„Nasz 2. Korpus Polski wytyczył sobie następującą drogę: jak najszybciej dotrzeć do ojczyzny, ale stało się inaczej” – mówi PAP weteran walk we Włoszech 97-letni kapitan Władysław Dąbrowski, który przybył z Polski na obchody 77. rocznicy wyzwolenia Ankony.
"Świadomość tego, że polscy żołnierze walczą na tylu frontach i odnoszą sukcesy, była dla nas otuchą i bodźcem" - stwierdził porucznik Janusz Maksymowicz, weteran Armii Krajowej, powstaniec warszawski, członek Rady do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.
Obaj kombatanci wzięli w sobotę udział w uroczystościach na polskim cmentarzu wojennym w Loreto niedaleko Ankony. Na nekropolii tej pochowanych jest ponad 1080 żołnierzy 2. Korpusu Polskiego. W mszy i ceremonii rocznicowej uczestniczyli ambasador RP we Włoszech Anna Maria Anders i szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk.
"Robiliśmy wszystko, a świadczy o tym najlepiej cmentarz w Loreto i ponad tysiąc grobów na nim. To dowód, że nie na darmo ta krew została przelana, a po latach mamy wolną Polskę" - zaznaczył. Kapitan Dąbrowski dodał, że na cmentarzu w Loreto pochowanych jest wielu jego kolegów z 15. Pułku Ułanów Poznańskich.
Urodzony w 1924 roku w Nowogródku kapitan Władysław Dąbrowski był od kwietnia 1942 roku żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie - najpierw Armii Polskiej w ZSRR, a później 2. Korpusu Polskiego. Wcielony do 15. Pułku Ułanów Poznańskich, przez Iran, Irak, Palestynę i Egipt dotarł do Włoch. Tam w składzie macierzystej jednostki brał udział w walkach m.in. o Monte Cassino, Ankonę i Bolonię.
W rozmowie z PAP weteran podkreślił: "Nasz 2. Korpus wytyczył sobie następującą drogę: jak najszybciej dotrzeć do Polski, ale stało się inaczej. Lecz mimo że już wiedzieliśmy pod Monte Cassino, że nasze ziemie są sprzedane, my jednak staraliśmy się zrobić wszystko, żeby odwiecznego wroga pokonać".
"Robiliśmy wszystko, a świadczy o tym najlepiej cmentarz w Loreto i ponad tysiąc grobów na nim. To dowód, że nie na darmo ta krew została przelana, a po latach mamy wolną Polskę" - zaznaczył.
Kapitan Dąbrowski dodał, że na cmentarzu w Loreto pochowanych jest wielu jego kolegów z 15. Pułku Ułanów Poznańskich.
"Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Loreto po wojnie, spotkałem siostry nazaretanki. Byłem zachwycony opieką, jaką roztoczyły nad polskim cmentarzem, ich oddaniem. Ma to dla mnie szczególnie osobistą wymowę, bo ja mieszkałem w Nowogródku, gdzie były nazaretanki. Pierwsze lata szkoły uczyłem się właśnie u nich" - zaznaczył Władysław Dąbrowski.
Wyjaśnił wspominając walki w rejonie Ankony: "Naszym zadaniem było zdobycie Loreto. Zdobyliśmy położone wokół miejscowości. W samej bazylice Niemców nie było, kiedy tam wchodziliśmy. I właśnie wtedy mieliśmy okazję zwiedzić całą bazylikę, zwłaszcza polską kaplicę. Potem zostaliśmy wysłani do innych zadań na inny odcinek".
"I stała się - dodał - rzecz niesłychana. Przyleciał niemiecki samolot i zbombardował kaplicę niemiecką. Zrzucił bombę na kaplicę niemiecką, przylegająca do naszej. To był jakiś niesamowity znak; niemiecka kaplica została zniszczona".
"Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Loreto po wojnie, spotkałem siostry nazaretanki. Byłem zachwycony opieką, jaką roztoczyły nad polskim cmentarzem, ich oddaniem. Ma to dla mnie szczególnie osobistą wymowę, bo ja mieszkałem w Nowogródku, gdzie były nazaretanki. Pierwsze lata szkoły uczyłem się właśnie u nich" - zaznaczył Władysław Dąbrowski.
Wspomniał też losy i drogę swojej rodziny, które ostatecznie doprowadziły go do Korpusu generała Władysława Andersa. Opowiedział, że w 1940 roku z matką i młodszym bratem został wywieziony na Sybir. Wcześniej jego ojciec został skazany na 15 lat łagru.
"Tak zaczęła się moja droga, na koniec której trafiłem do 2. Korpusu, a potem na pola bitew we Włoszech. Długo nie mogłem się zdecydować na to, by po wojnie pojechać na Monte Cassino. Kiedy po raz pierwszy pojechałem, siedziałem w 2014 roku naprzeciwko ołtarza i leciały mi łzy. Ja nie płakałem, łzy same płynęły ze wzruszenia" - mówił kapitan Dąbrowski. Przyznał: "Dalej bardzo to wszystko przeżywam".
Janusz Maksymowicz w rozmowie z PAP podczas uroczystości upamiętniających 77. rocznicę wyzwolenia Ankony podkreślił: "Te obchody są przypomnieniem, że żołnierze polscy w czasie drugiej wojny światowej walczyli na wszystkich frontach, były też potężne formacje wojskowe polskiego państwa podziemnego". "Te wszystkie siły - dodał - walczyły o odzyskanie przez Polskę wolności".
Urodzony w 1930 roku porucznik Janusz Maksymowicz został podczas Powstania Warszawskiego przydzielony do kompanii szturmowej Batalionu AK "Bug". W czasie walk o gmach "Pasty" w Śródmieściu został ranny. Po kapitulacji był ewakuowany wraz z rannymi ze szpitala polowego w stronę Pruszkowa; udało mu się zbiec z transportu.
W rozmowie z PAP podczas uroczystości upamiętniających 77. rocznicę wyzwolenia Ankony podkreślił: "Te obchody są przypomnieniem, że żołnierze polscy w czasie drugiej wojny światowej walczyli na wszystkich frontach, były też potężne formacje wojskowe polskiego państwa podziemnego".
"Te wszystkie siły - dodał - walczyły o odzyskanie przez Polskę wolności".
"Jestem szczęśliwy, że ja powstaniec warszawski mogę oddać hołd żołnierzom, którzy także we Włoszech walczyli o polskość" - wyznał.
"W czasie Powstania byłem tam, gdzie toczyły się najcięższe walki, na Starym Mieście. Walczyliśmy tam od 1 sierpnia do 2 września i tego dnia przeszliśmy kanałami do Śródmieścia" - wyjaśnił.
Zaznaczył następnie: "My oczywiście wiedzieliśmy wtedy o walkach polskich żołnierzy we Włoszech. Mieliśmy bieżące informacje. Był biuletyn informacyjny Armii Krajowej. Roznosiłem go nawet w czasie Powstania do różnych miejsc".
"Wiadomości o żołnierzach polskich sił zbrojnych walczących na Zachodzie, na przykład we Włoszech czy sukcesy dywizji generała Maczka, wyzwalającej kolejne miasta w Holandii działały na nas jak bodziec, że trzeba wszystko zrobić, żeby stawać do walki; każdy, gdzie kto mógł" - dodał Maksymowicz.
"Byliśmy w miarę poinformowani o tym, co się dzieje. Siłą rzeczy wiadomości były opóźnione, ale mieliśmy niemal pełną wiedzę o Polakach walczących na różnych frontach" - powiedział porucznik Janusz Maksymowicz.
Przyznał następnie: "Te informacje dodawały otuchy. To był bardzo ważny przekaz, że szerokim frontem zrywamy się w walce o niepodległość".
"Wiadomości o żołnierzach polskich sił zbrojnych walczących na Zachodzie, na przykład we Włoszech czy sukcesy dywizji generała Maczka, wyzwalającej kolejne miasta w Holandii działały na nas jak bodziec, że trzeba wszystko zrobić, żeby stawać do walki; każdy, gdzie kto mógł" - dodał kombatant.
18 lipca 1944 roku 2. Korpus Polski wyzwolił portowe miasto Ankona nad Adriatykiem. Zdobycie Ankony i całej nadadriatyckiej części regionu Marche, które było samodzielną operacją polskiego wojska, przyczyniło się do skrócenia czasu walk aliantów z Niemcami we Włoszech.
Rocznicowe ceremonie odbędą się w niedzielę, w rocznicę wyzwolenia Ankony przy bramie w tym mieście - Porta Santo Stefano, którą polscy żołnierze przekroczyli 77 lat temu.
Z Ankony Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ zm/