Od początku prac na Łączce głosów popierających nasz wysiłek zawsze było więcej niż krytyki – mówi PAP prof. Krzysztof Szwagrzyk, historyk, wiceprezes IPN, dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji. 5 lat temu, 27 września 2015 r., na warszawskim Cmentarzu Wojskowym na Powązkach odsłonięto Panteon – Mauzoleum Wyklętych-Niezłomnych. Większość pochowanych w nim żołnierzy podziemia antykomunistycznego została odnaleziona podczas ekshumacji w kwaterze na tzw. Łączce.
Polska Agencja Prasowa: Jak wiele wątpliwości i głosów krytycznych pojawiało się w momencie podjęcia decyzji o przeprowadzeniu poszukiwań szczątków Żołnierzy Niezłomnych na Łączce?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Tych głosów krytycznych wyrażanych przez wiele środowisk było bardzo wiele. Na szczęście obawy, że poszukiwania będą bezskuteczne, okazały się całkowicie nieuzasadnione. Pięcioletnie wykopaliska prowadzone w latach 2012–2017 doprowadziły do ujawnienia szczątków kilkuset osób. Metodami naukowymi udało się potwierdzić, że jest to miejsce, w którym komuniści ukrywali ciała polskich bohaterów.
PAP: Podczas uroczystości w 2012 r. pierwsze szczątki Żołnierzy Niezłomnych opuściły Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Czy ten moment był przełomem dla późniejszych poszukiwań i stosunku opinii publicznej do ich prowadzenia?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: W tym miejscu warto przypomnieć, że przed poszukiwaniami na Łączce były prowadzone badania w kwaterach 81a i 120 na wrocławskim Cmentarzu Osobowickim. Gdyby nie tamta praca i zdobyte wówczas doświadczenia, nie byłoby poszukiwań na Łączce. Poszukiwania na Powązkach umożliwiły zetknięcie się z jeszcze większym barbarzyństwem systemu komunistycznego. W przypadku pochówków na Cmentarzu Osobowickim można mówić o chowaniu zwłok w pewnym porządku. Na Łączce ofiary systemu grzebano w sposób barbarzyński. Komuniści działali tak jak zwyczajni mordercy, którzy ukrywali ciała swoich ofiar. Zwłoki wrzucano do jam grobowych z pewnej wysokości, a następnie pospiesznie zakopywano. W niektórych dołach pogrzebano kilka ofiar, czasem nawet dziewięć. Zdarzało się również rozkopywanie dawnych grobów, ponieważ zimą ukrywający ciała chcieli sobie ułatwić pracę i nie kopali kolejnych dołów. Szczególnie drastyczne były sytuacje, na które natrafiliśmy w roku 2017, po przeniesieniu grobów pochowanych tam w latach osiemdziesiątych osób zasłużonych dla „władzy ludowej”. Szczątki bohaterów były niszczone w latach osiemdziesiątych przez koparki. To swego rodzaju długotrwały, sięgający ostatniego okresu istnienia systemu komunistycznego, proces zacierania śladów zbrodni.
Od początku prac towarzyszyło nam pozytywne zainteresowanie opinii publicznej. Tych głosów pozytywnych, popierających nasz wysiłek, zawsze było więcej niż krytyki. Wspomniana skromna uroczystość z 2012 r., kończąca pierwszy etap działań na Łączce, gdy trumienki ze szczątkami bohaterów na pewien czas opuszczały Cmentarz Wojskowy na Powązkach, była dla nas bardzo ważna. Pracujący przy ekshumacjach mieli wówczas świadomość wykonania czegoś ważnego i dobrego. Reakcje uczestników tej uroczystości pokazywały, że należało podjąć te działania i tak „trzeba było”. Po kolejnych etapach prac odbywały się podobne uroczystości, ale żadna z nich nie miała tak emocjonalnego charakteru jak ta pierwsza, z 2012 r.
PAP: Na Łączce pracowało wielu wolontariuszy. Czy utrzymali tamten entuzjazm i pracują również w kolejnych miejscach poszukiwań?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Tegoroczna wyjątkowa sytuacja powoduje, że po raz pierwszy nie możemy skorzystać z pomocy wolontariuszy. Nie oznacza to jednak, że nie są zainteresowani. Wielu z nich odwiedza miejsce poszukiwań na terenie dawnego więzienia „Toledo” na warszawskiej Pradze, ale niestety nie możemy powierzyć im żadnych działań. Jednak przez całe lata towarzyszyli w naszej pracy. Mam na myśli nie tylko poszukiwania na terenie Polski, ale również w innych krajach dotkniętych terrorem komunistycznym. Dziś pracują na terenie Litwy. Bardzo cieszy, że zawsze, gdy ogłaszamy informacje o kolejnym miejscu poszukiwań, nie brakuje ochotników do pomocy. Zawsze wielu natychmiast zadaje pytanie, w jaki sposób mogą wesprzeć nasze wysiłki. Ich praca jest dla nas bezcenna, ale świadczy także o tym, jak wiele osób chce mieć osobisty udział w pracach poszukiwawczych. Pod koniec ostatnich, dwumiesięcznych prac na Łączce w 2017 r. pracowało z nami ponad 250 wolontariuszy. To świadectwo zainteresowania poszukiwaniami.
Co równie istotne, to głównie ludzie młodzi, choć nie brakuje też starszych. Często obok siebie pracowali przedstawiciele wielu zwaśnionych środowisk, m.in. kibiców różnych klubów piłkarskich. Nigdy, nawet przez najkrótszą chwilę, pomiędzy nimi nie pojawił się żaden zatarg.
PAP: Obecnie największym projektem poszukiwań ofiar terroru komunistycznego są działania na terenie dawnego więzienia „Toledo” na warszawskiej Pradze. Jakie są ich dotychczasowe rezultaty?
Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Po trzech tygodniach działań na terenie „Toledo” możemy pokusić się jedynie o wstępne podsumowanie. Wiemy z całą pewnością, że w lewym narożniku więzienia, czyli terenie między współczesnym osiedlem a jednostką wojskową, odnaleźliśmy nie tylko miejsce straceń, lecz i miejsce ukrywania zwłok. Znajdowało się ono na terenie więzienia i w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Udało się odnaleźć osiemnaście ciał ofiar reżimu. Te rezultaty nakazują nam kontynuować poszukiwania. W październiku rozpoczniemy kolejny, dwutygodniowy etap prac, rozszerzymy ich zakres z nadzieją na odnalezienia kolejnych szczątków. Do końca roku będziemy prowadzić również badania w innych miejscach. Do czasu ich rozpoczęcia nie mogę ujawnić ich lokalizacji. Stosujemy zasadę informowania o nich wyłącznie wtedy, gdy rozpoczną się poszukiwania. To istotne dla rozpoczęcia procesu przygotowania do wykopalisk i uzyskiwania koniecznych zezwoleń.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /