25 lat temu, 8 października 1992 r., zmarł przywódca SPD Willy Brandt - twórca największych sukcesów tej partii. Jego uklęknięcie pod Pomnikiem Bohaterów Getta jest do dziś symbolem pojednania z Polską. Dziś w SPD, ponoszącej klęskę za klęską, brakuje tak charyzmatycznej postaci.
Willy Brandt do dziś nie spuszcza ani na chwilę oka ze swojej partii. Jego wykuty z brązu pomnik dominuje nad przeszklonym atrium w głównej siedzibie SPD przy Wilhelmstrasse 140 w Berlinie.
Wysoka na 3,40 metra, ważąca pół tony rzeźba dobrze oddaje cechy charakteru przywódcy SPD - jego refleksyjność, serdeczność, nastrojowość, gotowość do wysłuchania innych, ale i wolę mobilizowania partyjnych towarzyszy i przewodzenia im.
Rzeźba Brandta jest niemym świadkiem odbywających się co tydzień narad kierownictwa SPD poświęconych ostatnio niemal wyłącznie wyborczym klęskom. W wyborach do Bundestagu 24 września socjaldemokraci zdobyli zaledwie 20,5 proc. głosów, co jest najgorszym wynikiem tej partii w powojennej historii.
Nic dziwnego, że niejeden polityk SPD tęskni za przywódcą z charyzmą, takim jak Willy Brandt. W chwili największego triumfu w 1972 roku SPD pod jego przywództwem zdobyła rekordowe poparcie 45,8 proc., czyli ponad dwa razy więcej niż dwa tygodnie temu. "Brandt wiedziałby, co w tej sytuacji zrobić, by odzyskać władzę" - cytuje "Welt am Sonntag" jednego z partyjnych działaczy, rozczarowanych obecnym kierownictwem.
W chwili największego triumfu w 1972 roku SPD pod jego przywództwem zdobyła rekordowe poparcie 45,8 proc., czyli ponad dwa razy więcej niż dwa tygodnie temu. "Brandt wiedziałby, co w tej sytuacji zrobić, by odzyskać władzę" - cytuje "Welt am Sonntag" jednego z partyjnych działaczy, rozczarowanych obecnym kierownictwem.
Brandt wszedł na stałe do historii SPD i całych Niemiec, chociaż zasiadał w fotelu kanclerskim zaledwie pięć lat (1969-1974), znacznie krócej niż Helmut Kohl, Konrad Adenauer czy Angela Merkel.
W polityce zagranicznej Brandt przeszedł do historii jako inicjator pojednania z Europą Wschodnią. Kanclerz RFN klęczący w grudniu 1970 roku pod Pomnikiem Bohaterów Getta stał się symbolem nowych, pokojowo nastawionych Niemiec.
W polityce wewnętrznej Brandt realizował hasło "Odważmy się na więcej demokracji", reformując skostniałe struktury społeczne i wyciągając rękę do buntującej się młodzieży, zaczynającej wtedy zadawać pytania swoim ojcom, co robili w czasie wojny. "Był idolem naszego pokolenia, przeciwieństwem naszych milczących rodziców, twierdzących, że nic nie wiedzieli i nic złego nie zrobili w czasach nazistowskiego terroru" - pisał Holger Schmale w "Berliner Zeitung".
Charyzma i wiarygodność Brandta wynikała z jego niezwykłego jak na niemieckie warunki życiorysu, wzbudzającego podziw, ale i nienawiść.
Herbert Frahm, bo tak brzmiało pierwotne nazwisko późniejszego kanclerza, urodził się 18 grudnia 1913 roku w Lubece jako nieślubne dziecko ekspedientki. Do SPD wstąpił jako 16-latek, jednak wkrótce porzucił socjaldemokratów na rzecz bardziej radykalnej Socjalistycznej Partii Robotniczej (SAP), rokującej - jego zdaniem - większe nadzieje na skuteczną walkę z narodowymi socjalistami.
Po dojściu do władzy Hitlera w 1933 roku poszukiwany przez Gestapo socjalista uciekł do Norwegii z zadaniem zorganizowania zagranicznych struktur partii. Przyjął pseudonim Willy Brandt, który po wojnie stał się jego imieniem i nazwiskiem.
Po zakończeniu wojny Brandt przyjechał do Niemiec jako korespondent prasy skandynawskiej. Opisywał dla gazet duńskich i norweskich przebieg procesu zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze. Dwa lata później decyduje się na stały powrót do Niemiec. "Miałem wrażenie, że w kraju jestem bardziej potrzebny" - powie w jednym z wywiadów. Zniechęcony do radykalnych ideologii, rozpoczyna karierę w SPD. W latach 1957-1966 jest burmistrzem Berlina Zachodniego - "miasta frontowego" wolnego świata.
Kluczowym doświadczeniem, które zdecydowało o jego wyborze polityki odprężenia, była budowa w 1961 roku przez władze NRD muru dzielącego Berlin na dwie części, przy całkowitej bierności aliantów zachodnich. W liście będącym odpowiedzią na prośbę Brandta o pomoc prezydent John F. Kennedy napisał, że mur można zlikwidować tylko na drodze wojny, a nikt nie ma zamiaru jej z tego powodu wywoływać.
"Zrozumieliśmy, że podział (Niemiec) będzie trwał długo" - pisze najbliższy współpracownik Brandta, Egon Bahr, twórca koncepcji polityki "zmiana poprzez zbliżenie". Późniejsza "Ostpolitik" (polityka wschodnia) rządu Brandta opierała się na założeniu, że aby w przyszłości zmienić powojenny status quo, należy najpierw go uznać.
W pierwszej połowie lat 60. Brandt przegrał dwukrotnie walkę o stanowisko kanclerza. W tym czasie stał się obiektem niewybrednych ataków ze strony rządzących chadeków. Politycy CDU i CSU wypominali mu emigrację w czasie wojny jako zdradę ojczyzny. "Co pan robił przez dwanaście lat za granicą? Bo my wiemy, co robiliśmy tutaj, w kraju" - mówił premier Bawarii Franz Josef Strauss. Adenauer zaś zwracał się do niego per "Brandt alias Frahm".
Natomiast wielu lewicowych i liberalnych intelektualistów włączyło się w kampanię wyborczą Brandta. W akcji "Pomoc dla Willy'ego" uczestniczyli m.in. pisarze Guenter Grass i Heinrich Boell, walnie przyczyniając się do sukcesu wyborczego w 1969 roku.
Najważniejszym projektem koalicyjnego rządu SPD i liberalnej FDP był pakiet "układów wschodnich" - z ZSRR, Polską, Czechosłowacją i NRD, potwierdzający powojenne granice w Europie.
Przy okazji podpisania 7 grudnia 1970 roku w Warszawie układu o normalizacji stosunków, w którym RFN po raz pierwszy uznała polską granicę zachodnią na Odrze i Nysie, Brandt, składając wieniec pod Pomnikiem Bohaterów Getta, nieoczekiwanie uklęknął. "Nagle poczułem, że złożenie wieńca nie wystarczy" - tłumaczył potem kanclerz. "Pod presją najnowszej niemieckiej historii uczyniłem to, co czynią ludzie, gdy zawiodą słowa. W ten sposób oddałem cześć milionom pomordowanych" - pisał w swoich wspomnieniach. Świat docenił jego politykę - w 1971 roku Brandt otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.
Przy okazji podpisania 7 grudnia 1970 r. w Warszawie układu o normalizacji stosunków, w którym RFN po raz pierwszy uznała polską granicę zachodnią na Odrze i Nysie, Brandt, składając wieniec pod Pomnikiem Bohaterów Getta, nieoczekiwanie uklęknął. "Nagle poczułem, że złożenie wieńca nie wystarczy" - tłumaczył potem kanclerz. "Pod presją najnowszej niemieckiej historii uczyniłem to, co czynią ludzie, gdy zawiodą słowa. W ten sposób oddałem cześć milionom pomordowanych" - pisał w swoich wspomnieniach. Świat docenił jego politykę - w 1971 r. Brandt otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.
Karierę Brandta, po zdecydowanie wygranych w 1972 roku wyborach parlamentarnych, nieoczekiwanie przerwała afera szpiegowska, gdy okazało się, że jego współpracownik Guenter Guillaume jest agentem Stasi. Rozgoryczony polityk nosił się, jak wynika z listu do rodziny, z zamiarem popełnienia samobójstwa.
Po przezwyciężeniu kryzysu spowodowanego dymisją w 1974 roku, Brandt wrócił do polityki. Pozostał do 1987 roku szefem SPD, kierował Międzynarodówką Socjalistyczną, jako szef komisji Północ-Południe zajmował się problemami krajów rozwijających się.
Główna zasada polityki odprężenia SPD, mówiąca, że reformy w krajach komunistycznych są możliwe tylko wtedy, gdy nie zagrażają władzy, po powstaniu Solidarności doprowadziła do napięć w kontaktach z polską opozycją. Podczas wizyty w Polsce w 1985 roku Brandt nie spotkał się z Lechem Wałęsą, mimo otrzymania od przywódcy polskich robotników zaproszenia do Gdańska. Solidarność odebrała tę odmowę jako policzek - komentował brytyjski historyk Timothy Garton Ash.
Polska opozycja długo pamiętała socjaldemokratom ten incydent, zapominając nieraz o pomocy udzielanej Solidarności po 1981 roku przez związane z SPD fundacje i związki zawodowe.
Upadek muru berlińskiego Brandt powitał jako ukoronowanie zapoczątkowanej przez niego polityki otwarcia na Wschód. Na wiecu w Berlinie 10 listopada 1989 roku, przewidując rychłe zjednoczenie kraju, mówił, że "zrasta się to, co do siebie należy".
Brandt zmarł 8 października 1992 roku w Unkel pod Bonn. Jedną z ostatnich osób, które chciały go przed śmiercią pożegnać, był Michaił Gorbaczow. Brandt nie otworzył mu drzwi, myśląc, że to któryś z niemieckich dziennikarzy podszywa się pod rosyjskiego polityka, by dostać się do jego domu.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ az/ mc/