Autor zabiera czytelników w podróż po historii polskich lotników bombowych. To niezwykła opowieść o tym, jak równocześnie z odzyskiwaniem przez Polskę niepodległości tworzyło się polskie lotnictwo bombowe.
Łukasz Sojka rozpoczyna książkę od opisu pierwszego ataku bombowego w historii polskiego lotnictwa podczas walk o Lwów na początku listopada 1918 r. Co prawda formalnie Polska nie odzyskała jeszcze niepodległości, ale „nad Lwowem nie byli już bowiem lotnikami austro-węgierskiego K.u.K. Luftfahrtruppen, lecz kraju, który istniał tylko w ich umysłach i umysłach ludzi im podobnych, w śnionych na jawie snach całych pokoleń, w niezliczonych wierszach, pieśniach i opowieściach” – czytamy.
Jednym z konstruktorów samolotów bombowych w niepodległej już Polsce był Władysław Zalewski. Karierę konstruktorską rozpoczął jeszcze w czasach zaborów, kiedy jako uczeń szkoły technicznej Wawelberga rozpoczął budowę nieukończonego nigdy samolotu WZ-I. „Następny był szybowiec WZ-II, dzięki któremu po raz pierwszy oderwał się od ziemi. W czasie wojny służył w carskiej awiacji, gdzie skonstruował dwa czteropłatowce – WZ-III i WZ-IV. Zamierzał jeszcze zbudować wielki czteropłatowy bombowiec o masie siedmiu ton, jednak rewolucja przekreśliła jego plany” – pisze Łukasz Sojka.
W 1920 roku Zalewski rozpoczął budowę liniowego dwupłata WZ-VIII. Prototyp został jednak uszkodzony podczas Bitwy Warszawskiej. Na konkurs zgłosił projekt ciężkiego samolotu niszczycielskiego WZ-IX, który opatrzył godłem „Pteranodon”. Jak pisze autor, „na dwa lata przed dostarczeniem do Polski pierwszych drewnianych dwupłatowych +Goliathów+ projekt wolnonośnego jednopłata z aerodynamicznie oprofilowanym podwoziem musiał robić wrażenie. +Pteranodon+ rozpiętością skrzydeł przewyższał nawet wielkie francuskie bombowce, miał też przenosić dwa razy większy ładunek bomb”. Zresztą już sam projekt zawierał wiele nowoczesnych rozwiązań.
Jak ocenia autor, uruchomienie produkcji „Pteranodona” zapewniłoby polskiemu lotnictwu pozycję technologicznego lidera, a rodzimy przemysł lotniczy znalazłby się w gronie najbardziej innowacyjnych nie tylko w Europie, ale i na świecie. Komisja konkursowa co prawda doceniła konstrukcję Zalewskiego – otrzymał on główną nagrodę w wysokości 5 tysięcy złotych – jednak „Pteranodon” nie trafił do produkcji seryjnej. Generał Włodzimierz Ostoja-Zagórski zdążył już bowiem zamówić dla eskadr niszczycielskich „Goliathy”.
W wyniku przewrotu majowego, nastąpiła zmiana na stanowisku szefa Departamentu IV. Dla nowego szefa majora Ludomiła Rayskiego koncepcja samowystarczalności państwa, jeśli chodzi o produkcję sprzętu lotniczego, stała się jedną z idée fixe. Co prawda od rozstrzygnięcia konkursu nie upłynął rok, ale „Pteranodon” wciąż pozostawał projektem nowoczesnym, posiadającym spory potencjał modernizacyjny. „Wystarczył więc jeden podpis szefa departamentu zatwierdzający odpowiednią pozycję w budżecie i samolot Zalewskiego zacząłby przybierać materialną postać. Paradoksalnie – największy problem tkwił w innowacyjności +Pteranodona+. Samolot był bowiem nowoczesny, ba – zbyt nowoczesny. W tym czasie nie było w Polsce wytwórni, która poradziłaby sobie choćby z przygotowaniem prototypu” – czytamy.
Co prawda program ciężkiego bombowca skończył się niepowodzeniem, jednak polskie lotnictwo się rozwijało. „Szef Sztabu Głównego generał Tadeusz Piskor zdawał sobie sprawę ze znaczenia lotnictwa i w wielu kwestiach wspierał starania Rayskiego zmierzające do jego rozbudowy czy wręcz je inicjował” – ocenia Łukasz Sojka. Piskor postulował chociażby wystawienie dwóch nowych dywizjonów bombowych, a także organizację lotnictwa komunikacyjnego w taki sposób, aby w sytuacji mobilizacji mogło szybko zostać przekształcone w kolejny dywizjon bombowy. Na początku 1930 r. powołano również do życia wyspecjalizowaną 113. eskadrę myśliwską nocną, przeznaczoną głównie do osłony nocnych nalotów Fokkerów. Jak zauważa jednak autor była to „jednostka czysto eksperymentalna, której nigdy nie zaliczano w poczet stanu operacyjnego lotnictwa”.
Książkę „Skrzydlata husaria. Historia polskich lotników bombowych” Łukasza Sojki wydał Znak Horyzont.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/