„Pamiętam bardzo wyrównane, przegrane walki z Jurkiem Kulejem, choć mija od nich 60 lat. Jednak trener Feliks Stamm na mnie stawiał w reprezentacji. Ale obaj jesteśmy mistrzami olimpijskimi, Jurek dwa razy” – mówi PAP legendarny bokser Marian Kasprzyk.
W poniedziałek, 19 października przypada 80. rocznica urodzin zmarłego 13 lipca 2012 roku Kuleja. Na igrzyskach wygrywał w 1964 roku i w Meksyku w 1968 – w wadze lekkopółśredniej. Z kolei w 1960 roku na olimpiadzie w tej kategorii wystąpił Kasprzyk i zdobył brązowy medal. Cztery lata później sięgnął po złoto w półśredniej.
„Pierwszy raz spotkaliśmy się w ćwierćfinale mistrzostw Polski w 1960 roku w Warszawie. Jurek Kulej był ode mnie o rok młodszy, ale bardziej znany, zresztą już w 1959 startował w mistrzostwach Europy w Lucernie. Po bardzo wyrównanej, obfitującej w ciosy walce przegrałem z nim w Warszawie 2:3, ale ostatecznie to ja pojechałem na igrzyska do Rzymu. Tak zdecydował Pappa Stamm, choć próbowałem protestować i mówiłem trenerowi, aby zabrał Kuleja” – stwierdził mieszkający w Bielsku-Białej 81-letni Kasprzyk.
Zanim zapadła decyzja o wyjeździe 21-letniego wówczas Kasprzyka na IO 1960, odbyło się zgrupowanie, na którym doszło do decydujących pojedynków sparingowych. „To były ostre sparingi, stawką były igrzyska. Na zakończenie obozu nastąpiło ogłoszenie składu. Kiedy podano moje nazwisko, bardzo się ucieszyłem, a Jurek wiadomo, że nie był zadowolony… Zresztą coś podobnego przeżyłem cztery lata później, kiedy walczyłem o miejsce w składzie olimpijskim z Leszkiem Drogoszem. I znów, jeden się radował, drugi wkurzył...” – wspominał słynny pięściarz.
Kasprzyk przypomniał też o drugiej walce z Kulejem, do której doszło podczas MP w 1961 roku we Wrocławiu. Boksujący w Gwardii Warszawa Kulej został po raz pierwszy mistrzem Polski (do 1970 roku wywalczył osiem indywidualnych tytułów), a walczącemu w BBTS Bielsko-Biała Kasprzykowi przypadł brąz.
„Sytuacja znów się powtórzyła, Jurek ze mną wygrywa, a na mistrzostwa Europy do Belgradu ja jadę. Ponownie mówię do trenera Stamma: Panie Stamm, Kulej wygrał ze mną, był lepszy, niech on jedzie. A trener na to: Dobrze, będzie dobrze... I taka była rozmowa. Szkoleniowiec zdecydował i z pewnością miał wyczucie, poza wielką wiedzą. I wierzył we mnie. Wróciłem z Jugosławii z brązowym medalem” – dodał Kasprzyk, który mimo wielkich sukcesów na ringach międzynarodowych nigdy nie został mistrzem Polski.
Urodzony 22 września 1939 roku Kasprzyk nie ukrywa, że na wielkie turnieje jeździł z dodatkową presją.
„Obawiałem się, co ludzie powiedzą, jeśli przegram pierwsze walki w igrzyskach olimpijskich czy w Rzymie, czy w Tokio, a także mistrzostwach Europy. Gdybym od razu odpadł, pewnie byłaby mowa, że trener zabrał słabszego Kasprzyka, a lepsi Kulej i Drogosz zostali w domu. To mi w głowie siedziało. Ale już wygrałem pierwszą walkę, to się rozkręcałem, walczyłem na luzie i zdobywałem medale. Jak to się mówi, boksowałem jak z nut” – opowiadał PAP. Wcześniej miał zatarg z prawem, trafił do więzienia, ale na szczęście – dla niego i polskiego boksu – wrócił do treningów i zdążył bardzo dobrze przygotować się do Tokio.
Porównując swój styl boksowania do stylu Kuleja, Kasprzyk powiedział: „Były podobne, ale jakże inne. Jurek mocno bił seriami, ale musiał tak boksować, bo nie był zbyt wysoki, więc starał się do końca siedzieć na rywalu i tak jechał do oporu. Co do mnie, ja też boksowałem seriami, lecz inaczej – doskakiwałem, wyprowadzałem uderzenie i... już mnie nie było, abym sam za wiele nie przyjął. Oczywiście dostawało się po głowie, ale lepiej mniej oberwać”.
Kasprzyk wrócił w swych opowiadaniach jeszcze raz do początków kariery reprezentacyjnej.
„Wchodziłem do kadry jako nieznany zawodnik, a stoczyłem bardzo równą walkę z Jurkiem w 1960 roku. Zresztą sędziowie mieli ciężko ją punktować, dwóch fighterów, obaj dużo biją, a trzeba wytypować zwycięzcę. Pamiętam, że w dawnych czasach mieliśmy w Bielsku-Białej drużynę amatorów, trenowaliśmy tylko trzy razy w tygodniu, zaś rywale po pięć razy. W pewnym momencie trzeba było nauczyć się, dostosować do codziennych treningów. Ale warto pamiętać, że czasem zbyt wiele treningów też może zaszkodzić. Wszystko trzeba odpowiednio dobrać” – podsumował Kasprzyk, który jeszcze przed swoimi sukcesami błysnął, pokonując Henryka Niedźwiedzkiego, brązowego medalistę IO z Melbourne.
W czasie pandemii Marian Kasprzyk przebywa w domu, ale czasem wybierze się na zawody bokserskie. „Byłem niedawno na międzynarodowych mistrzostwach Śląska kobiet w Gliwicach. Jeśli będzie możliwość i któryś z kolegów zabierze mnie samochodem, jeszcze gdzieś się wybiorę”.(PAP)
giel/ co/