To mógł być debiut reprezentacji Polski na Igrzyskach Olimpijskich. Choć kraju nie było jeszcze na mapach, były próby wysłania polskich sportowców do Sztokholmu pod narodową flagą. Jednak Austro-Węgry zgodziły się, by osobne reprezentacje miały Węgry i Czechy. Ale mimo nacisku tych pierwszych nie dały zielonego światła zamieszkałym w cesarstwie Polakom. Wystartowali oni więc w barwach innych krajów Austrii, Rosji i USA. I niewiele zabrakło, by jeden z nich został mistrzem olimpijskim.
Ośmiu na igrzyskach
Trudno dokładnie określić ilu uczestników Igrzysk w stolicy Szwecji uważało się za Polaków. W sumie w różnych opracowaniach naliczono ich 8, ale czy np. startujący bez sukcesów w strzelaniu Oswald Adolfowicz Reszke, oficer armii carskiej, który w 1919 r. był szefem sztabu grupy kijowskiej Armii Czynnej Ukraińskiej Republiki Ludowej, walczącej z bolszewikami, nazwałby siebie Polakiem? Warto dodać, że jeździec Karol Rómmel jest niekiedy wymieniany przez Białorusinów jako ich pierwszy olimpijczyk.
Polska rozproszona reprezentacja składała się jeszcze z drugiego jeźdźca Sergiusza Zahorskiego, piłkarzy nożnych: Borejszy (według różnych opracowań Piotra, lub Zygmunta) i Rymszy (Józefa lub Fiodora) oraz lekkoatlety Piotra Gajewskiego w barwach Rosji, innego przedstawiciela królowej sportu Władysława Ponurskiego, reprezentującego Austrię, a także Amerykanina Piotra Gajdzika. Do tego na Olimpijski Konkurs Sztuki i Literatury prace wysłał rzeźbiarz Antoni Wiwulski.
Bez względu na osiągnięte wyniki wszyscy oni mieli okazję uczestniczyć w igrzyskach, które z wielu względów uznane zostały za przełomowe. Po pierwsze stały się wreszcie osobnym wydarzeniem, a nie imprezą dodatkową jak w Paryżu, czy St. Louis. Tam towarzyszyły Wystawie Światowej. Do tego ograniczono czas ich trwania – do nieco ponad 2 miesięcy.
By sfinansować imprezę organizatorzy przeprowadzili specjalną loterię, która przyniosła 3 mln marek zysku, co pokryło dużą część kosztów. Całe Igrzyska przyniosły zresztą zysk – wydatki sięgnęły 776 tys., a wpływy 822 tys. koron. Po raz pierwszy zmagania poprzedziła też uroczystość otwarcia. Odbyła się ona na zbudowanym specjalnie na Igrzyska nowym stadionie, o trybunach na 20 tys. widzów. Tuż obok obiektu postawiono też 100 metrowy basen.
Pierwszy raz w historii Igrzysk wprowadzono elektroniczny pomiar w biegach i pływaniu co pozwalało mierzyć czas z dokładnością do 0,1 sekundy. Pojawił się też prototyp fotofiniszu – sędziów wspomagał ustawiony na linii mety fotograf.
Po raz ostatni za to podczas Igrzysk wręczano szczerozłote medale. Od następnych – krążki pokrywane były tylko odpowiednią warstwą drogocennego kruszcu. O krok od złota i to niemal dosłownie był Rómmel.
Austriackie weto
Zupełnie inaczej wspominalibyśmy zapewne sztokholmskie igrzyska, gdyby nie decyzja na samych szczytach władz w Wiedniu. Otóż na czas Igrzysk cesarstwo zostało rozbite – osobno startowali Austriacy, Czesi i Węgrzy. Mimo poparcia tych ostatnich takiego przywileju nie uzyskali Polacy, którzy chcąc wystąpić w Szwecji musieli kwalifikować się do reprezentacji Austrii. Zniechęciło to do startu kilku znanych zawodników m.in. Tadeusza Kuchara (starszego brata jednego z najwszechstronniejszych polskich sportowców w historii Wacława). O Igrzyska powalczył za to inny lwowianin – Władysław Ponurski, który zdobył kwalifikacje na 200 i 400 m.”Gdy włączono mnie do reprezentacji olimpijskiej, otrzymałem pewne przywileje. Prezes Komitetu Olimpijskiego Austro-Węgier książę Ludwik Vindischgratz napisał list do namiestnictwa, gdzie byłem urzędnikiem, aby został nadany mi opłacany urlop na przygotowanie do zawodów. Od tej chwili mogłem nie chodzić do pracy, ale całe namiestnictwo raptem bardzo zainteresowało się sportem” – wspominał później.
Później już nic nie szło po myśli sportowca. „Nareszcie nadszedł dzień wyjazdu, ale byłem na tyle zdenerwowany, że przyjechałem we Wiedniu nie na ten dworzec. Musiałem doganiać drużynę następnego dnia, dlatego nie zdążyłem na otwarcie Igrzysk”.
Ponurski przyznawał, że w stolicy Szwecji zjadała go trema. „Na trybunach siedziało prawie 25 tys. widzów, czego wcześniej nigdy nie widziałem. Naprzód były zawody na 200 m, gdzie przyszedłem jako trzeci. Zwyciężył Niemiec Hermann z czasem 22 s. Trzeciemu czasu nie mierzono – byłem o 10 m w tyle. Czterysta metrów poszły dla mnie lepiej – dobrze przebiegłem pierwsze 200, ale potem siły mnie opuściły i znów byłem trzeci. Na tym moja rola olimpijczyka zakończyła się i resztę czasu (byliśmy w Sztokholmie kilka tygodni) mogłem obserwować występy innych sportowców, zapamiętywać to, co mogło mi się później przydać. Chodziłem na pływanie i inne dyscypliny. Po powrocie do domu, w październiku ustanowiłem nowy rekord Galicji na 200 m – 22,8 s. Po tym co zobaczyłem marzyłem o wyjeździe na kolejne Igrzyska, ale I wojna światowa rozwiała te marzenia”.
Po odzyskaniu niepodległości Ponurski został działaczem Pogoni Lwów, po drugiej wojnie światowej przeniósł się do Krakowa, gdzie pracował w Okręgowym Związku Lekkoatletyki. Zmarł w 1978 r.
Ta ostatnia przeszkoda
Co najmniej dwóch Polaków otarło się o olimpijski medal. Najbliżej był Rómmel. Najbardziej znany z polskich reprezentantów i późniejszy medalista olimpijski już dla niepodległej Polki urodził się w Grodnie. „Zamiłowanie do jazdy konnej ppłk. Rómmel zdradzał od najwcześniejszej młodości. Jeździć zaczął, mając zaledwie lat 6, dosiadając na oklep spokojniejszych koni obozu ćwiczebnego artylerji w Graniach pod Wilnem, gdzie ojciec jego był komendantem” – pisał w 20. rocznicę występu Karola Rómmla na igrzyskach olimpijskich w Szwecji tygodnik „Jeździec i Hodowca.
Właśnie zamiłowanie do koni spowodowało, że znalazł się w … piechocie. „Wyjątkowy pociąg do koni i stałe przesiadywanie w wolnych chwilach na torze wyścigowym, nie bardzo podobały się ojcu, który obawiał się o zaniedbywanie nauk przez syna, a może nawet i bardziej zgrubnych przestępstw młodego chłopca. To też, gdy syn ukończył korpus kadetów i wyraził chęć wstąpienia do kawalerji, ojciec przeciwstawił się temu stanowczo i uznał za racjonalniejszą służbę w piechocie” – pisał tygodnik.
Ale Rómmel się nie poddał, nawet gdy pierwszy występ konkursowy w 1910 r. skończył się prawdziwą katastrofą.„Młody sportsman był wówczas tego przeświadczenia, że konkurs hippiczny nie jest trudny do wygrania, należy tylko jechać śmiało i ostro. Tak też uczynił. Rezultat był opłakany. Klacz porozbijała wszystkie przeszkody, a jeździec doznał nieprzyjemności ze strony komisji technicznej, zwrócono mu uwagę, że nie będąc należycie przygotowanym nie należy stawać do popisów publicznych”.
Rómmel się nie załamał. Zaczął ciężko pracować stosując tzw. trening włoski. Krążyły o nim anegdoty, że w czasie posiłków, by wzmocnić mięśnie nóg – nie siadał na krześle, lecz spożywał je w przysiadzie.
Ćwiczenie przyniosły niezwykły efekt. Rok później wygrał pierwsze zawody, a po kolejnym został powołany do ekipy olimpijskiej.
Podczas startu olimpijskiego Rómmel znalazł się w doborowym towarzystwie – w rosyjskich barwach wystąpił książę Dymitr Romanow, kuzyn cara Mikołaja II, a także Aleksandr Rodzianko, jeden z późniejszych ważnych dowódców „Białych” w walce z Bolszewikami. Nie można też zapomnieć o Zahorskim, który już w wolnej Polsce wspierał Rómmla w tworzeniu jeździectwa sportowego, a później został szefem Gabinetu Wojskowego Prezydenta Rzeczypospolitej, Ignacego Mościckiego.
W sumie w olimpijskim konkursie wystąpiło 31 jeźdźców. Rómmel jechał znakomicie. Wydawało się, że nic nie może mu odebrać zwycięstwa. Niestety na ostatniej przeszkodzie rowie z w wodą – zaliczył upadek. Jego koń Ziablik poślizgnął się, przewrócił i przygniótł jeźdźca. Polakowi udało się ukończyć przejazd, a później został przewieziony do szpitala, gdzie stwierdzono połamanie kilku żeber.
Ponoć w szpitalu odwiedził go nawet sam król Gustaw. Rómmlowi – za doskonałą jazdę – „przyznano medal olimpijski, noszony z orderami”. Rómmel doczekał się też prawdziwego olimpijskiego medalu – 16 lat później w Amsterdamie zdobył brąz z drużyną polskich skoczków. Dodać należy, że Zahorski w Sztokholmie zajął 18 miejsce.
Wielki apetyt na złoto miał też Jerzy Gajdzik. Dla urodzonego w Chicago skoczka do wody, był to już drugi występ olimpijski. Pierwszy zakończył się niespodzianką.
W Londynie zdecydowanymi faworytami w konkurencji skoków z trampoliny byli zawodnicy Cesarstwa Niemieckiego i zajęliby całe podium, gdyby nie Gajdzik. Syn polskich emigrantów uzyskał dokładnie taki sam wynik jak trzeci z Niemców Gottlov Walz i razem z nim cieszył się z brązu. „Pełny gracji nurek, który ledwie musnął wodę podczas skoku, wywołał okrzyki zachwytu wśród publiczności, a nawet wśród innych utalentowanych skoczków” – zachwycał się jego występem „The New York Times”. W skokach z wieży Gajdzik był wówczas 5. Po Igrzyskach nadal spisywał się świetnie – trzy razy został mistrzem USA w skokach z wieży. Ale zawody w Sztokholmie nie były dla niego udane – w trampolinie zajął miejsce 8, a w skokach z wieży nawet poza pierwszą dziesiątką. Po Igrzyskach zakończył sportową karierę. Zginął w 1938 r. w katastrofie łodzi motorowej.
Pozostali polscy sportowcy też nie osiągnęli sukcesu. Piłkarska reprezentacja Rosji po dwóch porażkach szybko odpadła. Nie odniósł go też rzeźbiarz Wiwulski.
Konkurs – na wniosek Pierre’a de Coubertina – odbył się po raz pierwszy. Pierwszym tryumfatorem w dziedzinie literatury okazał się … sam baron piszący pod pseudonimami. Wiwulski za to w późniejszych latach wsławił się kilkoma znanymi monumentami – m.in. krakowskim pomnikiem grunwaldzkim.
Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski