Był młody, niepokorny. Marzył o tym, by zostać piłkarzem, jednak największy sukces odniósł jako biegacz długodystansowy. Złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles w 1932 roku był z wykształcenia ogrodnikiem. W tym zawodzie pracował przez niemal siedem lat w jednym z najpiękniejszych parków Warszawy.
Janusz Kusociński urodził się 15 stycznia 1907 roku w Warszawie, ale od najmłodszych lat mieszkał w Ołtarzewie. Marzył by zostać zawodowym piłkarzem, więc nauka zawsze schodziła na dalszy plan. Po ukończeniu szkoły podstawowej ojciec zdecydował, że syn zostanie ogrodnikiem i pomoże w prowadzeniu rodzinnego gospodarstwa: "Skoro tak lubisz wieś i »świeże powietrze« - to zrobimy z ciebie ogrodnika - oświadczyli mi pewnego pięknego poranku rodzice - pójdziesz do szkoły ogrodniczej" - napisał Kusociński we wspomnieniach wydanych pod tytułem "Od palanta do olimpiady".
"Pomolog - czyli państwowa szkoła średnia ogrodnicza - dawała złudzenie wolności. Mogłem jeszcze łatwiej niż poprzednio wymykać się na mecze futbolowe, nie zwracając uwagi nauczycieli". Także w tej szkole Janusz nie przykładał się do nauki, choć mimo wszystko musiał być zdolnym uczniem: "Na nieszczęście wszyscy koledzy szkolni traktowali naukę serjo i lubili zawód ogrodniczy - ja zaś wstąpiłem do Pomologu ulegając naciskowi rodziców, a już to sami mogło mi odebrać ochotę do pracy. Nauczyciele mi nieraz mówili: - Gdybyś się tak uczył, jak grasz w piłkę nożną, to byłbyś na pewno pierwszym uczniem. I kiwali melancholijnie głowami i spoglądali po sobie porozumiewawczo".
Sport wypełniał każdą wolną chwilę w życiu "Kusego": "Zamiast przyglądać się kiełkującej pszenicy, wolałem grać w totka o to, czy wygra »Sarmata«, czy też »Skra«. Co mnie mogła obchodzić rywalizacja kwiatów - kiedy obok mnie wrzała walka takich konkurentów, jak dwa sportowe kluby. Ojciec był na mnie oburzony - a ja tak byłem rozkochany w piłce nożnej, że nie zwracałem uwagi, na niczyje rady i przycinki, tylko się oddawałem z pijackim uporem nałogowi sportu footballowego".
W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności młody piłkarz zaczął uprawiać biegi. Podczas święta klubów robotniczych w 1925 r. zabrakło zawodnika do sztafety. Wtedy ktoś wskazał na Kusocińskiego – wówczas zawodnika „Sarmaty” – i zaproponował mu, by spróbował swoich sił. Sztafeta wygrała, pokonując klub „Skra”, a dla młodego sportowca rozpoczęła się kariera lekkoatlety.
W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności młody piłkarz zaczął uprawiać biegi. Podczas święta klubów robotniczych w 1925 roku zabrakło zawodnika do sztafety. Wtedy ktoś wskazał na Kusocińskiego - wówczas zawodnika "Sarmaty" - i zaproponował mu, by spróbował swoich sił. Sztafeta wygrała pokonując klub "Skra", a dla młodego sportowca rozpoczęła się kariera lekkoatlety. Mimo pierwszych sukcesów w nowej dyscyplinie i przyjęciu do klubu "Warszawianka", "Kusy" wziął się porządnie do nauki i zaliczył wszystkie wymagane w szkole przedmioty.
Dyplom ogrodnika uzyskał w roku 1928: "W tym też roku spotkała mnie bodaj jeszcze większa przyjemność - bowiem ukończyłem szkołę ogrodniczą, miałem »fach«, no i dyplom w kieszeni. A »papierek« ten, o który walczyłem trzy lata, nie przyszedł mi tak łatwo. Nigdy nie miałem specjalnej chęci do nauki, a już wciągu ostatnich lat mych studjów, szkoła dawała mi się tyle razy we znaki, że dużo silnej woli i hartu musiałem zużyć, aby nie przerwać nauk. (...) Profesorowie niezbyt mnie lubili, uważali bowiem, że jestem najbardziej psotliwy i gadatliwy ze wszystkich. Dałem się im porządnie we znaki". Z dokumentem potwierdzającym wykształcenie, Janusz Kusociński zaczął rozglądać się za pracą. Szczególnie zabiegał o posadę w Łazienkach Królewskich w Warszawie.
Jego plan ziścił się 1 grudnia 1931 roku, kiedy oficjalnie objął stanowisko ogrodnika w dawnej rezydencji monarchy Stanisława Augusta Poniatowskiego. W tym czasie zarządcą parku był kapitan Henryk Fedorowicz, a Stanisław Mazurkiewicz pełnił funkcję głównego ogrodnika w kancelarii cywilnej prezydenta Rzeczpospolitej Ignacego Mościckiego. Sportowiec zamieszkał w Wodozbiorze, który nazywał swoim "ukochanym domkiem". Mimo nowych obowiązków, których dokładnego zakresu niestety nie znamy, Kusociński nie zaprzestał uprawiania sportu wyczynowego.
W zimie trenował w parku biegi przełajowe: "Teren Łazienek specjalnie nadaje się do tych biegów, gdyż posiada liczne nierówności, a nic tak nie wyrabia, jak biegi po zboczach na dobrej trasie. Opatulony w ciepłe swetry, trenuję początkowo dwa razy w tygodniu, następnie częściej i dłużej; w końcu dochodzi do tego, że niema prawie dnia, abym nie przebiegł większej lub mniejszej przestrzeni".
"Kusy" wspominał także, że zanim stał się sławny, w oczach przypadkowych ludzi uchodził za ekscentryka: "Styczeń był najpracowitszym miesiącem mej zaprawy zimowej. Nie zważając ani na śnieg ani na deszcz, wichurę czy mróz, ubrany jak najcieplej w kilka swetrów, biegam w Łazienkach lub na szosie wilanowskiej. Treningi te nieraz przysparzały mi sporo kłopotów i nieprzyjemności. Ileż to razy spotykałem ludzi, którzy dziś entuzjazmują się mną. Wtedy wybałuszali oczy na mnie, gdy tak ubrany trenowałem i wołali: »Warjat«".
Ciężka praca się opłaciła: 31 lipca 1932 roku, podczas Igrzysk X Olimpiady w Los Angeles Janusz Kusociński zdobył złoty medal w biegu na 10 000 metrów. Jedna z pierwszych depesz gratulacyjnych nadeszła do niego w drodze powrotnej ze Stanów Zjednoczonych. Był to telegram z ukochanych Łazienek Królewskich: "Pierwszym zwiastunem tego, że wjechaliśmy na polskie wody, był okręt wojenny »Wicher«", który wypłynął na nasze spotkanie. Za chwilę przybył również holownik, który wprowadzić nas miał do portu. Na holowniku przybyli urzędnicy celni, którzy weszli na pokład »Pułaskiego«, aby ułatwić pasażerom przeprowadzenie wszelkich formalności celnych i paszportowych. Od nich też otrzymałem depeszę od kpt. Fedorowicza, zarządcy Łazienek Królewskich: - »W imieniu własnem i całego Zarządu Łazienek Królewskich, witam zwycięzcę na ziemi ojczystej«. - Po przeczytaniu jej ogarnęło mnie tak wielkie wzruszenie, że rozpłakałem się jak dziecko".
Złoty medalista olimpijski powrócił do swojego mieszkania w Wodozbiorze. "Po kolacji w jakimś barze, pojechałem do domu, do Łazienek. Na wstępie spotykam kpt. Fedorowicza i p. Mazurkiewicza, którzy mnie niezwykle serdecznie przywitali. Zdumiony byłem wprost i mile zaskoczony, że okazali mi tyle serca. Kiedy znalazłem się przed domkiem, w którym mieszkam, poprostu oniemiałem: cały przybrany zielenią i kwiatami, a nad wejściem olbrzymi napis z kwiecia: »WITAMY« - wyglądał poprostu jak pałac. Dziękowałem im, jak mogłem i... jak najprędzej spać! Zdawało mi się, kiedy już leżałem w łóżku, że natychmiast zasnę snem kamiennym i spać będę przynajmniej 24 godziny. Ale gdzie tam! Nadmiar wzruszeń i wrażeń nie pozwalał mi zasnąć".
Po emocjach związanych ze zwycięstwem na Igrzyskach Olimpijskich, Kusociński czuł się wyczerpany zarówno fizycznie, jak i psychicznie. "Z wielką więc przyjemnością powróciłem do mego ukochanego mieszkania w przepięknym Parku Łazienkowskim. W tym mieszkaniu, do którego stare konary drzew zaglądają przez okna mego pokoju, czuję się najlepiej. Wiem, że w każdej chwili mogę pobiegać po pięknym parku, którego tereny znam jak własną kieszeń" – zapisał we wspomnieniach. "Kusy" był amatorem brydża. W swoim domu w Łazienkach często urządzał "karciane seanse".
Kusociński uchodził za człowieka skromnego. Stronił też od wywiadów.
Janusz Kusociński uchodził za człowieka skromnego. Stronił też od wywiadów. Zrobił jednak wyjątek dla prezesa Polskiego Związku Lekkoatletycznego Wacława Znajdowskiego, który przeprowadził z mistrzem olimpijskim rozmowę przed publikacją fragmentów jego wspomnień w gazecie "ABC: Nowy Codzienne". Fragment tej rozmowy znalazł się w przedmowie do pierwszego wydania pamiętników "Kusego" w 1933 roku: "Rozmawiamy z mistrzem świata w jego pustelni, ukrytej w cieniu starych, drzew, między któremi snują się przy księżycu widma dworku króla Stasia. (...) Jasny pokoik w parterowym dworku, z oknami na przestrzał, przez które sączy się zielonkawa poświata. Szum starych drzew i jazgot gramofonu, powtarzającego ostatni przebój amerykański. (...) Pokój ładny - bo główną jego cechą jest... ład. Na tapczanie, przykrytym wschodnią narzutą, leży symetrycznie ułożona na poduszce lalka, w stroju maharadży. Lustrzana szafa odbija obrazki, przeważnie fotosy grup sportowych i dyplomy, wiszące na ładnie malowanych ścianach. Nawet na biurku jest porządnie jak u grzecznej pensjonarki - leżą kolekcje piór, ołówków, papieru listowego, ładna sentymentalna główka niewieścia w ramkach, a nad biurkiem - słuchajcie! słuchajcie! - kilka kolorowych obrazków z kotkami bawiącemi się wśród kwiatków" - napisał Znajdowski. "Doprawdy - wydaje mi się, że przeżywam szalony, wesoły sen (...). - Powróciłem wprawdzie w kształt ogrodnika, pełniącego służbę w łazienkowskim parku, w Warszawie - ale każdy dzień przynosi mi nową niespodziankę, jakby życie stało się jednem świętem" - dodał Kusociński.
Pod koniec października 1933 roku złoty medalista i rekordzista z Los Angeles przeniósł się do mieszkania w Pałacu Myślewickim. "Dotychczasowe locum nie odpowiadało warunkom mego życia. Pracowałem bowiem nad sobą i uczyłem się. Przede wszystkim dotychczasowe mieszkanie było bardzo wilgotne, a więc nie pomagało w kuracji chorej nogi. Nowe otrzymałem również w Łazienkach, w Pałacyku Myśliwickim na parterze. Było ono bardzo przytulne, a co najważniejsze - suche" - wspominał. Gdy rok później "Kusy" leczył poważną kontuzję kolana, przez jego łazienkowskie mieszkanie przewinęło się wiele osób: "Powszechnie dopytywano się o stan mojej nogi. Wyczuwałem, że żywo interesowano się się mną. Było to dla mnie jedyną pociechą".
Janusz Kusociński wyprowadził się z Łazienek w 1936 roku i zamieszkał z matką przy ulicy Złotej. W tym czasie uczęszczał na wykłady odbywające się w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego na warszawskich Bielanach (obecnie Akademia Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego). "Uważałem, że powinienem przekazać swe doświadczenia zdobyte na stadionach świata sportowi polskiemu. Zrozumiałem jednak, że niepodobna tych moich wiadomości należycie i z pożytkiem wyzyskać i przekazać innym, nie poparłszy ich zasobem wiedzy teoretycznej, którą tylko mogłem zdobyć w CIWF". W październiku roku następnego "Kusy" zdał egzamin dojrzałości i został pełnoprawnym studentem uczelni. W tym czasie zakończyła się jego kariera łazienkowskiego ogrodnika. Dyplom ukończenia studiów otrzymał w 1938 roku.
Po wybuchu wojny mistrz olimpijski zgłosił się na ochotnika do kompanii Karabinów Maszynowych II batalionu 360 pułku piechoty. Nieco później kapral z cenzusem o pseudonimie "Prawdzic" pracował jako kelner w Gospodzie Sportowców "Pod Kogutem", która jednocześnie była konspiracyjnym lokalem. Został aresztowany 26 marca 1940 roku w bramie swojego mieszkania przy ulicy Noakowskiego. Przerażonej matce Niemcy mieli powiedzieć: "Choć był wielkim sportowcem, to jednak skrócimy go o głowę... Stał się większym spiskowcem niż sportowcem...". 21 czerwca Janusz Kusociński zginął w masowej egzekucji w Palmirach na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej.
W 2020 roku - w 80. rocznicę śmierci mistrza olimpijskiego, w Parku Łazienkowskim została wytyczona dla biegaczy "Trasa Kusocińskiego". Właściwie składa się ona z trzech szlaków o długości czterech i pięciu kilometrów. Sądzę, że warto byłoby pomyśleć nad bardziej trwałym upamiętnieniem tego wybitnego Polaka, który nie tylko poprzez sport sławił na świecie swoją Ojczyznę, ale także oddał za nią życie. Popiersie Janusza Kusocińskiego mogłoby stanąć w pobliżu Pałacu Myślewickiego, obok pomników wicepremiera Eugeniusza Kwiatkowskiego i generała Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, którzy również tam rezydowali.
Autor: Katarzyna Dzierzbicka
Źródło: MHP