Jens-Christian Wagner, dyrektor miejsc pamięci Buchenwald i Mittelbau-Dora, w rozmowie z PAP narzeka na wybiórcze traktowanie faktów historycznych w Niemczech. Ostatnio w zawiadomieniu do prokuratury zarzucono mu ujawnienie „niehonorowych faktów na szkodę żołnierzy Wehrmachtu”.
"To nie żart i nie w 1944 roku, ale w 2020 roku: wszczęto przeciwko mnie postępowanie wyjaśniające za rzekome +niehonorowe fakty na szkodę żołnierzy Wehrmachtu+. Corpus delicti to tom naukowy towarzyszący wystawie poświęconej zbrodniom Wehrmachtu" - napisał Wagner na swoim Twitterze. Jak poinformował, skarżąca go osoba swoje zarzuty wobec niego zawarła na 28 stronach. Prokuratura w Getyndze początkowo wszczęła postępowanie wyjaśniające, po medialnej wrzawie zostało ono jednak wstrzymane.
"Nie dziwię się, że nadal istnieją odruchy obronne wśród Niemców, kiedy zbrodnie Wehrmachtu są pokazywane. Jednak to było bardzo zaskakujące, że dochodzenie zostało faktycznie wszczęte na podstawie zgłoszenia o "niehonorowych faktach ze szkodą dla żołnierzy Wehrmachtu" - powiedział PAP Jens-Christian Wagner zapytany, czy jest zaskoczony zawiadomieniem - "Można to opisać tylko jako groteskowe" - dodał.
Pytany o stan debaty historycznej w Niemczech wskazał, że z naukowego punktu widzenia wiedza o zbrodniach popełnionych przez SS, policję i Wehrmacht w narodowym socjalizmie jest teraz bardziej wszechstronna niż kiedykolwiek. Zwraca jednak uwagę na to, że "pogląd na winowajców jest bardzo wybiórczy".
"Nadal silny jest historyczny obraz, zgodnie z którym grupy nazistowskich urzędników uwiodły Niemców i zmusiły ich do wykonywania rozkazów. Jest to sprzeczne z wynikami badań historycznych, które wyraźnie wskazywały, że krąg sprawców i wspólników był bardzo szeroki i że nie trzeba im było nakazać udziału w zbrodniach, ponieważ działali z własnej inicjatywy" - mówił Wagner - "Dotyczy to nie tylko SS, policji i Wehrmachtu, ale także niezliczonych Niemców. Oznacza to, że w prawie każdej niemieckiej rodzinie byli ludzie, którzy byli sprawcami i wspólnikami lub przynajmniej widzami zbrodni nazistowskich".
"W rodzinach jest to jednak postrzegane wręcz przeciwnie: ostatnie badania pokazują, że większość Niemców uważa, że w ich rodzinach były ofiary, ale nie sprawcy zbrodni wojennych i nazistowskich" - podkreślił historyk.
Zapytany, czy w Niemczech są podejmowane próby nowej oceny wydarzeń drugiej wojny światowej wskazał, że uznawanie zbrodni nazistowskich jest podstawowym demokratycznym konsensusem w Niemczech od lat 90., zwłaszcza w polityce. Jednocześnie zauważył, że wraz z powstaniem AfD i innych prawicowych partii populistycznych lub skrajnie prawicowych, jak również wraz z pojawieniem się historycznych dezinformacji w internecie, pojawiła się jednak zmiana w dyskursie historycznym.
"Pomyślmy o żądaniu urzędnika AfD Bjoerna Hoecke'a o "polityczny zwrot o 180 stopni" w kwestii pamięci lub lidera grupy AfD w Bundestagu, który opisał 12 lat dyktatury nazistowskiej "z lotu ptaka" w niemieckim parlamencie. Pomniki w Niemczech, które prawica polityczna oskarża o prowadzenie "kultu winy", są od tego czasu poddawane coraz częstszym atakom" - powiedział.
Co można zrobić, aby aby nikt więcej nie bronił "honoru Wehrmachtu" lub nie relatywizował zbrodni wojennych?
"Robimy to wystawami, publikacjami, a także za pośrednictwem mediów społecznościowych - zwłaszcza gdy zbrodnie nazistowskie są relatywizowane, a nawet odrzucane. Obejmuje to również jasne stanowisko w sprawie AfD, która jest szczególnie etniczna i skrajna w Turyngii pod przewodnictwem Bjoerna Hoecke. W Buchenwaldzie mają zakaz wstępu" - wyjaśnił.
"Krytyczna świadomość historii wiąże się również z krytycznym obserwowaniem bieżących wydarzeń w kierunku antydemokracji, nacjonalizmu, rasizmu i antysemityzmu oraz interweniowaniu przeciwko niemu z jasną, naukowo i etycznie rozsądną postawą" - ocenił Wagner.
Z Berlina Berenika Lemańczyk(PAP)
bml/ jar/