
Gdy wybuchła wojna, Bogdan Bartnikowski miał siedem lat. Kiedy rozpoczęło się Powstanie Warszawskie, był łącznikiem, który wraz ze starszymi kolegami walczył na Ochocie. Po zajęciu przez wroga dzielnicy razem z matką został wypędzony z domu i skierowany do obozu przejściowego w Pruszkowie, a stamtąd wywieziony do KL Auschwitz-Birkenau.
Był tam kilka nieznośnie długich miesięcy, aż 11 styczniu 1945 r. zagnano go do wagonu wiozącego więźniów do Berlina-Blankenburga. Tam dostał się do komanda roboczego obozu Sachsenhausen i pracował przy odgruzowywaniu zbombardowanego miasta. Udało mu się dotrwać w ten sposób do wyzwolenia. Te wszystkie straszne, wojenne przeżycia stały się kanwą książki „Dni długie jak lata”. I choć przybrała ona formę powieści, to ma wiele wspólnego z autentycznymi wydarzeniami.
Jej bohaterami są dwie siostry i brat, których poznajemy w trakcie wojny. Najstarsza Stefka ma prawie 14-lat i właśnie zakończyła edukację, gdyż Niemcy nie przewidywali kształcenia Polaków w gimnazjach. Ponieważ marzy o tym, by zostać lekarką, udaje się jej załatwić pracę jako salowej w szpitalu. To tam wejdzie w struktury konspiracyjne, podobnie jak Józek, który trafia do Szarych Szeregów. Na wojnę patrzymy też oczami najmłodszej Helenki, która tak jak całe rodzeństwo tęskni za ojcem. Zaginął on podczas kampanii wrześniowej i rodzina nie ma pojęcia, czy żyje. Wszystko więc spoczywa na barkach matki starającej się utrzymać rodzinę.
Jednak zaraz spada na nią straszny cios, jakim jest aresztowanie Stefki i wywiezienie jej najpierw na Pawiak, a potem do obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau. Dziewczyna relacjonuje, co się dzieje z młodymi więźniarkami, które zostały tam wybrane do eksperymentów medycznych i zakażone substancjami nieznanego im pochodzenia. Czytamy, jak młode kobiety, jedna po drugiej, umierają w męczarniach. Stefce udaje się przeżyć dzięki pomocy sanitariuszki, która podmieniła jej obozowy numer z kimś, kto zmarł. Jakimś cudem bardzo chorą dziewczynę udało się też wysłać transportem do Ravensbrück. Tam doszła do siebie, choć zakażona rana raz po raz się otwierała i ropiała. Szczególnie wtedy, gdy więźniarka została pobita przez okrutnego esesmana, zwanego Diabłem. Niemiec mścił się w ten sposób na Polkach za wybuch w Warszawie powstania.
Stefka nie wiedziała, co dzieje się tam z jej rodziną. Nie miała pojęcia, że Józek chciał przyłączyć się do walki, ale nie mógł, gdyż jego drużyna w pierwszym dniu powstania została rozbita. A nikt inny nie chciał przyjąć do oddziału smarkacza, który na dodatek nie miał broni. Chłopak wrócił więc do piwnicy, w której schroniła się przed bombami matka z Helenką. Dzięki jego, a także Helenki relacji widzimy, jak wyglądała sytuacja ludności cywilnej w walczącej stolicy. Bogdan Bartnikowski z perspektywy rodzeństwa pokazuje przejście mieszkańców Warszawy do obozu w Pruszkowie, a następnie wysłanie części z nich do Auschwitz-Birkenau. Tam rodzina zostanie rozdzielona. Od tego momentu Józek opowiada na kartach książki, jak udało mu się przeżyć w barakach męskich, a Helenka opisuje życie w obozie kobiecym. Jest jej bardzo trudno, gdyż mama choruje i dziewczynka musi cudem zdobywać dla niej jedzenie.
Trwa to do czasu, kiedy część kobiet zostaje wywieziona do obozu pracy w Berlinie, gdzie, podobnie jak niegdyś autor opowieści, pracują przy oczyszczaniu zburzonej stolicy Niemiec. Tam zastaje ich koniec wojny. Józek dowie się o nim w obozie Mauthausen. Cudem go przeżył i wycieńczony trafił pod skrzydła aliantów, którzy dla takich jak on chłopaków starali się zorganizować w miarę normalne życie. Nie podoba im się tylko to, że młodzi Polacy za wszelką cenę chcieli wrócić do rządzonego przez komunistów kraju. Ale oni byli w stanie uciec, by odnaleźć swoje rodziny.
Józkowi w końcu udało się spotkać z mamą i Helenką. Nie zobaczył już nigdy swojego ojca ani Stefki, która została zastrzelona podczas ostatniego marszu więźniarek wyprowadzanych z obozu. Bardzo ciekawe są rozdziały, w których Bogdan Bartnikowski opisuje życie powojennej Warszawy, zburzonej, zrujnowanej, a jednak odradzającej się i powoli zaczynającej tętnić życiem.
Mimo że w „Dniach długich jak lata” mamy do czynienia z fikcją literacką, to fakt, iż autor był świadkiem tych wydarzeń sprawia, że czytelnik dostaje prawdziwą lekcję historii. Szczególnie cenną dla młodych ludzi, rówieśników głównych bohaterów książki, którzy powinni po nią sięgnąć. Tym bardziej że tom został poszerzony o 150 stron niepublikowanego nigdy wcześniej tekstu.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP