31 stycznia 1991 r. zmarł w Warszawie Mieczysław Voit, aktor zapamiętany jako Kuno von Lichtenstein w „Krzyżakach”, ksiądz Suryn i Rabin w „Matce Joannie od Aniołów”, Wojewoda w „Mazepie” i profesor Dąb-Rozwadowski w serialu „Alternatywy 4”. Miał 62 lata.
Niespełna rok przed śmiercią wystąpił w drugim odcinku serialu "Dziewczyna z Mazur" w reżyserii Juliana Dziedziny. Na oczach tytułowej bohaterki Marty (Beata Paluch), po raz pierwszy wprowadzonej do łódzkiej restauracji SPATiF - przez chcącego jej zaimponować fotografa (Andrzej Kopiczyński) - wychylił przy barze pięćdziesiątkę wódki z Bronisławem Pawlikiem - obaj aktorzy zagrali samych siebie, ich nazwiska nie pojawiły się w napisach końcowych.
"Miał szyk, wdzięk i klasę angielskiego lorda. Do dziś widzę go, jak na Placu Czerwonym, ubrany w klasyczny prochowiec Burberry i lekko zawiany, macha parasolem, usiłując zatrzymać mknące na Kreml i z powrotem czajki" - wspominał krytyk Janusz Majcherek. "Voit musiał jednak zrobić wrażenie – może zgoła nietubylczą aparycją – bo któraś z limuzyn zabrała go do hotelu" - dodał ("Teatralny.pl", 2016).
Urodził się 2 sierpnia 1928 roku w Kaliszu jako najmłodszy syn Marii Herminy z domu Hudetz i Romana Voita, dyrektora Banku Ziemi Kaliskiej i skarbnika Towarzystwa Miłośników Sceny - inicjatora odbudowy gmachu miejscowego teatru. Miał trzech starszych braci Olgierda, Tadeusza i Władysława. Dzieciństwo spędził w Tarnopolu i Katowicach, wybuch wojny zastał rodzinę Voitów we Lwowie.
W pierwszych dniach kampanii wrześniowej w walkach z Niemcami zginął najstarszy z braci - Olgierd. "Nigdy nie dowiedzieliśmy się, w jakich nastąpiło to okolicznościach, choć mama Sławka przez długi czas po wojnie próbowała to ustalić" - powiedziała PAP Barbara Horawianka, aktorka i żona Mieczysława Voita.
Po zajęciu Lwowa przez wojska sowieckie został aresztowany Roman Voit - wywieziony do łagru nad Kołymą nigdy nie powrócił. Jeszcze przed zakończeniem wojny Maria z synami opuściła Lwów, by przenieść się do Nowego Targu. Tam, już po wojnie, Mieczysław Voit uczył się w gimnazjum. Później był uczniem Liceum Plastycznego w Krakowie.
Po maturze studiował malarstwo w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych oraz historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jako Sławek Sławkowski publikował w gazetach krakowskich satyry i fraszki, które ilustrował swoimi rysunkami.
W 1947 r. rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej w Krakowie. Wkrótce i te studia przerwał - jak podaje Encyklopedia Teatru Polskiego (ETP) - by zaangażować się do Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka, w którym występował do likwidacji sceny w maju 1953 roku.
Debiutował 12 czerwca 1948 r. rolą Marlowe'a w przedstawieniu "Lord Jim" według Josepha Conrada, w reżyserii Kotlarczyka.
"Miał wtedy 20 lat, smukły i bardzo wysoki, nie zagrzał miejsca w Szkole Aktorskiej. Chciał być aktorem, ale jakoś inaczej. W sensie warsztatowym nie umiał prawie nic, ale miał miły głos, kulturalną wymowę (piękne "ł" przedniojęzykowe wyniesione z domu rodzinnego: Podole), wdzięk i to, co najważniejsze: osobowość i tę szczególną inteligencję aktorską, która podpowiadała mu co się robi na scenie" - napisała aktorka Danuta Michałowska w książce "Pamięć nie zawsze święta: wspomnienia" (2004).
"Teatr Kotlarczyka ukształtował jego warsztat aktorski — nieskazitelną dykcję, precyzyjną i oszczędną gestykulację, nauczył szacunku dla słowa, wywarł wpływ na upodobania do wielkiej poezji, a także w pewnym stopniu na postawę życiową" - wskazał Andrzej Androchowicz w nocie biograficznej w ETP. "Zdawał się stworzony do ról bohaterów w tzw. wielkim repertuarze — elegancki, zawsze wyprostowany, o nienagannych manierach, twarzy o regularnych rysach, ciemnych oczach, czarujący mową, gestem. Chętnie powierzano mu role osób tzw. dobrze urodzonych, postaci szlachetnych, nierzadko o skomplikowanym wnętrzu, które przekonująco potrafił pokazać na scenie i w filmie" - dodał.
"Miał właściwy sobie sposób ujmowania roli, specyficzny głos. Trochę ironii, szczyptę sarkazmu, lekkie uniesienie brwi jakby w zdziwieniu, trochę zadumy, czasem liryzmu i filozoficznego spojrzenia na świat, czasem dystansu. Wszystko to sprawiało, że choć nie zawsze grał role główne, to postaci przez niego kreowane stawiało się w rzędzie pierwszych i długo pamiętało" - ocenił historyk teatru Stanisław Marczak-Oborski. "Udatnie przełamywał sztampę poetyckiego kochanka, nasycając ironią i refleksją" - podkreślił.
"Był niezwykle barwną osobowością, nie tylko na scenie, ale i w życiu, co dawało mu rys nieco młodopolski" - wspominał aktor Witold Skaruch.
Po debiucie Voit zagrał m.in.: Hrabiego w "Panu Tadeuszu" (1949), tytułową rolę w "Eugeniuszu Onieginie" (1949) i Romea w "Aktorach w Elzynorze" (1951).
"Było to przedstawienie skomponowane z kilku sztuk Szekspira. Julię grała Danuta Michałowska. Ale pewnego razu musiała gdzieś wyjechać i - wspólnie z Kotlarczykiem - ustalili, że mam ją zastąpić" - powiedziała PAP Barbara Horawianka. "Ten spektakl rzeczywiście połączył nas ze Sławkiem na kilkadziesiąt lat, choć Sławek początkowo denerwował mnie niezmiernie. Publicznie wyznawał mi uczucia, prawił jakieś komplementy, więc na początku nie traktowałam go poważnie. Ale kiedy zmienił metodę i wyciszył się, wtedy uwierzyłam w prawdziwość tych wyznań" - wyjaśniła.
"Potem okazało się, że poznaliśmy się znacznie wcześniej. Moja mama przypomniała sobie, że przed wojną, w Katowicach w Parku Kościuszki, bawiłam się w piaskownicy z synkiem znajomego ojca. Mój ojciec był adwokatem, a ten znajomy dyrektorem banku i nazywał się Roman Voit" - opowiadała Horawianka. "Niewiarygodne, ale prawdziwe" - podkreśliła.
W 1957 roku przenieśli się do Łodzi. Kilka lat namawiał ich do tego Kazimierz Dejmek, ówczesny dyrektor łódzkiego Teatru Nowego, który obejrzał "Nie igra się z miłością" (1953) w krakowskim Teatrze Poezji. "Wystąpiliśmy w tym spektaklu 250 razy" - wspominała Horawianka. "Trudno było zamienić Kraków na Łódź. Ale kiedy pobraliśmy się, to okazało się, że nie mamy gdzie mieszkać Krakowie. A Dejmek dawał nam w Łodzi dwa mieszkania do wyboru i role do zagrania" - wyjaśniła. "I nigdy potem nie żałowałam tej decyzji, bo zagraliśmy bardzo dużo w znaczącym teatrze" - podkreśliła.
W Nowym Voit zagrał najpierw Zygmunta Augusta w "Barbarze Radziwiłłównie" (1958) a potem Hrabiego Henryka w "Nie-Boskiej komedii" (1959). Zdaniem Bohdana Korzeniewskiego, reżysera tego spektaklu "posiadał wymarzone warunki fizyczne i psychiczne do tej roli. Był arystokratą w prawdziwym znaczeniu tego słowa, tzn. człowiekiem, który umiał się zachować w najtrudniejszej sytuacji nie tracąc panowania nad sobą… Rola była jakby dla niego pisana, wykorzystywała te cechy, którymi Sławek odznaczał się w stopniu najwyższym, a nie zawsze miał sposobność pokazać je na scenie".
Później wystąpił m.in. jako Marek Antoniusz w "Juliuszu Cezarze" (1960), w tytułowych rolach tytułowych w "Brytanniku" (1962) i "Cyranie de Bergerac” (1962) oraz jako Don Kichot z Manczy w "Zaczarowanej gospodzie".
"Teatr Nowy to siedem lat naszego aktorskiego życia: piękne sztuki i piękne role" - oceniła Horawianka.
W 1963 roku Dejmek został dyrektorem Teatru Narodowego w Warszawie i zaproponował im przejście ze sobą do Warszawy. "W Warszawie okazało się, że znowu nie mamy gdzie mieszkać, więc naszym domem dosłownie stał się teatr - mieszkaliśmy więc przez trzy lata w garderobie" - wspominała.
W Narodowym Voit grał do 1966 roku. Występował także w innych warszawskich teatrach: Dramatycznym - gdzie został szczególnie zapamiętany jako Pan w "Kubusiu Fataliście" (1976) w reżyserii Witolda Zatorskiego - Na Woli (1979-81), Ateneum (1981-86)i Na Targówku (1986-88). W 1980 roku gościnnie występował w warszawskim Teatrze Powszechnym jako Generał w "Spiskowcach" Conrada.
W 1975 roku ponownie podjął współpracę z Dejmkiem w łódzkim Teatrze Nowym. "Przyszedł do nas i zapytał: +No co, pójdziecie za mną? Pewnie nie, bo wy jesteście teraz warszawiacy…+. Ale poszliśmy" - powiedziała Horawianka. "Mieliśmy dwa domy, warszawski i łódzki. Cały czas byliśmy w drodze. Potem w połowie lat 80. znowu poszliśmy za Dejmkiem - do Polskiego, którego właśnie został dyrektorem" - dodała.
W stołecznym Teatrze Polskim Mieczysław Voit pracował do śmierci.
Zdaniem Androchowicza najlepszym okresem jego pracy artystycznej był drugi pobyt w łódzkim Teatrze Nowym. W 1975 roku w reżyserowanych przez Dejmka przedstawieniach stworzył znakomite role Księcia Himalaja w "Operetce" Witolda Gombrowicza i Barona "Garbusie" Sławomira Mrożka "uznane za arcydzieła sztuki aktorskiej". "Odkrył w nich swoje nowe możliwości — talent do groteski, parodii, bawił publiczność każdym słowem i gestem" - napisał.
Jego Książę Himalaj - w ocenie Korzeniewskiego - był "kwintesencją arystokratyzmu w sposobie bycia, zachowania, noszenia fraka, laski i wielkopańskim mówieniu +r+". Z kolei Baron - według Marty Fik - był "pełnym wdzięku, sceptycznym, świetnie wychowanym i inteligentnym uwodzicielem". Za rolę Księcia Himalaja otrzymał pierwszą nagrodę na XVI Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu w 1975 roku - rok później na tym samym Festiwalu nagrodzono kreację Barona.
W czasie stanu wojennego Voit związał się z Duszpasterstwem Środowisk Twórczych - występował na koncertach poetyckich w kościołach, salach parafialnych i plebaniach, w całym kraju; swoimi recytacjami towarzyszył też występom Filharmonii im. Romualda Traugutta.
W latach 1962-89 zagrał w wielu spektaklach Teatru Telewizji - min. "Vatzlav" i "Cyrano de Bergerac" - wystąpił w ok. 70 filmach. m.in. jako Ksiądz Suryn w "Matce Joannie od Aniołów" (1960) Jerzego Kawalerowicza - za tę rolę otrzymał nagrodę na festiwalu w Sao Paulo w 1962 roku. Publiczność zapamiętała go również jako Kuno von Lichtensteina w pierwszej polskiej superprodukcji historycznej "Krzyżacy" (1960) w reżyserii Aleksandra Forda i "Samotności we dwoje" (1968) wyreżyserowanej przez Stanisława Różewicza, gdzie zagrał razem z żoną.
Barbarze Horawiance najbardziej podoba się jego rola Wojewody w "Mazepie" według Juliusza Słowackiego - jedynym filmie wyreżyserowanym przez Gustawa Holoubka.
Zagrał również w serialach, m.in. "Stawce większej niż życie" Andrzeja Konica, "Wielkiej miłości Balzaka" Wojciecha Solarza, "Modrzejewskiej" w reżyserii Jana Łomnickiego i "Alternatywy 4" Stanisława Barei.
Ostatnią rolą filmową Voita był Nieznajomy w "Czarnych słońcach" (1992) Jerzego Zalewskiego.
Był jednym z lektorów czytających radiową wersję Biblii Tysiąclecia. W radio przeczytał wiele książek, obecnie dostępnych w postaci audiobooków. W dostępnym na YouTube serwisie Polskiego Radia "Radiobook" od tygodnia można usłyszeć, jak Mieczysław Voit czyta "Lorda Jima".
Paweł Tomczyk (PAP)
pat/ wj/