Delegacja Stowarzyszenia Romów w Polsce upamiętniła Sinti i Romów, którzy 77 lat temu zbuntowali się w tzw. obozie cygańskim, będącym częścią Auschwitz II-Birkenau. W niedzielę złożyli kwiaty przy pomniku upamiętniającym romskie ofiary.
"Obchodzimy rocznicę buntu Romów w byłym obozie romskim w KL Auschwitz-Birkenau. To bezprecedensowe wydarzenie jest jednym z istotnych elementów naszej historii, o której przywrócenie Stowarzyszenie Romów w Polsce walczyło wiele lat. Bunt więźniów w Zigeunerlager to wydarzenie-symbol. Odwaga i heroizm powinny być drogowskazem dla współczesnych Romów; lekcją tego, jak w sytuacji bez wyjścia, determinacja i opór dają nadzieję na lepsze jutro. To jedno z najbardziej heroicznych wydarzeń w historii Auschwitz, które nigdy nie może zostać zapomniane" - podkreślił prezes stowarzyszenia Roman Kwiatkowski.
Roman Kwiatkowski zaznaczył, że dzięki oporowi podczas buntu wielu Sinti i Romów, więźniów Auschwitz, ocaliło życie. Po tych wydarzeniach Niemcy wywieźli blisko 2 tys. silnych i zdrowych osób do innych obozów. Znaczna ich część przeżyła wojnę.
Lider stowarzyszenia zaznaczył, że dzięki oporowi podczas buntu wielu Sinti i Romów, więźniów Auschwitz, ocaliło życie. Po tych wydarzeniach Niemcy wywieźli blisko 2 tys. silnych i zdrowych osób do innych obozów. Znaczna ich część przeżyła wojnę.
Muzeum Auschwitz szacuje, że w obozie Niemcy uwięzili ok. 23 tys. Romów, w tym dzieci. Zgładzono ok. 21 tys. Zdecydowana większość Sinti i Romów więziona była w tzw. cygańskim obozie rodzinnym, który istniał w Birkenau od lutego 1943 do sierpnia 1944 r. Więźniów dziesiątkowały choroby i głód. Dzieci padały ofiarą zbrodniczych eksperymentów prowadzonych przez Josefa Mengelego.
Przez wiele lat uważano, że do buntu doszło 16 maja 1944 r. Historycy opierali się na relacji byłego więźnia, Polaka Tadeusza Joachimowskiego, który był pisarzem raportowym w obozie cygańskim. 15 maja jeden z esesmanów wyjawił mu, że Niemcy chcą zgładzić w komorach gazowych ok. 6 tys. Sinti i Romów. Zalecił, by nie oni opuszczali baraków.
Była więźniarka, Romka Elizabeth Guttenberger po wojnie wspominała: "W przeciwieństwie do większości ludzi, którzy każdego dnia przybywali do Auschwitz, wiedzieliśmy dokładnie, jak tragiczny los nas czekał. Dlatego nasi mężczyźni, wśród których znajdowali się byli żołnierze, postanowili, że bez oporu nie dadzą się zabrać do komór gazowych. Wielu z nich — szczególnie ci, którzy wcześniej zostali przydzieleni do pracy w komandach zewnętrznych - posiadało narzędzia, których można było użyć jako broni do obezwładnienia esesmanów".
Następnego wieczoru przed obóz podjechały samochody, z których wysiadło kilkudziesięciu uzbrojonych Niemców. Kilku weszło do baraku mieszkalnego, aby wypędzić więźniów. Sinti i Romowie uzbrojeni w noże, łopaty, łomy i kamienie nie wyszli. "Niemcy musieli przerwać pierwszą próbę +likwidacji+ naszego obozu, co spowodowane było nieoczekiwanym stawieniem oporu" – podkreśliła była więźniarka. Po pewnym czasie esesmani odjechali. Akcja została odwołana.
Była więźniarka, Romka Elizabeth Guttenberger po wojnie wspominała: W przeciwieństwie do większości ludzi, którzy każdego dnia przybywali do Auschwitz, wiedzieliśmy dokładnie, jak tragiczny los nas czekał. Dlatego nasi mężczyźni, wśród których znajdowali się byli żołnierze, postanowili, że bez oporu nie dadzą się zabrać do komór gazowych.
Paweł Sawicki, redaktor naczelny wydawanego przez Muzeum Auschwitz periodyku Memoria, wskazał w 2018 r., że ustalenia historyków z tej instytucji: Heleny Kubicy i Piotra Setkiewicza, przesuwają datę wydarzeń na początek kwietnia. W artykule wstępnym zaznaczył też, że "okoliczności zdarzenia są inne niż podawano".
"Zaznaczyć należy, że Romowie znajdujący się w Birkenau już od ponad roku przypuszczalnie zdawali sobie sprawę z narastającego zagrożenia całkowitą likwidacją obozu. Nie można zatem wykluczyć, że przynajmniej niektórzy z nich zaczęli gromadzić w ukryciu prymitywną broń, mogącą im posłużyć do walki w chwili ostatecznej, po to, aby – jak pisał Joachimowski – spróbować przynajmniej drogo sprzedać swoje życie" – wskazali historycy w periodyku Memoria.
Autorzy, analizując rozbieżne czasem informacje, doszli do przekonania, że Niemcy wiosną 1944 r. postanowili skierować do pracy niektórych Romów, szczególnie młodych i silnych. Stało się to krótko po likwidacji części obozu, w której więziono Żydów z terezińskiego getta. Niemcy mówili im, że zostaną przeniesieni do pracy, ale ciężarówki zawiozły ich do komór gazowych. Te informacje dotarły do Romów. Kiedy zatem dotarła wiadomość o wywózce do pracy, część z nich uznała, że może to oznaczać "likwidację".
"Gdy niedługo potem w obozie romskim pojawili się esesmani, którzy nakazali, aby zgłosili się młodzi Romowie na wyjazd do pracy w obozie w Niemczech, napotkali niespodziewanie na bierny opór i odmowę wykonania polecenia. Być może wtedy zrozumieli, jakie były przyczyny zachowania Romów. Esesmani, nie mając zamiaru prowokowania zamieszek i chcąc jedynie uspokoić panujące w obozie nastroje, nakazali Joachimowskiemu sporządzenie spisu Romów zdolnych do pracy" – napisali historycy wskazując zarazem, że Niemcy osiągnęli skutek, bo nic nie wiadomo o późniejszym czynnym oporze lub buncie.
Obóz cygański został zlikwidowany w nocy z 2 na 3 sierpnia 1944 r. Do tej operacji Niemcy się przygotowali. Rozkaz wydał zwierzchnik SS Heinrich Himmler. Niemcy zagazowali pozostałych jeszcze wtedy przy życiu ponad 4,2 tys. więźniów.
Po wydarzeniach Niemcy skierowali do innych obozów ok. 200 młodych i zdrowych więźniów. Ok. 1,5 tys. przenieśli do KL Auschwitz I. Większość z nich później również wywieziono. Znaczna ich część przeżyła.
Obóz cygański został zlikwidowany w nocy z 2 na 3 sierpnia 1944 r. Do tej operacji Niemcy się przygotowali. Rozkaz wydał zwierzchnik SS Heinrich Himmler. Niemcy zagazowali pozostałych jeszcze wtedy przy życiu ponad 4,2 tys. więźniów.
W wyniku prześladowań i terroru w latach panowania III Rzeszy śmierć poniosła około połowa populacji romskiej, zamieszkującej obszary okupowane przez Niemców. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/ dki/