W Czechowicach-Dziedzicach upamiętniono w niedzielę ofiary pożaru w Rafinerii Czechowice. 50 lat temu, w wyniku tego najtragiczniejszego pożaru przemysłowego w historii Polski, zginęło 37 osób, a 106 zostało ciężko poparzonych.
W niedzielę odbyły się oficjalne obchody wspominanej w mieście od kilku dni rocznicy. Ich głównym punktem była msza w intencji ofiar, odprawiona w miejscowym kościele pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Następnie uczestnicy uroczystości przeszli przed pomnik ofiar pożaru, gdzie odczytano okolicznościową informację, złożono kwiaty i uczczono pamięć zmarłych minutą ciszy.
"Choć minęło już pół wieku, to nadal pamiętamy o wszystkich tych, którzy zginęli wtedy walcząc z żywiołem ognia. Jesteśmy tu dziś z ich rodzinami i bliskimi, by oddać hołd ofiarom tamtych wydarzeń. Ta był wstrząs dla całej społeczności, ale też impuls do wielu zmian w ochronie przeciwpożarowej. Miejmy nadzieję, że dzięki temu nigdy więcej nie będziemy świadkami takiej tragedii" – podkreśla prezes Grupy Lotos Zofia Paryła.
Wcześniej złożono kwiaty i zapalono znicze także przy pomniku - zbiorowej mogile ofiar pożaru na cmentarzu parafialnym kościoła pw. NMP Wspomożenia Wiernych w Dziedzicach.
"Choć minęło już pół wieku, to nadal pamiętamy o wszystkich tych, którzy zginęli wtedy walcząc z żywiołem ognia. Jesteśmy tu dziś z ich rodzinami i bliskimi, by oddać hołd ofiarom tamtych wydarzeń. Ta był wstrząs dla całej społeczności, ale też impuls do wielu zmian w ochronie przeciwpożarowej. Miejmy nadzieję, że dzięki temu nigdy więcej nie będziemy świadkami takiej tragedii" – podkreśla uczestnicząca w niedzielnych obchodach prezes Grupy Lotos Zofia Paryła.
Okoliczności tragedii sprzed 50 lat przybliża plenerowa wystawa, ustawiona w czerwcu na Placu Jana Pawła II w Czechowicach-Dziedzicach. Składa się na nią 20 plansz, prezentujących m.in. archiwalne zdjęcia i opis dramatycznej akcji gaśniczej. W piątek i sobotę w czechowickiej bibliotece zorganizowano wieczory wspomnień związanych z 50. rocznicą tragicznego pożaru.
Pożar w rafinerii wybuchł 26 czerwca 1971 r., gdy nad miastem przechodziła burza. O 19.50 piorun uderzył w zbiornik, gdzie znajdowało się prawie 9 tys. m sześc. ropy. Eksplozja zniszczyła dach, a płonąca ropa rozlała się w tacy zbiornika. Podczas akcji gaśniczej do zbiornika dostawały się dziesiątki tysięcy litrów wody, która znalazła się pod ropą. Wkrótce woda zaczęła wrzeć. Ciśnienie pary spowodowało gwałtowny wyrzut płonącej ropy w różnych kierunkach, na odległość do 250 metrów. Piana wylała się i popłynęła w kierunku elektrociepłowni oraz do tacy innego zbiornika, który chwilę później eksplodował.
Piana mająca kilka metrów wysokości zakrywała ludzi, wozy i sprzęt gaśniczy, niszcząc wszystko na swojej drodze. Fale płonącej ropy odcięły drogę ewakuacji. Płonęły drogi asfaltowe. Niemal natychmiast zginęły 33 osoby (25 strażaków, siedmiu żołnierzy i jeden pracownik rafinerii). Czterech ratowników zmarło w szpitalach.
Piana mająca kilka metrów wysokości zakrywała ludzi, wozy i sprzęt gaśniczy, niszcząc wszystko na swojej drodze. Fale płonącej ropy odcięły drogę ewakuacji. Płonęły drogi asfaltowe. Niemal natychmiast zginęły 33 osoby (25 strażaków, siedmiu żołnierzy i jeden pracownik rafinerii). Czterech ratowników zmarło w szpitalach. Temperatura była tak wysoka, że poparzeniom ulegali ludzie stojący w sporej odległości od zbiorników.
Okoliczności tragedii przypomniała w swojej niedzielnej informacji Grupa Lotos. "Ogromna jasność i gorąco były nie do wytrzymania. Udało mi się uciec na ul. Barlickiego, którą biegli ludzie i przewracali się. Wydawali nieludzkie jęki, krzyki, płacze, wzywali Boga. Istny koniec świata" – pisał, cytowany w niedzielnym komunikacie, Rudolf Myrczek - autor książki poświęconej rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach.
Żołnierz Józef Frączek tak wspominał eksplozję: "Zbiornik zaczął drżeć, a metalowe ściany poczęły nadymać się. W pewnym momencie powietrze rozdarł potworny huk i wszystko zniknęło w olbrzymiej kuli ognia". Dziennikarz Kroniki Beskidzkiej Tadeusz Patan napisał: "Ogień rozlał się szerokim, płonącym morzem. Pochłonął strażackie samochody, strawił zabudowania produkcyjne, stopił instalacje. Okoliczne pola i ogrody zmieniły się w pogorzelisko".
Pożar nie ustępował. Po 14.00 eksplodował kolejny zbiornik, stwarzając zagrożenie dla zbiorników z benzyną. Około 23.00 pękł płaszcz zbiornika z ropą. We wtorek 29 czerwca przystąpiono do generalnego natarcia. Po dwóch godzinach pożar ugaszono, jednak w jednym ze zbiorników doszło do ponownego, gwałtownego zapalenia się ropy. Gaszenie trwało trzy godziny.
Po tragedii ulicami Czechowic-Dziedzic przeszedł kondukt pogrzebowy. Na lawetach przewieziono trumny ze szczątkami ofiar wybuchu. Ku ich pamięci na miejskim skwerze ustawiono pomnik z listą ofiar.
Straty były ogromne. Ze zbiorników ocalał tylko jeden zawierający 7 tys. ton ropy. Spaliły się kolektor, pompownia, część oddziałów furfurolu, filtrolu, instalacja ABT, magazyn techniczny i zajezdnia lokomotyw. Spłonęły też 22 samochody pożarnicze i wiele sprzętu strażackiego. Ogółem w akcji brało udział 2610 strażaków z 371 sekcji, 313 wozów gaśniczych, 34 ciężkie wodno-pianowe, 197 pomp pożarniczych. Zużyto 227 ton chemicznych środków gaśniczych.
Odbudowa rafinerii trwała cztery miesiące i zaowocowała nowoczesną instalacją odgromową, gaśniczą oraz „pływającymi dachami”, które uniemożliwiają zgromadzeniu się oparów nad powierzchnią ropy. Na miejscu tragedii stanął dystrybutor paliw. Zbiorniki magazynowe przeniesiono poza obręb rafinerii i daleko od zabudowań miejskich.
Po tragedii ulicami Czechowic-Dziedzic przeszedł kondukt pogrzebowy. Na lawetach przewieziono trumny ze szczątkami ofiar wybuchu. Ku ich pamięci na miejskim skwerze ustawiono pomnik z listą ofiar.(PAP)
autor: Marek Błoński
mab/ amac/