Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau przez pewien czas działało coś na kształt świetlicy, w której żydowskie dzieci, za zgodą Niemców, miały się bawić, uczyć piosenek, wierszyków. Gdy esesmanów nie było w pobliżu, nauczyciele zamieniali świetlicę w szkołę i dawali dzieciom lekcje, wykorzystując kilka książek, które nielegalnie przemycono za kolczaste druty. Ich wypożyczaniem zajmowała się Dita Kraus, o której opowiada książka Antonio G. Iturbe „Bibliotekarka z Auschwitz”.
9 września 1943 r. do obozu koncentracyjnego Auschwitz II-Birkenau przybyły pierwsze transporty Żydów z getta w Terezinie znajdującego się w Protektoracie Czech i Moraw. Dla przybyłych więźniów utworzono tzw. obóz rodzinny. Nie był to akt dobroci Niemców, lecz zaplanowana akcja mająca na celu uspokojenie międzynarodowej opinii. Inspektorzy Czerwonego Krzyża, którzy chcieliby sprawdzić, co dzieje się z więźniami z Tereziny, mieli zobaczyć specjalnie przygotowane dla nich pozory normalnego życia, nie dowiadując się o tym, że tuż obok działa okrutna machina śmierci.
Dlatego w barakach obozu BIId panowały nieco lepsze warunki niż gdzie indziej. Więźniów wprawdzie tatuowano, ale nie golono im głów, a dzieci mogły spędzać czas w świetlicy. Opiekowali się nimi nauczyciele, którym pomagała 14-letnia wówczas, pochodząca z Pragi Dita Kraus. Już tytuł opisującej jej losy książki sugeruje, iż w obozie znajdowała się biblioteka. Może to zbyt duże słowo, bo było to jedynie osiem przemyconych za druty książek. Wśród nich znajdował się pozbawiony okładek i kilku kartek atlas, dzięki któremu mali więźniowie mogli poznać granice przedwojennej Europy. Były też podstawy gramatyki rosyjskiej i geometrii, „Drogi terapii psychoanalitycznej” Zygmunta Freuda, no i przede wszystkim „Historia świata” H.G. Wellsa rozbudzająca wyobraźnię uczniów opowieściami o starożytnych cywilizacjach Egipcjan, Rzymian, Majów.
I właśnie tymi kilkoma zniszczonymi tomami opiekowała się Dita Kraus. Do jej zadań należało wyciąganie ich ze znajdującej się w podłodze skrytki i przynoszenie na lekcje. Narażając życie, ukrywała je w specjalnie uszytych w tym celu wewnętrznych kieszeniach sukienki. To nie były jedyne tomy, które zaliczano do obozowej biblioteki. Istniały jeszcze tzw. żywe książki. Nazywano nimi więźniów, którzy doskonale pamiętali treść dzieł literackich i opowiadali je dzieciakom. W ten sposób powtarzano historie podróży Guliwera, losy Robinsona Crusoe czy hrabiego Monte Christo.
W książce Antonio G. Iturbe na obozową rzeczywistość spoglądamy oczyma Dity. Autor opisuje jej strach, kiedy na horyzoncie pojawia się doktor Mengele prowadzący swoje chore eksperymenty. Narasta on, kiedy dziewczyna dowiaduje się o planach likwidacji części obozu, kiedy widzi, jak niektórzy z jej ulubionych nauczycieli prowadzeni są na śmierć wśród uderzeń pałek i przekleństw hitlerowców.
Szczególnie interesujący w książce jest wątek Fredy’ego Hirscha, przedwojennego syjonisty, zwolennika wyjazdu Żydów do Izraela, który w Auschwitz pełnił rolę blokowego. To on właśnie stworzył ową bibliotekę i pilnował, żeby dzieci w jak najmniejszym stopniu odczuwały skutki przebywania w tak strasznym miejscu. Układając się w sobie tylko wiadomy sposób z Mengele, potrafił zdobywać dla nich dodatkowe porcje margaryny i marmolady, starając się nie doprowadzić młodych organizmów do wyniszczenia.
Kiedy jednak po pół roku likwidowano część podobozu, został skierowany razem z innymi więźniami do komór gazowych. Wówczas to działający w Auschwitz członkowie ruchu oporu zaproponowali mu danie sygnału do rozpoczęcia buntu. On jednak nie podołał tak obciążającemu zadaniu i popełnił samobójstwo. Jak dowodzi hiszpański pisarz w epilogu do książki, to tylko jedna z wersji śmierci Hirscha, która mogła wyglądać zupełnie inaczej.
Dita Kraus bardzo chciała wyjaśnić jej okoliczności, bo blokowy był dla niej niekwestionowanym autorytetem. Nie ukrywa, że to dzięki jego radom miała odwagę nie tylko wypożyczać książki, ale i przetrwać najstraszniejsze momenty obozowego życia, łącznie z okrutną selekcją, do której doszło 11 lipca 1944 r. Wówczas to widziała, jak jej matka została skierowana przez Mengelego na lewą stronę, gdzie trafiali więźniowie niezdolni do pracy. Serce przestało jej na chwilę bić, gdy matka wykorzystała nieuwagę kata i znalazła się obok córki, unikając w ten sposób pójścia do komory gazowej. Była też świadkiem jej śmierci tuż po tym, jak alianci wyzwolili obóz Bergen-Belsen.
Dieta Kraus niebawem skończy 91 lat. Mieszka w Izraelu, dokąd przyjechała przed laty wraz z mężem. Często jednak przyjeżdża do Europy i opowiada tu swoją historię. Jednym z uważnych jej słuchaczy był Antonio G. Iturbe. „Toni wykorzystał wiele z moich relacji, zbierając również skrzętnie wiadomości pochodzące z innych źródeł. Jednak mimo wierności pod względem historycznym książka nie należy do literatury faktu. Jest to opowieść będąca owocem zarówno moich doświadczeń, jak i bogatej wyobraźni autora” – pisze Dita Kraus.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP