Jej generacja rozumiała przyrodę jako nadrzędną rzecz w mieście. Alina Scholtz planowała w projektach długofalowo, np. operowała ukształtowaniem terenu, by nadawać kierunek wody opadowej, stosowała drzewa jako zarosty wiatrochronne. Wiele jej projektów, m.in. stołeczny Park im. Rydza-Śmigłego, nadal cieszy oko – mówi architekt Małgorzata Kuciewicz.
„Mamy taką praktykę projektową, że odnajdujemy w przeszłości różne inspiracje dla wyzwań nadchodzących. Zajmujemy się też rozważaniem, jak w niestandardowy sposób podchodzić do zabytków np., które są nietypowe. Staramy się także zapomniane, pogubione cenne przykłady przywracać do ogólnej świadomości. I kiedy natknęliśmy się na pierwszy projekt Aliny Scholtz i relacje na jej temat, intuicja podpowiedziała nam, że to postać, którą warto byłoby rozpoznać” – mówi PAP Małgorzata Kuciewicz z Grupy Projektowej Centrala, współtwórczyni wystawy „Więcej zieleni! Projekty Aliny Scholtz” w Muzeum Woli.
Jak zaznacza, architektura krajobrazu nadal wydaje się trochę egzotyczna, mimo że ma już tak długie tradycje. „W SGGW ta dyscyplina funkcjonuje już ok. 90 lat. Natomiast rzeczywiście nadal jeżeli chodzi o architekturę, większość kojarzy projektantów jakichś słynnych budynków, natomiast jeżeli chodzi o tereny zielone, to bardzo mało wiemy o ich autorach. Więc mam nadzieję, że ta wystawa to trochę odwróci, że zaczniemy się interesować tym, kto stworzył otaczającą nas miejską zieleń” – podkreśla.
Wystawa składa się z dwóch części. „Jedna jest poświęcona dorobkowi Aliny Scholtz w takiej +podwójnej pętli+. Pokazane są najważniejsze projekty przedwojenne, a wokół nich powojenne realizacje, które jakoś z nimi rezonują. Mamy np. oprawę zieleni Toru Wyścigów Konnych na Służewcu, realizację tuż przedwojenną, która rezonuje z wielkimi założeniami warszawskiej odbudowy, czyli Trasą W-Z, Centralnym Parkiem Kultury na Powiślu (którego projekt współtworzyła), obecnie Parkiem im. Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego” – opowiada Kuciewicz.
„Mamy też na tej wewnętrznej +pętli+ jej pierwsze samodzielne realizacje, czyli ogródki przy modernistycznych willach, natomiast po wojnie rezonują one z ogrodami dyplomatycznymi, które projektowała, na terenach ambasad polskich w Chinach i Korei Północnej albo na terenie Ambasady Chińskiej w Warszawie czy przy hotelu rządowym na ul. Klonowej. Mamy też park w Żelazowej Woli, który współtworzyła. Z tym +parkiem-pomnikiem chopinowskim+ rezonują np. założenia, projekty cmentarzy” – relacjonuje.
„Duży segment tej części historycznej jest poświęcony warszawskim osiedlom, zieleni najbliższej chyba mieszkańcom, bo międzyblokowej. Pokazujemy Sadybę, Sady Żoliborskie i osiedle Szwoleżerów jako przykłady, chociaż oczywiście Scholtz projektowała dużo więcej zieleńców przyosiedlowych. A także przestrzenie dziecięce, to taki już spójnik pomiędzy tym okresem najpóźniejszym, kiedy projektowała wśród budynków miejsca zabaw dziecięcych - z tą odbudową powojenną, bo jako szefowa Pracowni Zieleni w Biurze Odbudowy Stolicy była odpowiedzialna za wszystkie działki i ogródki jordanowskie po wojnie” – zaznacza Kuciewicz.
Na dolnym poziomie wystawy znajduje się część bardziej laboratoryjna, podzielona według wątków. „Tam przybliżamy zagadnienia retencji wody, hydrobotaniki, czyli roślin wodnych, chętnie stosowanych przez projektantkę. Wyjaśniamy, na czym polega komponowanie drzew, że można je sadzić na różne sposoby, by osiągnąć zróżnicowane efekty. Pokazujemy też, jak mierzyć drzewa bez ich ścinania, oraz ulubionych zielonych bohaterów, czyli charakterystyczne gatunki, które często odnajdujemy w warszawskich realizacjach Scholtz. Mamy też kącik opowiadający, kim jest architektka krajobrazu i na czym polega specyfika pracy osoby, która musi myśleć o procesach daleko wybiegających poza jej długość życia” - wskazuje.
„Jeżeli chodzi o samą Alinę Scholtz, to wydawała się bardzo progresywnie myślącą, proaktywną kobietą. Była bardzo ciekawa świata, przez całe życie prowadziła intensywną korespondencję z innymi architektami krajobrazu, dzięki projektowaniu ogrodów dyplomatycznych odwiedzała Azję. Z jej listów wyłania się obraz jednak w sumie bardzo skromnej osoby, mimo że zaprojektowała dużą część warszawskiej zieleni” – akcentuje Kuciewicz.
W jej ocenie często nieco mylnie myślimy o architekturze krajobrazu, uznając ją za „takie trochę bukieciarstwo między budynkami”. „A jej generacja rozumiała przyrodę jako nadrzędną rzecz w mieście i w czasie odbudowy najpierw wytyczano, które ciągi zielone mają zostać. Bardzo dbano o ciągłość przyrody, pilnowano, by nawet małe zieleńce łączyły się w większe zespoły zielenią przyuliczną, szpalerami drzew, żeby to łączyło się z jakimiś zespołami parkowymi czy nadrzeczną zielenią. Rozumiano, że w tej ciągłości jest siła regeneracji natury. I bardzo dbano, żeby tej zieleni towarzyszyła woda” - zauważa.
„Scholtz operowała również ukształtowaniem terenu, żeby nadawać kierunek wody opadowej, brała także pod uwagę to, jak pewne formy opływane są wiatrem, stosowała drzewa jako zarosty wiatrochronne, żeby nie było przeciągów w mieście. Rozumiała, że otwierając pewne tereny zielone, można wprowadzać w ruch nagrzane powietrze. Bo jeżeli się tworzy polankę, to ona się szybciej nagrzewa. Ta generacja wiedziała, że komponując miasto, nie można dopuścić, by zanieczyszczone powietrze stało w miejscu. To również cenne wskazówki, recepty na to, co robić z miastem w związku z różnymi wyzwaniami przyszłości” – mówi Kuciewicz.
Jej zdaniem Scholtz jest także symboliczną postacią pod innym względem. „Rozpoznając jej dorobek, uzmysłowiliśmy sobie, jak jeszcze wiele innych postaci kobiecych jest nam nieznanych, pozostają anonimowe. Rzeczywiście pomimo że jest to bardzo sfeminizowana dziedzina, to w historiografii głównie są opisani panowie, którzy też stanowili większy procent kadry profesorskiej w szkołach krajobrazu. Mamy nadzieję, że ta wystawa uruchomi generalnie temat historii krajobrazu i zieleni w miastach i powoli zaczniemy odbudowywać wiedzę na temat tych wszystkich zapomnianych kobiet” - wskazuje.
Większość projektów Scholtz nadal cieszy oko, mimo że są już dosyć wiekowe. „A przede wszystkim sprawiają, że jest nam trochę lepiej żyć w tym mieście, bo np. podczas upałów każdy cień drzewa, powiew chłodu znad jakiegoś stawu jest wielką ulgą. Ona właśnie myślała w swoich projektach w długiej perspektywie i to jest też poważna lekcja, że my musimy dzisiaj zacząć sadzić drzewa, które przyjmą na siebie tę rolę ochrony, kiedy będzie jeszcze cieplej. Wśród jej projektów jest dużo wręcz genialnych rozwiązań, np. jeżeli chodzi o tarasowanie spadków, różnych pochyłości w mieście, po to, by woda się równomiernie rozprowadzała” - opowiada.
„Nie stosowała nigdy szczelnych nawierzchni, zawsze były to płyty, które przerasta w szparach trawa, pozwalające korzeniom oddychać. Myślała również o kalendarzu rozmaitych wydarzeń, na różne święta kwitły odpowiednimi kolorami różnorakie rośliny i powstawała taka naturalna scenografia w mieście do różnych wydarzeń, np. +chmury patriotyczne+ pojawiały się na święto majowe czy kolory stolicy we wrześniu, kiedy odbywały się na Służewcu różne celebracje warszawskie. Były to bardzo dobre rozwiązania i w wielu miejscach nadal możemy się cieszyć projektami tej pionierki architektury krajobrazu w Polsce” – dodaje Kuciewicz.
Wystawę „Więcej zieleni! Projekty Aliny Scholtz” można oglądać w stołecznym Muzeum Woli do 28 listopada. (PAP)
autor: Anna Kondek-Dyoniziak
akn/ skp /