przed podniecaniem namiętności przeciw państwu ludowemu”.
W styczniu 1950 r. państwo przejęło środki i nieruchomości najważniejszej kościelnej organizacji charytatywnej – Caritasu. Dwa miesiące później władze przeprowadziły szeroko zakrojoną operację przejęcia tzw. dóbr martwej ręki. Podpisanie w kwietniu tego samego roku Porozumienie Państwo-Kościół nie przyniosło większej zmiany w stosunkach episkopatu i komunistów.
Zaledwie pięć dni po zawarciu porozumienia Sejm uchwalił ustawę o zmianach w organizacji naczelnych organów państwowych. Akt ten został ogłoszony 28 kwietnia w Dzienniku Ustaw, a formalnie wszedł w życie w połowie maja. Ustawa zakładała przeniesienie nadzoru państwa nad kościołami i związkami wyznaniowymi z likwidowanego Ministerstwa Administracji Publicznej do powoływanego UdsW, który podlegał wyłącznie Urzędowi Rady Ministrów.
Kompetencje nowego organu były niezwykle szerokie. Jego zadaniem była „troska” o zabezpieczenie praw duchowieństwa i „ich obowiązków wobec ludowej ojczyzny”, nadzorowanie działalności kościołów, szkolnictwa wyznaniowego, ewidencjonowanie obiektów kościelnych. Pod tymi ogólnymi zapisami krył się rzeczywisty cel, jakim było dążenie państwa do coraz bardziej bezpośredniego podporządkowywania Kościoła polityce otwarcie ateistycznego państwa. W przyszłości kluczowym elementem UdsW staną się wydawanie zezwoleń na budowę nowych świątyń oraz kontrola nad obsadzaniem stanowisk kościelnych.
Funkcjonariusze urzędu prowadzili także listy kleryków powołanych do wojska. Ściśle współpracowali również z organami bezpieczeństwa. Przedstawiciele Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a później MSW byli obecni podczas wszystkich kluczowych narad kierownictwa UdsW. Wielu pracowników urzędu było funkcjonariuszami bezpieki oddelegowanymi do pracy w UdsW. Działania podejmowane przez urząd ułatwiało istnienie wydziałów ds. wyznań przy prezydiach wojewódzkich i niektórych miejskich radach narodowych. Działania UdsW były więc zakwestionowaniem zasady wolności religijnej. Jakakolwiek aktywność o charakterze religijnym nie była możliwa bez nadzoru urzędu. Było to złamanie artykułu 115 wciąż obowiązującej konstytucji marcowej: „Kościoły mniejszości religijnych i inne prawnie uznane związki religijne rządzą się same własnemi ustawami, których uznania Państwo nie odmówi, o ile nie zawierają postanowień, sprzecznych z prawem”. Sprzeczny z dawnymi, demokratycznymi standardami był też sposób podejmowania decyzji. Ich tryb był niejawny i nieuzasadniany konkretnymi przepisami prawa.
W 1952 r. lokalnym przedstawicielstwom urzędu nakazano sporządzanie charakterystyk duchownych. Był to wstęp do podjętej rok później próby narzucenia pełnej kontroli państwa nad nominacjami na stanowiska kościelne. 10 lutego 1953 r. Rada Państwa wydała dekret o obejmowaniu tego rodzaju funkcji. Zgody organów państwowych wymagało tworzenie i znoszenie stanowisk kościelnych oraz obejmowanie ich przez duchownych. W przypadku stanowisk diecezjalnych decyzje miało podejmować prezydium rządu, a w innych przypadkach prezydia wojewódzkich i miejskich rad narodowych.
Władze zyskały także prawo usuwania „niewygodnych duchownych”. Już w pierwszych dniach marca wszyscy biskupi diecezjalni otrzymali wezwania do Wojewódzkich Rad Narodowych. Otrzymali żądanie usunięcia wymienionych z nazwiska kapłanów. Decyzja miała zostać wykonana natychmiast lub w czasie pięciu dni. Kapłani mieli opuścić miasto lub diecezję i otrzymywali zakaz obejmowania jakichkolwiek funkcji, poza kapelanami zakonów żeńskich. Kluczową rolę w podejmowaniu wszystkich decyzji miał odgrywać Urząd ds. Wyznań. Był również organem odwoławczym od podejmowanych postanowień.
Władze nałożyły na duchownych obejmujących stanowiska kościelne obowiązek składania przysięgi na wierność państwu. Wbrew zapisom prawa wymagano jej też od kapłanów już pełniących swoje funkcje. Biskupi składali ślubowanie w Urzędzie ds. Wyznań, a pozostali księża w prezydiach Wojewódzkich Rad Narodowych. „Zgodnie ze swym obowiązkiem obywatelskim w swej działalności duszpasterskiej będę nawoływał wiernych do poszanowania prawa i władzy państwowej, do wzmożonej pracy nad odbudową gospodarki narodowej i podniesieniem dobrobytu Narodu. Przyrzekam, że nie podejmę niczego, co mogłoby być sprzeczne z interesami Polski lub godzić w bezpieczeństwo i całość Jej granic” – głosiła rota przysięgi.
Doświadczenia w kontaktach z UdsW podsumowywał w zapiskach „Pro memoria” prymas Stefan Wyszyński: „Wszystko tonie w Urzędzie pana Bidy. Jest to straszny człowiek w swej roli dla Kościoła w Polsce. Nowy Hurko czy Apuchtin. On to – na rozkaz – utrąca wszelkie próby budowy nowych kościołów. Rozbudowująca się stolica Polski może pozostać bez kościołów, gdyż plany nie przewidują w nowych dzielnicach świątyń”. Wspomniany Antoni Bida był pierwszym szefem UdsW: w latach 1950–1955. Wcześniej stał na czele cenzury.
8 maja 1953 r. Episkopat Polski przyjął memoriał odpowiadający na próby podporządkowania Kościoła katolickiego komunistycznym władzom. W jego ostatnich słowach biskupi stwierdzali: „Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza składać nam nie wolno. Non possumus! [Nie możemy]”. Walka o niezależność nominacji kościelnych trwała aż do odwilży październikowej. Jednak już w 1955 r. w podsumowaniu prac urzędu zauważano nieskuteczność dotychczasowych działań. „Nie jest dobrze, gdy we wszystkich kurialistach widzimy samych wrogów, a całą kurię traktujemy jako reakcyjny monolit – nasza polityka winna iść w kierunku wygrywania różnych sprzeczności zachodzących w kurii i wyróżniania tych kurialistów, którzy wykazują chęć porozumienia się z nami. Niektóre nasze wojewódzkie wydziały potrafią już bardzo dobrze realizować tę jedynie słuszną linię postępowania. Stwierdzono również, że rozmowy przeprowadzane z ordynariuszami są niestarannie przygotowane i często w takich rozmowach nie umiemy należycie odeprzeć ich argumentów i ich rzekomych dowodów”.
W grudniu 1956 r. zawarto nowe porozumienie o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Dawało ono znacznie więcej swobody Kościołowi. Zdejmowało także odpowiedzialność z urzędu, który tracił możliwość rozstrzygania odwołań przedstawicieli hierarchii kościelnej. Instancją odwoławczą stała się Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Ciosem dla UdsW była również utrata wsparcia wielu agentów bezpieki i tajnych współpracowników wśród duchownych, którzy wyczuwając zmianę dotychczasowej atmosfery terroru, odmawiali dalszej pracy. W ramach uprawnień Urzędu po 1957 r. wciąż znajdowała się m.in. kwestia wydawania pozwoleń na budowę kościołów i lokowania nowych cmentarzy. W praktyce przez niemal całe lata sześćdziesiąte budowa nowych obiektów sakralnych była właściwie niemożliwe. W 1966 r. na piętnaście wniosków o utworzenie nowych parafii, po odwołaniach strony kościelnej, pozytywnie zaopiniowano cztery. Cztery lata później na 37 wniosków odmownie załatwiono 29. Od połowy lat sześćdziesiątych Kościół obchodził te przepisy, powołując w miejsce planowanych parafii ośrodki duszpasterskie. W diecezji warszawskiej „nieformalne parafie” stanowiły niemal 10 proc. wszystkich. Władze złagodziły swoją politykę dopiero na początku lat osiemdziesiątych, gdy traktowały zgodę na budowę kościołów jako kartę przetargową w stosunkach z episkopatem.
Po krótkim okresie odwilży, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, urząd i inne organy reżimu przystąpiły do nowego etapu walki z przejawami obecności Kościoła w sferze publicznej. Co ciekawe, wiele głosów protestu było kierowanych do UdsW. Tak było m.in. w wypadku profanacji, której w 1958 r. dopuścił się sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej w rzeszowskim MPK, który zdarł zawieszone przez kierowców autobusów małe obrazki Matki Boskiej Częstochowskiej. „Precz z takim sekretarzem, zbójem, który napada na religijne obrazki. […] Taki szubrawiec zdechnie pod płotem. Bóg tego dokona. Szanowny Panie Ministrze Wyznań Religijnych. Pan zdaje sobie sprawę dokładnie z tego, że układ [nowe porozumienie z Kościołem – przyp. red.] musi być honorowany a nie dymną zasłoną. Taki jeden szubrawiec dopuścił się takiej strasznej rzeczy. Profanował i targał obrazi święte i co na to obywatele Rzeszowa. Polecamy obywatele aby pan minister natychmiast załatwił sprawę” – stwierdzali w liście anonimowi mieszkańcy Rzeszowa (zachowano oryginalną pisownię). Protesty dotyczyły też zakazów wznoszenia kapliczek przydrożnych, próśb o wzniesienie kościoła czy próśb o odprawianie mszy podczas obozów młodzieżowych.
Wybór metropolity krakowskiego na tron Piotrowy postawił przed urzędem wyzwanie, któremu jego funkcjonariusze nie mogli sprostać. Stojący na czele UdsW Kazimierz Kąkol nie miał żadnych wątpliwości, że 16 października 1978 r. stał się dla PRL datą przełomową. Jako jeszcze poważniejsze zagrożenie postrzegano skutki ewentualnej pielgrzymki, którą Kąkol uznał za wielkie niebezpieczeństwo dla „pozycji ideologicznej [władz – przyp. red.] w polskim społeczeństwie”. Ówczesny szef Urzędu ds. Wyznań był niezwykle ponurą postacią reżimu. W roku 1968 był jednym z głównych architektów nagonki antysemickiej. Od 1974 r. pełnił urząd ministra-kierownika UdsW w rządach Piotra Jaroszewicza i Edwarda Babiucha. Konsekwentnie uznawał, że celem jego działań jest zepchnięcie Kościoła wyłącznie do sfery sacrum. W czasie kadencji Kąkola znaczącą rolę w relacjach z Kościołem odgrywały jego osobiste kontakty z prymasem Wyszyńskim. Co ciekawe, gdy Kąkol odchodził ze swojej funkcji, kard. Wyszyński nie krył rozczarowania. „Do tej pracy wniósł Pan Minister ducha rzetelnego poszanowania ludzi Kościoła, należnego wszystkim niesienia pomocy, woli zrozumienia Kościoła i Jego służby w Narodzie, a zwłaszcza zabezpieczenia Jego praw przez normalizację. Okres urzędowania Pana Ministra uważam za najlepszy odcinek stosunków Kościoła i Państwa” – pisał prymas w liście do urzędnika reżimu. Bez wątpienia Wyszyński, który pamiętał czasy stalinowskich represji i swoje internowanie, mógł pozytywnie oceniać rezultat „gry”, którą przez kilka lat prowadził z Kąkolem.
Prowadzony przez Kąkola urząd włączył się w przygotowania do pielgrzymki Jana Pawła II. Polskie władze nie zgodziły się na pierwszy planowany termin, zmieniły listę miast, które papież miał odwiedzić, i skróciły okres jej trwania do minimum. Wbrew radom Leonida Breżniewa, który sugerował powtórzenie scenariusza z 1966 r., gdy władze nie wyraziły zgody na pielgrzymkę Pawła VI, władze PRL wiedziały, że odmowa miałaby dla nich nieobliczalne konsekwencje.
Pewną skutecznością działań wykazał się także następca Kąkola – Jerzy Kuberski, który na czele UdsW stał w latach 1980–1982. Jego rozmowa z prymasem Józefem Glempem w nocy z 16 na 17 grudnia 1981 r. doprowadziła do wstrzymania publikacji opracowanego przez episkopat komunikatu krytykującego wprowadzenie stanu wojennego.
Urząd miał wpływ również na przebieg drugiej pielgrzymki Jana Pawła II. Na pytanie o zezwolenie na podejście papieża pod Pomnik Ofiar Czerwca 1956 r. jeden z urzędników odpowiedział: „Zatrzymanie się Ojca Świętego przy krzyżach poznańskich zostawmy sobie na wizytę Jana XXIV lub Jana Pawła V za sto lat”. Podróż apostolska z 1983 r. była jednak dla władz klęską. W każdej z siedmiu większych mszy uczestniczyło minimum milion osób, a trzeba pamiętać, że dwukrotnie Jan Paweł II odprawiał dwie msze jednego dnia. Tak było np. 20 czerwca, kiedy msze odbyły się w Katowicach i Poznaniu, a także następnego dnia – we Wrocławiu i na Górze św. Anny. Zgromadzeni Polacy unikali otwartych manifestacji politycznych, a bodaj największym przejawem niesubordynacji wobec reżimu były oklaski, których burza wybuchała zawsze, gdy padały słowa „solidarność” lub „sierpień” – w dowolnym kontekście. Reakcją UdsW i bezpieki były wspólnie wysunięte propozycje nasilenia walki z Kościołem, m.in. przez zwiększenie działań na rzecz „laicyzacji przestrzeni publicznej”. Ich manifestacją były kolejne próby usuwania krzyży z miejsc publicznych. Nasiliły się także ataki na duchownych związanych z duszpasterstwem ludzi pracy, m.in. na ks. Jerzego Popiełuszkę.
Trzecia wizyta Jana Pawła II, w roku 1987, również była poprzedzona długimi negocjacjami. Reżim chciał, by papież nie wypowiadał się w sprawach opozycji i poparł Społeczną Radę Konsultacyjną. Oba warunki zostały odrzucone, a chwiejący się komunistyczny rząd nie zdecydował się na konfrontację. Ocena pielgrzymki sporządzona przez pracowników PZPR, MSW i UdsW była przyznaniem się do klęski podejmowanych przez nich prób zredukowania podróży Ojca Świętego do jej wymiaru religijnego: „Mentorski ton wobec problematyki, za którą odpowiadają władze państwowe, występowanie w imieniu ludzi pracy – mówię do was i za was [...] papież zachowywał się w naszym kraju jak polski książę”. Pielgrzymka z 1987 r. była dowodem niemal zupełnego wyczerpania się ideologicznej siły reżimu, którą tak bardzo próbowano wzmocnić zaledwie cztery lata wcześniej.
Urząd ds. Wyznań został zlikwidowany przez Sejm ustawą z 23 listopada 1989 r. Jego zamknięcie nie oznaczało końca karier jego funkcjonariuszy. Jerzy Kuberski, który po odwołaniu ze stanowiska w 1982 r. został kierownikiem zespołu ds. kontaktów roboczych ze Stolicą Apostolską przy ambasadzie polskiej w Rzymie, u progu transformacji systemowej został pierwszym (i ostatnim) ambasadorem PRL przy Stolicy Apostolskiej.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /