Od Willy'ego Brandta zaczął się nowy etap w relacjach z Niemcami, a teraz słyszymy niemieckich polityków, którzy ostro wyrażają się o Polsce; wchodzimy w nienajlepszą fazę naszych relacji - powiedział PAP europoseł prof. Zdzisław Krasnodębski (PiS) w 50. rocznicę gestu niemieckiego kanclerza.
W poniedziałek przypada 50. rocznica wizyty kanclerza RFN Willy'ego Brandta w Warszawie i jego historycznego gestu pod Pomnikiem Bohaterów Getta.
Oceniając to z perspektywy dzisiejszych relacji polsko-niemieckich prof. Krasnodębski podkreślił, że "od kanclerstwa Willy'ego Brandta zaczął się nowy etap w relacjach Polski i ówczesnej Republiki Federalnej Niemiec, a także zmiana w polityce wschodniej Niemiec". Według niego, "wychowawczy" gest kanclerza Brandta był szczególnie ważny dla niemieckiego społeczeństwa. "Był aktem ekspiacji, zmieniał nastawienie Niemców do II wojny światowej, przypominał o popełnionych zbrodniach, otwierał drogę do pojednania z Polską" - ocenił prof. Krasnodębski.
Profesor zwrócił uwagę, że Brandt złożył też wieniec pod Grobem Nieznanego Żołnierza - miejscu pamięci, które nie łączyło się bezpośrednio z holokaustem, a z innymi zbrodniami i tragicznymi wydarzeniami w Polsce. Dodał, że kolejnym kanclerzem Niemiec, który odwiedził miejsce pamięci niezwiązane bezpośrednio ludności żydowskiej był Gerhard Schröder, który w 1999 roku, w 60. rocznicę wybuchu II wojny światowej, złożył wieniec na grobach pomordowanych Polaków w Palmirach.
Krasnodębski przyznał, że gest Brandta nie był dobrze przyjęty przez znaczną część Niemców, którzy krytykowali także jego politykę wschodnią, polegającą na zbliżeniu z "blokiem" krajów Europy środkowo-wschodniej, w tym ze Związkiem Radzieckim. Był więc gestem - jak zaznaczył - otwierającym długoletni proces, który miał swój finał 20 lat później, gdy Polska i Niemcy podpisały najpierw traktat graniczny (14 listopada 1990 r.), a następnie traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy (17 czerwca 1991 r.).
Krasnodębski przyznał, że gest Brandta nie był dobrze przyjęty przez znaczną część Niemców, którzy krytykowali także jego politykę wschodnią, polegającą na zbliżeniu z "blokiem" krajów Europy środkowo-wschodniej, w tym ze Związkiem Radzieckim. Był więc gestem - jak zaznaczył - otwierającym długoletni proces, który miał swój finał 20 lat później, gdy Polska i Niemcy podpisały najpierw traktat graniczny (14 listopada 1990 r.), a następnie traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy (17 czerwca 1991 r.).
Pytany o perspektywy dla relacji polsko-niemieckich w najbliższych 50 latach, zaznaczył, że od 1990-1991 roku można mówić o "dobrym sąsiedztwie", ale też o różnicach interesów. "Uznajemy siebie nawzajem w kształcie, w jakim jesteśmy, więc Polacy uznają zjednoczone Niemcy, a Niemcy uznają Polskę z granicami na Odrze i Nysie Łużyckiej. Jesteśmy partnerami w wielu organizacjach międzynarodowych, jak Unia Europejska, NATO itd. Łączą nas także bardzo ścisłe związki gospodarcze. Ale, tak jak zwykle, a nie inaczej jest w relacjach francusko-niemieckich, występują też różnice" - powiedział.
Jego zdaniem, obawy w Polsce często budzi "zmiana świadomości historycznej w Niemczech", której początkiem było m.in. "słynne przemówienie prezydenta Richarda von Weizsäckera, który po raz pierwszy powiedział w 1985 roku, że być może to, co się stało w 1945 roku, to nie była katastrofa, tylko coś, co Niemcy sami mogą uważać za wyzwolenie". Od tego czasu coraz wyraźniejsza staje się tendencja, by przy całej świadomości historycznej tego, co się działo w III Rzeszy, zbrodnie popełnione w Polsce i w innych krajach wyłączać z niemieckiej historii jako „dzieło nazistów”.
Gdy dzisiaj słyszymy niemieckich polityków, którzy dosyć ostro i bezceremonialnie wyrażają się o Polsce, to uważamy, że wchodzimy w nienajlepszą fazę naszych relacji; miejmy nadzieję, że przejściową" - powiedział. Ocenił także, że Niemcy traktują obecnie Polaków "bardzo krytycznie", a relacje o Polsce w niemieckich mediach są "bardzo jednostronne".
Eurodeputowany wyraził nadzieję na lepsze zrozumienie między Polakami i Niemcami w przyszłości, co jednak uzależnił od "odblokowania kanałów komunikacji, które ciągle są zbyt ograniczone" w porównaniu do relacji niemiecko-francuskich. "Jestem przekonany, że pozostaniemy dobrymi sąsiadami. A gdybyśmy przezwyciężyli pewne słabości i bariery komunikacyjne, które są dzisiaj, to wydaje mi się, że nasze partnerstwo byłoby jeszcze bardziej owocne, zarówno dla obu naszych krajów, jak i dla Europy" - powiedział.
PAP zapytała także o szanse na podpisanie w przewidywalnej przyszłości traktatu pokojowego między Polską i Niemcami. "Nie sądzę, patrząc na obecną politykę, żeby ktokolwiek po stronie niemieckiej o takim traktacie dzisiaj mówił. Owszem, pojawiły się tego rodzaju głosy w latach 90., w epoce przemian europejskich. Wtedy być może nie wykorzystano pewnych szans. Nie sądzę, żeby do tego doszło w tym porządku politycznym, który jest teraz w Europie, jeżeli on się nie zmieni tak mocno, jak się zmienił w 1989 roku" - ocenił prof. Krasnodębski.
Odnosząc się do problemu niemieckich reparacji wojennych dla Polski zaznaczył, że niekoniecznie jest to związane z ewentualnym traktatem pokojowym, który "musiałby dotyczyć całości architektury Europy". "I tu wszyscy się boją, że jakieś sprawy zamknięte stałyby się aktualne, w tym dotyczące ciągłości historycznej, czy granic. Nie ma woli otwierania takich spraw. Natomiast sprawa reparacji jest jak najbardziej sprawą aktualną i powinna być podnoszona" - przekonywał.
Profesor przyznał, że odnosi wrażenie, iż "strona niemiecka uznaje pewnego typu roszczenia za bardziej zasadne, nawet jeżeli nie jest skłonna ustąpić w tej sprawie". Wskazał m.in. na stosunek Niemiec do roszczeń Grecji, czy do odpowiedzialności za zbrodnie na ludności cywilnej w północnych Włoszech. Jego zdaniem, niemiecka opinia publiczna i niemieccy politycy powinni "z większą empatią odnieść się także do polskich postulatów dotyczących reparacji wojennych".
Profesor przyznał, że odnosi wrażenie, iż "strona niemiecka uznaje pewnego typu roszczenia za bardziej zasadne, nawet jeżeli nie jest skłonna ustąpić w tej sprawie". Wskazał m.in. na stosunek Niemiec do roszczeń Grecji, czy do odpowiedzialności za zbrodnie na ludności cywilnej w północnych Włoszech. Jego zdaniem, niemiecka opinia publiczna i niemieccy politycy powinni "z większą empatią odnieść się także do polskich postulatów dotyczących reparacji wojennych".
"Powinniśmy o tym mówić, bo jest krzywdzącą historyczną niesprawiedliwością, że jeden z krajów najbardziej poszkodowanych w Europie żadnych reparacji nie otrzymał. A były one wypłacane innym krajom, także w Europie zachodniej, znacznie zamożniejszym od Polski, które były po II wojnie światowej w znacznie lepszej sytuacji geopolitycznej. Nasze wzajemne stosunki mogą być wtedy dobre, gdy będą oparte na trwałym fundamencie. A przez pojednanie rozumiem to, że jest oparte na prawdzie historycznej, na tym, że nie milczymy o sprawach trudnych, tylko je podejmujemy" - podkreślił.
Wracając do gestu Brandta w 1970 roku w Warszawie Krasnodębski ocenił, że "strona niemiecka być może powinna przemyśleć, nawet w związku z 50. rocznicą tego wydarzenia, że ten gest nie może pozostać samym tylko gestem". "Jeżeli to jest prawda, że gest ten był skierowany do wszystkich ofiar cywilnych na terenie Polski, to powinny za tym pójść czyny, na które ciągle czekamy mimo upływu czasu. A wiemy przecież, jak okrutne były pacyfikacje polskich wsi, jak wiele ofiar pociągnęły za sobą i nigdy nie doszło do wypłacenia im odszkodowań" - zauważył.
Podczas wizyty oficjalnej w Warszawie 7 grudnia 1970 r. kanclerz RFN Willy Brandt, który przybył, aby podpisać polsko-niemiecki układ państwowy o podstawach normalizacji wzajemnych stosunków, w trakcie uroczystości złożenia wieńca pod Pomnikiem Bohaterów Getta, niespodziewanie ukląkł na stopniach monumentu i trwał przez dłuższą chwilę w zadumie, z pochyloną głową i splecionymi dłońmi. W 50. rocznicę tego wydarzenia, przedstawiciele prezydentów Polski Andrzeja Dudy i Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera złożą przed południem wieńce pod Pomnikiem Bohaterów Getta, Pomnikiem Powstania Warszawskiego, a także pod pomnikiem Brandta w Warszawie. (PAP)
Autor: Mieczysław Rudy
rud/ mhr/