Św. Maksymilian chce powiedzieć: nie jesteśmy gorsi od reszty Europy! Godności katolika i Polaka w nas nie zabito – mówił wikariusz generalny zakonu Franciszkanów o. Jan Maciejowski w homilii podczas mszy św. odprawionej w sobotę w Centrum św. Maksymiliana w Harmężach.
14 sierpnia przypada 80. rocznica męczeńskiej śmierci polskiego franciszkanina św. Maksymiliana Kolbego w niemieckim obozie Auschwitz.
O. Maciejowski podkreślił w homilii, że Bóg zawsze posyłał proroków, by przygotowywali świat do wydarzeń, które miały nadejść. „Św. Maksymilian był prorokiem. Znał potrzeby tamtych czasów; ludzi, którzy przeżyli I wojnę światową. (…) Wiedział, że trzeba pomóc ludzkości poprzez nową – jak na owe czasy - ewangelizację. (…) Być prorokiem, to nie przewidywać przyszłość, ale ukazywać Boga człowiekowi, prowadzić do niego” – mówił.
Franciszkanin podkreślił, że proroctwem dla współwięźniów w Auschwitz była śmierć św. Maksymiliana. „W tym piekle zrobionym przez ludzi rozbłysła nadzieja. To tak, jakby Pan Bóg dotknął zranionej ludzkości. Maksymilian powtarzał: nienawiść nie jest siłą twórczą (…), siłą twórczą jest miłość. To dziś mówi on nam, naszej Ojczyźnie i Kościołowi; tym, którzy noszą nienawiść w sercu: (…) tylko miłość potrafi tworzyć” – wskazywał.
Jak podkreślił o. Jan Maciejowski, św. Maksymilian jest także prorokiem na dzisiejsze czasy. „Jego proroctwo mówi o rodzinie. W kryzysie ojcostwa mówi o ojcu rodziny. W kryzysie wartości o godności ludzkiej. Nie chcemy komentować dzisiejszych czasów, bo dobrze widzimy, co się dzieje. Wystarczy popatrzeć także na nasze polskie ulice. (…) Czy św. Maksymilian nie jest dziś wyrzutem sumienia? Tak łatwo się poddajemy, my chrześcijanie, także osoby konsekrowane. Patrzymy na zło i mówimy - co ja mogę poradzić? Przyzwyczailiśmy się do zła. (…) Ofiara Maksymiliana mówi, że są takie rzeczy w życiu, do których nie można się przyzwyczaić; takie, za które warto oddać życie. To przykład dla współczesnych kapłanów” – powiedział.
Franciszkanin w homilii przywoływał słowa, które według współwięźnia wypowiedział męczennik w obozie: „przecież godności katolika i Polaka w nas nie zabito”. „W tę 80. rocznicę to nam św. Maksymilian chce powiedzieć: nie jesteśmy gorsi od reszty Europy! Godności katolika i Polaka w nas nie zabito. To jest przesłanie dla nas na dzisiejsze czasy” – podkreślił.
Joanna Woźniak ze Zduńskiej Woli, krewna św. Maksymiliana, która uczestniczyła w uroczystościach, powiedziała, że franciszkanin uczył oddania za drugiego człowieka. „W naszych czasach byłoby to niewyobrażalnie trudne. (…) Maksymilian był człowiekiem z charyzmą, który trochę nie pasował do czasów, w których żył. Wyprzedzał epokę. Był wizjonerem. (…) To, czego dokonał, było wielkim dziełem” – powiedziała.
Jak dodała, w rodzinie święty pamiętany jest jako normalny człowiek. „Pamiętamy go jako małego Mundka. Był rozrabiaką. Nie odbiegał od reszty dzieci poza tym, że był świetnym uczniem. Lubił matematykę, sam nauczył się łaciny” – mówiła dziennikarzom.
Franciszkanin o. Jan Maria Szewek podkreślił, że św. Maksymilian, gdy trafił do niemieckiego obozu Auschwitz, zawsze pamiętał, iż jest kapłanem, duszpasterzem i jest odpowiedzialny za zbawienie swoje, ale także innych. „Dlatego, jak mówią świadkowie i historycy z Muzeum Auschwitz, św. Maksymilian pocieszał w obozie ludzi, podnosił na duchu, modlił z nimi, a nawet po kryjomu odprawiał msze św.” – wskazał.
Duchowny powiedział też, że wszyscy znają czyn franciszkanina, gdy oddał życie za współwięźnia. „Ci, którzy lepiej znają Maksymiliana Kolbego uważają, że on także chciał być z tym dziewięcioma więźniami skierowanymi do celi głodowej. Chciał być z nimi w tych krytycznych, dramatycznych dniach. Chciał pomóc im przejść na drugi świat. Bóg dał mu łaskę, że przeżył do końca. (…) Wszyscy umarli, a on żył” – dodał.
Msza św. była kulminacją obchodów rocznicy męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana. Równolegle Eucharystia odbyła się także w oświęcimskim kościele św. Maksymiliana Kolbego Męczennika.
Wcześniej przedstawiciele duchownych i władz różnych szczebli złożyli kwiaty na placu apelowym, gdzie 80 lat temu franciszkanin zgłosił się na śmierć w zamian za ocalenie współwięźnia, a także przy Ścianie Straceń na dziedzińcu bloku 11.
Rajmund Kolbe urodził w 1894 r. W 1910 r. wstąpił do zakonu franciszkanów. Przyjął imię Maksymilian Maria. Przed wojną założył w Niepokalanowie klasztor i wydawnictwo. Prowadził też działalność misyjną w Japonii.
Zakonnik został deportowany do Auschwitz w maju 1941 r. Dwa miesiące później, w reakcji na ucieczkę z obozu, Niemcy wybrali grupę więźniów, których skazali na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek. Rozpłakał się mówiąc, że ma rodzinę. Maksymilian wystąpił z szeregu i zwrócił się po niemiecku do kierownika obozu Karla Fritzscha z prośbą, by pozwolił mu zająć miejsce nieznanego mu współwięźnia. Esesman zgodził się. Kolbe umierał w cierpieniach przez dwa tygodnie. Zmarł 14 sierpnia 1941 r., jako ostatni ze skazanych. Został dobity zastrzykiem fenolu w podziemiach bloku 11. Gajowniczek przeżył wojnę.
Franciszkanin został kanonizowany przez Jana Pawła II w 1982 r. Stał się pierwszym polskim męczennikiem podczas II wojny, który został wyniesiony na ołtarze. W 1972 r. został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Złotym Orderu Virtuti Militari.
Św. Maksymilian jest patronem diecezji bielsko-żywieckiej, na terenie której znajduje się były niemiecki obóz Auschwitz. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/ pad/