Po 73 latach, od września 1939 roku, doczekały się godnego pogrzebu 44 ofiary niemieckiego nalotu koło Gródka (woj. kujawsko-pomorskie). Szczątki odnaleziono dzięki uporowi leśnika, który nie zapomniał o zaniechanej tuż po wojnie ekshumacji. Do tragicznych wydarzeń niedaleko Gródka doszło 3 września 1939 roku. Na wypełnioną wojskiem i cywilnymi uchodźcami drogę posypały się bomby z niemieckich samolotów.
Na miejscu zginęło kilkadziesiąt osób. Sytuacja w pierwszych dniach wojny nie pozwalała na zorganizowanie pogrzebów. Zwłoki zrzucono do prowizorycznych dołów przy drodze i zasypano.
Po 1945 roku zdecydowano o ekshumacji szczątków ofiar nalotu. Ówczesne władze czyniły to jednak z wyraźną niechęcią i wykorzystując fakt, że wydobywane ciała były już w stanie rozkładu, prace przerwano, a teren wyrównano.
O pierwszych polskich ofiarach wojny pamiętał przez wszystkie lata leśniczy Hubert Lemańczyk. Uparcie naciskał na przeszukanie poboczy drogi i godne pochowanie poległych.
Do tragicznych wydarzeń niedaleko Gródka doszło 3 września 1939 roku. Na wypełnioną wojskiem i cywilnymi uchodźcami drogę posypały się bomby z niemieckich samolotów. Na miejscu zginęło kilkadziesiąt osób.
We wrześniu na wskazany przez niego teren wkroczyli archeolodzy. Już pierwsze wykopy potwierdziły, że miejsce zostało dobrze zlokalizowane. W ciągu kilku tygodni wydobyto szczątki 44 osób: mężczyzn, kobiet i dzieci, cywilów i wojskowych.
Jak przyznał kierujący poszukiwaniami archeolog Robert Grochowski, po tak długim czasie zidentyfikowanie ofiar jest bardzo trudne, ale członkowie ekipy starali się wykorzystać każdą poszlakę, by ustalić nazwiska ofiar nalotu: zachowane wojskowe nieśmiertelniki czy grawerunki na obrączkach i biżuterii. Ustalono nazwiska pięciu ofiar.
Udało się dotrzeć do rodzin trzech ofiar nalotu: Jana Narlocha, Jana Nagórskiego i Jana Mazurowskiego.
"Kiedy od ich rodzin otrzymaliśmy zdjęcia poległych, zobaczyliśmy ich jako żywych ludzi. Było to dla nas niesamowite doświadczenie" - wspominał Grochowski.
Pojawiły się także nowe zagadki: przy szczątkach jednego z ekshumowanych odnaleziono połówkę nieśmiertelnika kpt. Adama Kuźnickiego, o którym było dotychczas wiadomo, że poległ podczas walk koło nieodległego od Gródka Świekatowa i tam został pochowany. Odnaleziony kawałek jego nieśmiertelnika znajdował się w ustach jednej z osób pochowanych koło Gródka.
"W identyfikacji pomocne byłyby badania DNA, ale nie udało się odnaleźć nikogo z bliskich kpt. Kuźnickiego. Jego rodzina mieszkała w Kowlu na Kresach, a po wojnie polscy mieszkańcy tamtych terenów rozproszyli się" - zaznaczył Grochowski. Nie odnaleziono także nikogo z rodziny Lerera Szmula.
Szczątki ekshumowanych koło Gródka zostały z honorami pochowane w zbiorowej mogile, opodal znajdującej się niedaleko leśniczówki. 44 Trumny przetransportowano na miejsce spoczynku w asyście oddziału żołnierzy w mundurach polskiej piechoty i kawalerii z 1939 roku.
Na pogrzeb przybyli bliscy poległych, którzy po raz pierwszy po 73 latach mieli szansę pomodlić się nad grobami ojców.
Z informacji Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Bydgoszczy wynika, że ekshumacja koło Gródka była największym tego typu przedsięwzięciem w regionie kujawsko-pomorskim od lat 40. (PAP)
olz/ ako/