Źródeł sporu między Rosją a Ukrainą należy szukać jeszcze w IX w., kiedy ośrodkiem państwa wschodnich Słowian był Kijów. Moskwa politycznym centrum stała się dopiero w XIV w. – mówi PAP historyk prof. Andrzej Nowak z UJ i PAN.
Rozmowa została przeprowadzona 18 lutego.
Polska Agencja Prasowa: Od pewnego czasu oczy niemalże całego świata są zwrócone w stronę granicy Ukrainy z Rosją. Rozważane są również możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń. Gdzie historycznie leżą źródła ukraińsko-rosyjskich napięć?
Prof. Andrzej Nowak: Powinniśmy cofnąć się do IX w., czyli do momentu, kiedy tworzyło się pierwsze państwo wschodnich Słowian. Jego głównym ośrodkiem stał się Kijów, zatem pojęcie Rusi Kijowskiej jest już pierwszym spornym pojęciem w rosyjsko-ukraińskich relacjach, ponieważ zarówno Rosja, jak i Ukraina, a także Białoruś mają wspólny korzeń właśnie w Kijowie. Stawiano więc pytanie: do kogo należy Kijów?
Kazimierz Wielki odziedziczył tereny dzisiejszej zachodniej Ukrainy, co spowodowało przesunięcie na wschód granic Korony. Jednak jeszcze ważniejsze w tym kontekście są skutki unii polsko-litewskiej. Litwa skupiła bowiem pod swoim panowaniem ogromną część ziem zachodniej Rusi, a więc właściwie cały teren dzisiejszej Białorusi i większość Ukrainy.
W ciągu kolejnych wieków centrum siły wschodnich Słowian przeniosło się na północ, a ostatecznie od XIV w. do Moskwy, która chciała pretendować do roli zjednoczyciela ziem ruskich. Jednak zjednoczenie bez Kijowa, czyli matki miast ruskich, wydawało się Moskwie niepełne, stąd właśnie powstałe roszczenia imperialnego centrum, które wytworzyło się wokół Moskwy w XV w., do tego, aby bezwzględnie opanować ten obszar.
PAP: Jednak część ziem ruskich od XIV w. znalazła się w pewnym historycznym związku z polską Koroną…
Prof. Andrzej Nowak: Kazimierz Wielki odziedziczył tereny dzisiejszej zachodniej Ukrainy, co spowodowało przesunięcie na wschód granic Korony. Jednak jeszcze ważniejsze w tym kontekście są skutki unii polsko-litewskiej. Litwa skupiła bowiem pod swoim panowaniem ogromną część ziem zachodniej Rusi, a więc właściwie cały teren dzisiejszej Białorusi i większość Ukrainy. W wyniku unii polsko-litewskiej te ziemie znalazły się przez następnych kilka wieków pod potężnym wpływem idącym z Zachodu oraz wpływem specyfiki polskiej kultury politycznej i obywatelsko-wolnościowej.
Oczywiście, Ukraina rozwinęła ją po swojemu. Zauważmy, że kozacka wolność nie jest na pewno taka sama jak wolność szlachecka Rzeczypospolitej. Jednak odwołanie do wolności jako najważniejszej tożsamościowej cechy politycznej wspólnoty Kozaków jest czymś bardzo ważnym.
Z jednej strony mamy bowiem reprezentowaną przez Moskwę zasadę samodzierżawia, w której władca jest panem absolutnym wszystkiego. Na drugim biegunie mamy natomiast zasadę kozackiej wolności i model samorządności miejskiej. Sytuacja, w której obok Rosji trwa i rozwija swoje państwo Ukraina, odwołująca się do tradycji wolnościowych (własnych-kozackich, Rzeczypospolitej, a także Europy), jest dla autokratycznej Rosji śmiertelnie niebezpieczna.
Od średniowiecza szły przez Polskę jeszcze inne wpływy, jak chociażby prawo magdeburskie związane z samorządnością w miastach, które jest symbolem przynależności do zachodniej Europy. Z tego wpływu Ukraina także skorzystała, czego dowodem może być chociażby to, że w Kijowie został postawiony pomnik tego prawa.
W ten sposób doszedł drugi element napięć między Rosją a Ukrainą, czyli spór dwóch zasad politycznych. Z jednej strony mamy bowiem reprezentowaną przez Moskwę zasadę samodzierżawia, w której władca jest panem absolutnym wszystkiego. Na drugim biegunie mamy natomiast zasadę kozackiej wolności i model samorządności miejskiej. Sytuacja, w której obok Rosji trwa i rozwija swoje państwo Ukraina, odwołująca się do tradycji wolnościowych (własnych-kozackich, Rzeczypospolitej, a także Europy), jest dla autokratycznej Rosji śmiertelnie niebezpieczna. Umacniałaby się bowiem alternatywa, z której mogliby zechcieć skorzystać sami Rosjanie i zapragnąć owego wolnościowego modelu, sprawdzonego w „bratniej”, wschodniosłowiańskiej republice, zakosztować go. Dlatego również obecne władze Rosji próbują tak zdestabilizować ukraińskie państwo, aby taką alternatywę zniszczyć w zarodku.
PAP: Czy poza sporem o terytorium i zasady polityczne to napięcie widać w innych obszarach?
Najbardziej prawdopodobny wydaje mi się scenariusz, w którym Rosja dokona ataku, ale ograniczonego, to znaczy takiego, który nie zostanie przez Zachód uznany za agresję w pełnej skali. Niestety niektórzy zachodni politycy, m.in. niemieccy i francuscy, dają Putinowi podstawy do takiego rozwiązania.
Prof. Andrzej Nowak: Zwróciłbym też uwagę na spór tożsamościowy. Przejęcie Kijowa przez Moskwę w drugiej połowie XVII w. w toku wojen z Rzecząpospolitą, a następnie rozbiory Polski nie usunęły tego sporu, ponieważ część ziem ruskich/ukraińskich pozostała nadal poza zasięgiem panowania Rosji. Mam tu na myśli Lwów, Stanisławów i Tarnopol, czyli obszar, który zagarnęła w wyniku I rozbioru Austria. Przez blisko sto pięćdziesiąt lat te ziemie, o które Ukraina także spierała się z Polską, nadal znajdowały się w zasięgu silnego oddziaływania kulturowo-cywilizacyjnego idącego z Zachodu. To dodatkowo wzmacniała niezależna od Rosji tożsamość zachodniej Ukrainy.
Ponadto w XIX w. zaczął się tworzyć nowoczesny ukraiński projekt narodowy, który był wymierzony zarówno w Rosję, jak i Polskę. Zwolennicy tego projektu nie chcieli się pogodzić z podporządkowaniem Rosji. Ukraina stawała się w pewnym sensie nowoczesnym narodem, co dla Rosji było bardzo dużym wyzwaniem. Geopolitycznie Rosja bez Ukrainy nie mogła być supermocarstwem europejskim, ponieważ to panowanie nad Ukrainą daje Rosji pełny dostęp do Morza Czarnego, a w dalszej kolejności do Bałkanów. Bez tego Rosja traci dużą część swoich imperialnych wpływów w Europie.
PAP: Patrząc na obecny konflikt na linii Rosja-Ukraina, zastanawiamy się, na jakie działania zdecyduje się Putin. Jaki scenariusz w ocenie pana profesora jest najbardziej realny?
Prof. Andrzej Nowak: Historyk nie jest w lepszej sytuacji niż nie-historyk, gdy idzie o scenariusze przyszłości. To, co ośmielę się powiedzieć, mówię zatem tylko i wyłącznie we własnym imieniu, a nie imieniu zawodu historyka. Najbardziej prawdopodobny wydaje mi się scenariusz, w którym Rosja dokona ataku, ale ograniczonego, to znaczy takiego, który nie zostanie przez Zachód uznany za agresję w pełnej skali. Niestety niektórzy zachodni politycy, m.in. niemieccy i francuscy, dają Putinowi podstawy do takiego rozwiązania.
Rosja wsłuchuje się w nastroje panujące na Zachodzie. Zresztą próbuje je bardzo aktywnie budować niezwykle rozbudowaną agenturą wpływu, m.in. za pomocą czasopism czy potężną telewizją Russia Today. Poddaje także swoim sugestiom różne grupy wpływu.
Ów atak może przybrać, w stosunkowo najprostszej formie, kształt oficjalnego wkroczenia armii rosyjskiej do tzw. republik, czyli do rebelianckich ośrodków w Ługańsku i Doniecku. Krew zostanie wtedy przelana, choć może na niewielką skalę. Wielka skala tej wojny oznaczałaby dla Rosji konfrontację z Zachodem – co prawda nie militarną, tylko gospodarczą, ale potencjalnie jednak zabójczą dla Rosji. Zatem w pełną wojnę, ofensywę na Kijów czy tym bardziej na Lwów – raczej powątpiewam. Nie uważam bowiem, aby ci, którzy rządzą Rosją, byli szaleńcami.
PAP: Jednak pan profesor uważa, że nie obejdzie się bez ofiar śmiertelnych…
Prof. Andrzej Nowak: Wynika to z mojej oceny mentalności Putina i swoistej kultury przemocy, jaka cechuje jego macierzystą organizację: KGB. Jako człowiek wywodzący się z „kryminalnego Leningradu”: z czasów sowieckich i właśnie KGB, Putin uznaje nie tylko siłę jako wyznacznik własnej pozycji. On potrzebuje do tego demonstrować przemoc, której najwyższym przejawem jest właśnie zdolność do zabijania. Ta zdolność jest jednak utrzymana w pewnych granicach, ponieważ ogranicza ją zdolność innych do zabijania. Przecież Ameryka, gdyby chciała, mogłaby rzucić Rosję na kolana. Putinowi chodzi jednak o to, aby pokazać siłę i przemoc swojemu „elektoratowi” w samej Rosji, zastraszyć sąsiadów (także tych nieco dalszych, ze „starej” Europy), ale nie sprowokować Ameryki do odwetu.
PAP: Putin rozgrywa również nie zawsze jednoznaczną postawę Zachodu wobec działań Moskwy.
Prof. Andrzej Nowak: Rosja wsłuchuje się w nastroje panujące na Zachodzie. Zresztą próbuje je bardzo aktywnie budować niezwykle rozbudowaną agenturą wpływu, m.in. za pomocą czasopism czy potężną telewizją Russia Today. Poddaje także swoim sugestiom różne grupy wpływu. Spójrzmy na grupę tzw. realistów w Stanach Zjednoczonych, którzy powtarzają, że skoro oni nie chcą, aby w Meksyku była chińska republika czy stacjonowała chińska armia, to tak samo zrozumiałe jest to, że Rosja ma prawo nie życzyć sobie, żeby na Ukrainie albo nawet w Polsce stacjonowały amerykańskie wojska, które Rosja uznaje za zagrożenie. Czego chcą Ukraińcy czy Polacy – to już owym „realistom” nawet do głowy nie przyjdzie. Liczy się tylko, czego chcą imperia, w tym Rosja.
Rosja chce upokorzyć zachodnich partnerów. Putin zakłada wręcz, że w ciągu kilku miesięcy – przynajmniej niektórzy – politycy zachodni dojdą do przekonania, że na Ukrainie, nawet jeśli zginą ludzie, nic się tak naprawdę nie stało. Nic, co warte byłoby skorygowania trwałego kursu na zbliżenie z Rosją. Ten brak reakcji pokaże bezsilność Zachodu.
Rosja odwołuje się jednak nie tylko do czysto imperialnych koncepcji amerykańskich, ale także do tych niemieckich. Słucham uważnie programów publicystycznych pierwszego programu telewizji rosyjskiej. W tych programach niezmiernie silnie podkreśla się, że Zachód nie jest już całością. W rosyjskich programach wyraźnie możemy usłyszeć to, że Niemcy są naturalnym sojusznikiem Rosji. Mówi się, że „serce niemieckiego mieszczanina bije jednym rytmem z sercem Rosjanina” - niechęcią do Ameryki, za to chęcią do wzajemnej, niemiecko-rosyjskiej współpracy gospodarczej.
Przejawy rozbicia Zachodu pozwalają Putinowi żywić nadzieję, że reakcja na ograniczoną agresję rosyjską nie tylko nie spowoduje jakiegoś załamania pozycji rosyjskich w przyszłości, ale wręcz ten podział umocni.
PAP: Jaki cel w relacjach z Zachodem przyświeca zatem Rosji?
Prof. Andrzej Nowak: Rosja chce upokorzyć zachodnich partnerów. Putin zakłada wręcz, że w ciągu kilku miesięcy – przynajmniej niektórzy – politycy zachodni dojdą do przekonania, że na Ukrainie, nawet jeśli zginą ludzie, nic się tak naprawdę nie stało. Nic, co warte byłoby skorygowania trwałego kursu na zbliżenie z Rosją. Ten brak reakcji pokaże bezsilność Zachodu.
Ten model upokarzania widać chociażby w kontekście gazociągu Nord Stream 2, gdzie to Putin, a nie Niemcy dyktuje warunki. Ten model widzieliśmy także w stosunku do prezydenta Francji Emmanuela Macrona, kiedy odmówił poddania się testowi genetycznemu na COVID (a więc udostepniającemu kod genetyczny francuskiej głowy państwa służbom rosyjskim), kiedy przyleciał na audiencję do Putina. Skutkowało to tym, że nie dostąpił „zaszczytu” uściśnięcia ręki prezydenta Rosji, który jednocześnie manifestacyjnie obłapiał się prezydentem Kirgistanu czy Tadżykistanu.
W tej chwili dzieją się równolegle dwie rzeczy, które decydują o przyszłości Ukrainy. Jedną z nich jest poddanie Ukrainy niezwykle otwartemu i brutalnemu naciskowi Rosji, który ma ostatecznie sprawić, że Ukraińcy rzucą się w ramiona Rosji i powiedzą: „Tak, chcemy być razem jednym państwem i należeć do jednej wspólnoty”. Z drugiej strony ukraińskie państwo nie może się skutecznie zorganizować. Nie twierdzę, że wszystko jest winą Rosji i Putina, ponieważ Ukraina ma także do pewnego stopnia problemy sama z sobą.
PAP: W tej rozgrywce Putina największą ofiarą jest Ukraina. Jaka, w pana profesora ocenie, maluje się przed tym krajem przyszłość w najbliższych latach?
Prof. Andrzej Nowak: W tej chwili dzieją się równolegle dwie rzeczy, które decydują o przyszłości Ukrainy. Jedną z nich jest poddanie Ukrainy niezwykle otwartemu i brutalnemu naciskowi Rosji, który ma ostatecznie sprawić, że Ukraińcy rzucą się w ramiona Rosji i powiedzą: „Tak, chcemy być razem jednym państwem i należeć do jednej wspólnoty”. Jest to ten plan maksimum, który rozważa Rosja, czyli ponowne zjednoczenie na zasadach podporządkowania Ukrainy Rosji. Uważam jednak, że to jednak scenariusz nieprawdopodobny, ponieważ ogromna większość Ukraińców byłaby dziś na pewno przeciwko temu, zwłaszcza gdy dojdzie do przelewu krwi.
Z drugiej strony ukraińskie państwo nie może się skutecznie zorganizować. Nie twierdzę, że wszystko jest winą Rosji i Putina, ponieważ Ukraina ma także do pewnego stopnia problemy sama z sobą. Rosja jednak stara się te problemy powiększać do takiego pułapu, za którym staje się niemożliwe ustabilizowanie życia politycznego na Ukrainie i zorganizowanie go w sposób, który pokazałby ową dobrą alternatywę dla Rosji. Mam tu na myśli umocnienie gospodarki ukraińskiej, stworzenie wyższego poziomu życia dla Ukraińców przy jednoczesnym zachowaniu wolności politycznej w kraju. Niestety obawiam się, że ten scenariusz jest również trudny do zrealizowania w najbliższych latach.
To wszystko sprawia, że przez najbliższe lata model, z którym teraz mamy do czynienia, może być kontynuowany. Pamiętajmy jednak, że historia rozwija się jednak takimi drogami, które nas często zaskakują.(PAP)
Rozmowa z prof. Andrzejem Nowakiem została przeprowadzona w godzinach porannych 18 lutego.
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ skp /