Po wprowadzeniu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego Zbigniew Bujak, przewodniczący Zarządu Regionu Mazowsze i członek Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” stał się jedną z najbardziej poszukiwanych osób w kraju.
O tym, że Bujak nie został zatrzymany i internowany po wprowadzeniu stanu wojennego zdecydował szczęśliwy zbieg okoliczności: brał udział w posiedzeniu Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, które zakończyło się w nocy z 12 na 13 grudnia, nie zdecydował się jednak na nocleg w Trójmieście i dzięki temu nie podzielił losu większości swoich kolegów z KK zatrzymanych w trójmiejskich hotelach.
Wydarzenia mogłyby być zresztą scenami z filmu, pytanie tylko, czy sensacyjnego, czy też komedii. Otóż zmęczony Zbigniew Bujak chce nocować, ale jego przyjaciel Zbigniew Janas postanawia wracać do stolicy. W tej sytuacji Bujak, którego żona przyjaźniła się z żoną Janasa, nie ma wyboru i rezygnuje z pozostania w Gdańsku. Obaj opozycjoniści udają się na dworzec kolejowy. W tym samym czasie inny członek „krajówki” i szef pilskiej „Solidarności”, a jednocześnie jeden z najcenniejszych tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa w tym gronie – Eligiusz Naszkowski (TW „Grażyna”) – zgłasza się do Władysława Kucy (naczelnika jednego z wydziałów Departamentu III „A” MSW odpowiedzialnego za rozpracowanie kierownictwa związku) i proponuje pomoc w złapaniu wracającego do stolicy Bujaka. Przekonuje esbeka, że to konieczność, że kiedy lider mazowieckiej „Solidarności” dotrze do stolicy, jego pojmanie będzie o wiele trudniejsze. W odpowiedzi Kuca każe mu… wymoczyć obolałe nogi w wodzie, gdyż Naszkowski przez dwa dni chodził w zbyt ciasnych butach z nadajnikiem, dzięki czemu SB mogła śledzić przebieg obrad Komisji Krajowej.
O tym, że Bujak nie został zatrzymany i internowany po wprowadzeniu stanu wojennego zdecydował szczęśliwy zbieg okoliczności: brał udział w posiedzeniu Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, które zakończyło się w nocy z 12 na 13 grudnia, nie zdecydował się jednak na nocleg w Trójmieście i dzięki temu nie podzielił losu większości swoich kolegów z KK zatrzymanych w trójmiejskich hotelach.
Tymczasem pociąg do stolicy spóźnia się, a do Bujaka i Janasa docierają informacje najpierw o zatrzymaniu członków KK w hotelu „Monopol”, a potem o tym, że milicja już spod hotelu odjechała. Postanawiają sprawdzić to na miejscu. W hotelowej recepcji zostają ostrzeżeni przed funkcjonariuszami krążącymi po budynku, dzięki czemu unikają zatrzymania. Postanawiają rozdzielić się i ukryć w Trójmieście.
Zbigniew Bujak, który po kilku dniach wrócił do Warszawy, niemal natychmiast stał się jedną z najbardziej poszukiwanych osób w kraju. Już 17 grudnia 1981 roku w trakcie narady tzw. dyrektoriatu (nieformalnego ciała złożonego z najbardziej zaufanych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego) I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i premier krytykował ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka za to, że „do tej pory(!) nie złapano” przewodniczącego Regionu Mazowsze. Tydzień po wprowadzeniu stanu wojennego w Komendzie Stołecznej Milicji Obywatelskiej zostaje utworzona Samodzielna Grupa Operacyjna, której zadaniem ma być zatrzymanie ukrywających się po 13 grudnia działaczy mazowieckiej „Solidarności”, w tym Bujaka. Trzy miesiące później – 23 marca 1982 roku – Kiszczak powołał z kolei centralną grupę operacyjną „w celu koordynacji zadań oraz skoncentrowania uzyskiwanych informacji, związanych z ustaleniem miejsca pobytu” Zbigniewa Bujaka. Działaniom tej grupy nadano kryptonim „Skryty”.
Zbigniew Bujak, który po kilku dniach wrócił do Warszawy, niemal natychmiast stał się jedną z najbardziej poszukiwanych osób w kraju. Już 17 grudnia 1981 roku w trakcie narady tzw. dyrektoriatu (nieformalnego ciała złożonego z najbardziej zaufanych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego) I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i premier krytykował ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka za to, że „do tej pory(!) nie złapano” przewodniczącego Regionu Mazowsze.
Zbigniew Bujak przez ponad rok wymyka się jednak tropiącym go funkcjonariuszom MO i SB. W końcu jednak szczęście go opuściło: 2 marca 1983 roku zostaje zatrzymany przez funkcjonariuszy Departamentu II MSW podczas spotkania z Aleksandrem Małachowskim. Na marginesie: kierownictwo kontrwywiadu, które doskonale wiedziało, kogo zatrzymują funkcjonariusze, operację tę „legendowało” działaniami przeciwko Radiu „Solidarność”.
Bujak – ukrywający się pod nazwiskiem Michała Wroniszewskiego i używający jego dowodu osobistego – został przewieziony do siedziby MSW. Tam przekazano go pracownikom Biura Śledczego, którzy nieświadomi kogo mają w ręku rozpoczęli przesłuchanie podejrzanego. I tu – po raz kolejny – do Zbigniewa Bujaka uśmiechnęło się szczęście. Jak relacjonował po latach: „W pewnym momencie [funkcjonariusz – GM] spytał ile mam pokoi. Ponieważ nie byłem +u siebie+, też odmówiłem odpowiedzi. On: co pan, zwariował? Ja: wie pan, jestem psychiatrą, miewałem już u siebie takich, którzy odpowiadali na podobne proste pytania i obaj wiemy, co z nimi było później”. W tej sytuacji esbek postanowił sprawdzić czemuż to przesłuchiwany odmawia odpowiedzi na tak niewinne pytania i zabrać go do tego [jego] mieszkania. Kiedy dowieziono zatrzymanego do miejsca jego rzekomego zamieszkania Zbigniew Bujak – po wyjściu z samochodu – zrobił kilka szybkich kroków, zrzucił kożuch, by ten nie krępował mu ruchów i zaczął uciekać. Dzięki zaskoczeniu zyskał kilka metrów przewagi nad eskortującymi go funkcjonariuszami. Mimo krzyków „stój, bo strzelam!”, esbekom został w rękach jedynie wspomniany kożuch, portfel z kwotą 4740 złotych i receptą wystawiona na nazwisko Tomasza Chlebowskiego, a także lewy dowód osobisty i przede wszystkim wstyd, bo ucieczka lidera mazowieckiej „Solidarności” szybko stała się głośna. I nic w tym dziwnego, przecież to kolejna niemal filmowa scena…
Warto przypomnieć, że ukrywającego się lidera mazowieckiej „Solidarności” poszukiwał także Zarząd WSW Wojsk Obrony Powietrznej Kraju (we współpracy ze Stołecznym Urzędem Spraw Wewnętrznych) w ramach operacji pod kryptonimem „Harcerz”.
Dla Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej wydarzenia te oznaczały konieczność rozpoczęcia poszukiwań Zbigniewa Bujaka praktycznie od nowa. 18 marca 1983 roku zastępca komendanta stołecznego MO, a w cywilu wiceprezes Polskiego Zawiązku Piłki Nożnej, Henryk Celak, nakazał funkcjonariuszom natychmiastowe zintensyfikowanie działań w celu ustalenia miejsca pobytu i zatrzymania poszukiwanych działaczy mazowieckiej „Solidarności”, na czele z Bujakiem. Nieco ponad trzy miesiące później – pod koniec czerwca 1983 roku naczelnicy wydziałów, komendanci dzielnicowi i miejscy oraz kierownicy samodzielnych jednostek KS MO otrzymali wytyczne w sprawie poszukiwań opozycjonisty oraz jego najnowsze, „aktualne” zdjęcia. Oprócz esbeków i milicjantów (w tym również tych z drogówki czy pionu gospodarczego) dostali je również oficerowie Wojskowej Służby Wewnętrznej garnizonu warszawskiego oraz tajni współpracownicy peerelowskich służb. W tym miejscu warto przypomnieć, że ukrywającego się lidera mazowieckiej „Solidarności” poszukiwał także Zarząd WSW Wojsk Obrony Powietrznej Kraju (we współpracy ze Stołecznym Urzędem Spraw Wewnętrznych) w ramach operacji pod kryptonimem „Harcerz”.
Mimo zaangażowania tak dużych sił i środków, Służba Bezpieczeństwa potrzebowała ponad trzech kolejnych lat, by ponownie zatrzymać Bujaka. Nie był to zresztą efekt działań poszukiwawczych prowadzonych na terenie całego kraju, lecz skutek działalności operacyjnej: zatrzymanie było możliwe dzięki rozpracowaniu jednego z kanałów łączności podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Mazowsze. W ramach długotrwałej, koronkowej kombinacji operacyjnej działaczom RKW „podstawiono” m.in. (dzięki tajnemu współpracownikowi) mieszkanie, w którym ci się spotykali. Mimo że ich spotkania były dokumentowane operacyjne (podsłuchiwane i obserwowane), SB nie zdecydowała się na zatrzymania. Wybrano inny wariant – obserwację. I to właśnie w jej wyniku bezpiece udało się ustalić miejsce pobytu nie tylko samego Zbigniewa Bujaka, ale też jego bliskich współpracowników: Konrada Bielińskiego i Ewy Kulik. Wszyscy troje zostali zatrzymani.
W przypadku samego Bujaka doszło do tego w dniu 31 maja 1986 roku, w nader widowiskowy sposób: funkcjonariusze jednostek specjalnych wysadzili, a raczej próbowali wysadzić drzwi domu, w którym się ukrywał. Miało to związek z obawami, że Zbigniew Bujak może dysponować tzw. „ochroną osobistą, która może spowodować sztuczne zamieszanie w celu odwrócenia uwagi i umożliwienia ucieczki poszukiwanemu”, lub, iż on sam może wykorzystać swoje umiejętności przeszkolonego żołnierza wojsk powietrzno-desantowych. Jak wspominał Zbigniew Bujak, zatrzymujący go antyterroryści wykazali się nieudolnością – drzwi, po odpaleniu trzech kolejnych ładunków wybuchowych, otworzył dopiero kopniakiem dowodzący akcją…
Tym razem lider mazowieckiej „Solidarności” posiedział w areszcie już dłużej, bo ponad trzy miesiące. Na wolność wyszedł 11 września 1986 roku dzięki kolejnej amnestii. I przez kolejne lata angażował się w działalność opozycyjną, tyle, że już jawną. Na marginesie, zmanipulowane fragmenty prowadzonych przez niego w okresie aresztowania nieformalnych rozmów z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa – zeznań stanowczo odmówił – zostały wykorzystane do celów propagandowych, upubliczniła je Telewizja Polska.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP