Polscy historycy są zgodni, że nie można stawiać znaku równości między mordami UPA a polskim odwetem - ocenił prof. Grzegorz Motyka podczas konferencji naukowej w Pałacu Prezydenckim. Tematem spotkania polskich i ukraińskich badaczy była zbrodnia wołyńska. W Pałacu Prezydenckim zakończył się pierwszy dzień mającej potrwać do piątku konferencji naukowej "Zbrodnia Wołyńska. Historia-Pamięć-Edukacja", którą honorowym patronatem objął prezydent Bronisław Komorowski.
Znawca problematyki zbrodni wołyńskiej prof. Grzegorz Motyka z Instytutu Studiów Politycznych PAN, który jako pierwszy zabrał głos podczas panelu pt. "Porozmawiajmy o faktach", zauważył, że po ponad 20 latach istnienia wolnej Polski stan wiedzy na temat dramatycznych wydarzeń na Wołyniu i w Galicji Wschodniej jest wysoki. "Wiemy bardzo dużo o samej zbrodni, znamy jej przebieg i podstawowe przyczyny" - tłumaczył historyk.
Wśród historyków z Polski i Ukrainy - jak tłumaczył - nie ma zgody w zakresie wskazania uwarunkowań zbrodni wołyńskiej. Polscy badacze są zgodni, że doprowadziła do niej zbrodnicza ideologia OUN, część historyków z Ukrainy łączy natomiast rzeź Polaków z nieprzychylną Ukraińcom przedwojenną polityką państwa polskiego.
"Co do samej antypolskiej akcji na Wołyniu i w Galicji Wschodniej wiadomo, że była zorganizowaną operacją" - podkreślił Motyka. Dodał, że mówiąc o zbrodni wołyńskiej historycy mają na myśli mordy Polaków rozpoczęte 9 lutego 1943 r. we wsi Parośla, a zakończone ofensywą UPA na polskich wsiach w maju 1945 r. Badacz przypomniał, że kulminacja rzezi przypadła na 11 lipca 1943 r.
"Co do samej antypolskiej akcji na Wołyniu i w Galicji Wschodniej wiadomo, że była zorganizowaną operacją" - podkreślił Motyka. Dodał, że mówiąc o zbrodni wołyńskiej historycy mają na myśli mordy Polaków rozpoczęte 9 lutego 1943 r. we wsi Parośla, a zakończone ofensywą UPA na polskich wsiach w maju 1945 r. Badacz przypomniał, że kulminacja rzezi przypadła na 11 lipca 1943 r.
Motyka wyjaśnił, że znane są także szacunki ofiar. "Po stronie polskiej zginęło ok. 100 tys. osób, z czego nawet 60 tys. mieszkańców Wołynia; po ukraińskiej - od 10 do 15 tys. (...). Polscy historycy są zgodni, że nie można stawiać znaku równości pomiędzy mordami UPA a polskimi akcjami odwetowymi" - wyjaśnił, podkreślając, że badanie problematyki zbrodni wołyńskiej wciąż dostarcza nowych szczegółów na temat mordów UPA na Polakach.
"Niezależnie od tego uszczegółowiania pojawia się, moim zdaniem ważniejsza, dyskusja na temat oceny zbrodni wołyńskiej. Nie chodzi o dyskusję, czy to było ludobójstwo, czy nie (...). Chodzi o dyskusję, jak umieścić te antypolskie wydarzenia w historii II wojny światowej, jakie one zajmują miejsce wśród masowych mordów ludności cywilnej w tym okresie" - tłumaczył historyk. Według niego, kształt tej właśnie dyskusji będzie miał przemożny wpływ na sposób pisania o zbrodni wołyńskiej w podręcznikach do historii.
Według badaczki zbrodni wołyńskiej Ewy Siemaszko, nie można mieć wątpliwości, że zbrodnie UPA na ludności polskiej były ludobójstwem.
"Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej zostało zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów ok. 130 tys. osób" - tłumaczyła badaczka, zwracając uwagę, że podana liczba obejmuje wszystkie ofiary ukraińskich nacjonalistów, zarówno te znane z nazwiska - ok. 44 tys osób, jak i anonimowe.
Według niej, ukraińscy nacjonaliści na długo przed 1943 r. zamierzali "usunąć" Polaków z Wołynia i Galicji Wschodniej. "Mord w Parośli to pierwsza masowa zbrodnia UPA, w której w ciągu kilku godzin zginęło ponad 150 osób. Polacy ginęli z rąk ukraińskich nacjonalistów także wcześniej" - zauważyła Siemaszko.
Pierwsza faza antypolskich akcji na Wołyniu i w Galicji Wschodniej - podkreśliła - została zainicjowana już w latach 30. XX w. i przejawiała się w częstych zamachach terrorystycznych oraz działalności agitacyjno-propagandowej, polegającej na wzywaniu do mordowania Polaków.
Do działalności ukraińskich nacjonalistów zdecydowanie wymierzonych w ludność polską Siemaszko zaliczyła także zbrodnie na kilku tysiącach polskich cywilów uciekających w 1939 r. z zajętej przez Niemcy i ZSRS Polski.
Siemaszko podkreśliła, że w latach 1941-1942 zbrodnie na Polakach uległy intensyfikacji - po ataku Niemiec na Związek Sowiecki wśród Ukraińców ujawniły się antypolskie nastroje, zapowiadające rzeź wołyńską, czyli właściwe ludobójstwo. "To było otwieranie drzwi do umożliwienia w pełni terroru i zbrodni" - podkreśliła Siemaszko.
Prof. Ihor Iliuszyn z Kijowskiego Uniwersytetu Slawinistycznego mówił, że zachowały się liczne meldunki UPA, które "nie pozostawiają wątpliwości co do ostatecznych celów antypolskich akcji". W jednym z nich, podpisanym przez referenta służby bezpieczeństwa OUN-B, zapisano, że od 1 do 10 września 1943 r. w terenie objętym akcją zamordowano 17 polskich rodzin - w sumie 58 osób. "Teren został oczyszczony dokładnie, czystych z krwi i kości Lachów już nie ma. Sprawa mieszanych małżeństw jest na początku dziennym" - cytował raport Iliuszyn.
"Analiza takich sprawozdań i meldunków daje podstawę do stwierdzenia, że na wiosnę 1943 r. kierownictwo OUN-B na północno-zachodnich ziemiach Ukrainy podjęło decyzję, aby pozbyć się za wszelką cenę miejscowych Polaków" - podsumował ukraiński badacz.
Historyk prof. Jurij Szapował z Narodowej Akademii Nauk Ukrainy zwrócił uwagę, że Polacy i Ukraińcy po 1939 r. znaleźli się pod dwoma totalitarnymi okupacjami: sowiecką i niemiecką, co dodatkowo przyczyniło się do wzmożenia polsko-ukraińskiego konfliktu. Przyznając, że oddziały UPA dokonywały brutalnych mordów na Polakach, opowiadał też o akcjach odwetowych tzw. likwidacyjnych oddziałów Armii Krajowej na wspierające UPA wsie ukraińskie.
Prof. Ihor Iliuszyn z Kijowskiego Uniwersytetu Slawinistycznego mówił, że zachowały się liczne meldunki UPA, które "nie pozostawiają wątpliwości co do ostatecznych celów antypolskich akcji". W jednym z nich, podpisanym przez referenta służby bezpieczeństwa OUN-B, zapisano, że od 1 do 10 września 1943 r. w terenie objętym akcją zamordowano 17 polskich rodzin - w sumie 58 osób. "Teren został oczyszczony dokładnie, czystych z krwi i kości Lachów już nie ma. Sprawa mieszanych małżeństw jest na początku dziennym" - cytował raport Iliuszyn.
"Napady polskich oddziałów są mało znane do dnia dzisiejszego, a były one rzetelnie opracowywane. Napadów dokonywano w nocy. Do okna wrzucano granat, a kiedy mieszkańcy wybiegali z tego budynku to byli rozstrzeliwani z karabinów maszynowych i nie patrząc, czy to dzieci, kobiety, starcy" - mówił Szapował.
Badacz omówił też pracę komisji ukraińskich badaczy dotyczącą UPA i popełnionej przez nią zbrodni na Polakach. Komisja ta 10 lat temu doradzała prezydentowi Ukrainy Leonidowi Kuczmie. "Uczeni radzili prezydentowi, by nie brał na siebie odpowiedzialności za taką polityczną strukturę jaką była OUN-UPA, natomiast mówili o tym, że prezydent powinien uznać fakt, że wiele polskich cywilów zostało zamordowanych przez stronę ukraińską" - przypomniał. Dodał też, że pamięć o zbrodni wołyńskiej jest niepotrzebnie upolityczniana zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie.
Podczas dyskusji omówiono też działania pionu śledczego IPN. Prokurator Dariusz Gabrel, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN poinformował, że obecnie prowadzonych jest ok. 50 śledztw związanych ze zbrodniami ukraińskich nacjonalistów (łącznie było ich ponad 100). Omówił też kwalifikację prawną zbrodni wołyńskiej i jednoznacznie określił ją jako zbrodnię ludobójstwa.
Prokurator IPN zaznaczył przy tym, że kwalifikacja zbrodni wołyńskiej jest zgodna z przepisami polskiego kodeksu karnego. Chodzi o art. 118 kodeksu karnego, na który powołują się w śledztwach prokuratorzy IPN. Do tej pory jednak nie ma żadnego wyroku sądowego, który by uznał zbrodnię wołyńską za ludobójstwo.
Ponadto Gabrel omówił współpracę polskich organów w sprawie zbrodni wołyńskiej z wymiarem sprawiedliwości Ukrainy. "W większości przypadków ta współpraca układa się pozytywnie. Otrzymujemy informacje procesowe przekazywane przez prokuraturę ukraińską. W niektórych przypadkach, co jest znamienne, nie uzyskaliśmy takich informacji. Być może wynikało to stąd, że nasze wnioski o pomoc prawną były bardzo szczegółowe i dotyczyły personaliów" - mówił.
W dyskusji głos zabrali także historyk z lubelskiego oddziału IPN dr Leon Popek oraz dr hab. Grzegorz Hryciuk z Uniwersytetu Wrocławskiego, który zwrócił uwagę na nieuprawnione eufemistyczne określenia dotyczące zbrodni wołyńskiej takie jak np. "tragedia". Eufemizmy tego rodzaju - jego zdaniem - są nie do obrony w świetle faktów historycznych. Zauważył jednak, że w ostatnim czasie coraz częściej unikają ich historycy ukraińscy, którzy są świadomi, że nacjonaliści z OUN-UPA mieli ludobójczy zamiar wymordowania Polaków.
Konferencja naukowa "Zbrodnia Wołyńska. Historia-Pamięć-Edukacja", której organizatorem jest Instytut Pamięci Narodowej, wiąże się z obchodzoną w tym roku 70. rocznicą zbrodni wołyńskiej, w wyniku której w latach 1943-45 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków: mężczyzn, kobiet, starców i dzieci. Mordu dokonały oddziały UPA i miejscowa ludność ukraińska. Wśród ofiar UPA byli także ci Ukraińcy, którzy ratowali życie Polakom. (PAP)
wmk/ nno/ ls/