Słysząc jej nazwisko myślimy przede wszystkim „Miłość ci wszystko wybaczy”, ale to tylko niewielki fragment niezwykłego życiorysu Hanki Ordonówny, artystki i hrabianki. Była więźniem gestapo i NKWD. Zesłańcem w tuczarni świń. A po zwolnieniu delegatką Polskiej Armii ds. polskiej ludności, organizatorką sierocińca i uczestniczką słynnej ewakuacji dzieci do Indii. I to wszystko mimo postępującej choroby płuc.
Nieznana młodość, nieudany debiut
Jej data urodzenia długo owiana była mgłą tajemnicy. „Urodziła się w Warszawie. Ale kiedy? Dat urodzenia Marii Anny Pietruszyńskiej znam trzy: 25 września 1902, 11 sierpnia 1904, 23 września 1905. Która jest prawdziwa? Tego nie wie nikt. Nie udało się do tej pory odnaleźć wiarygodnego dokumentu, metryki urodzenia” – pisała Anna Mieszkowska, w wydanej trzy lata temu książce: „Hanka Ordonówna. Miłość Ci wszystko wybaczy”. Podawane były też inne daty, pochodzące m.in. z paszportu konsularnego, czy nagrobka artystki. Sytuacja zmieniła się niedługo po wydaniu biografii. Wówczas na stronie „Genealodzy.pl” udostępniona została metryka chrztu parafii w Lesznie, w której zapisane jest, że Marjanna Pietruszyńska, bo tak naprawdę nazywała się przyszła gwiazda, urodziła się 4 sierpnia 1902 r.
Niemal nic nie wiadomo też o jej najmłodszych latach. Jej ojciec Władysław był zapewne kolejarzem, lub tramwajarzem, choć pojawia się też informacja, że był inżynierem. Wiele jej życiorysów podaje informacje, że od 6 roku życia chodziła do szkoły baletowej przy Teatrze Wielkim.
Debiutowała bardzo wcześnie i nie był to debiut zwiastujący wielką karierę. „A jeżeli chodzi o p. Ordonównę, jestem zdania, że kotów i dzieci na scenie pokazywać nie należy” – napisał krytyk. Miała wówczas 16 lat i wystąpiła z piosenką „Szkoda Słów”, na scenie teatrzyku rewiowego.
By zachować ścisłość, nie był to jej pierwszy występ na scenie „Sfinksa”, wcześniej występowała jednak jako tancerka.
Być może zresztą debiutowała jeszcze wcześniej? Tygodnik „Światowid” w 1935 r. pisał, że Ordonka debiutowała w Mirażu, „a właściwie szmirażu, prototypie obecnych teatrów rewiowych”. Potwierdził to Konrad Tom, w nekrologu napisanym w „Dzienniku Polski i Dzienniku Wojskowym” po śmierci Ordonki. „W ciągu długich lat wspólnej pracy, od warszawskiego Mirażu do ostatnich jej występów już w Palestynie, a więc (dyskrecja już nie obowiązuje mnie – niestety) od 1915 r. aż po 1945 r. – nauczyłem się rozróżniać dwie Ordonki” – pisał piosenkarz, aktor i autor tekstów kabaretowych.
Na pewien czas Ordonka wyprowadza się z Warszawy, gra m.in. w teatrzykach w Lublinie i Lwowie, Zamościu, Wilnie czy w Rzeszowie. Ostatecznie wraca do stolicy po kilku latach.
W 1923 r. jej nazwisko pojawia się oficjalnie w programie słynnego teatru „Qui pro Quo”. To wówczas zaczęła dostawać piosenki pisane specjalnie dla niej i stała się gwiazdą. „Ordonówna to był jakiś dziwny kameleon. Ciągle zmieniała ubiór, sposób bycia, nastrój, humor itd. Nigdy nie wiedziało się, kim Hanka będzie, czy będzie dziewczęciem z wsi polskiej, czy hrabiną, damą, wampem, demonem czy też aniołem. Nigdy nie można było przewidzieć, co ona wymyśli, jaka będzie za miesiąc. (...) Podpatrywałam ją” – wspominała inna gwiazda estrady Mira Zimińska.
W 1931 r. odeszła z Qui pro Quo. „Z rewią skończyłam raz na zawsze! To moje niezłomne postanowienie” – mówiła dziennikarzowi „Kina”.
Prasa lamentowała. „W świecie artyst. i teatralnym Warszawy obiega pogłoska, że znakomita pieśniarka i artystka rewjowa p. Hanka Ordonówna niebawem wychodzi za mąż za członka jednego z najstarszych rodów arystokrat. hr. Michała Tyszkiewicza. Pogłoska te jednocześnie przynosi wielbicielom talentu świetnej artystki smutną wiadomość, gdyż podobno p. Ordonówna po ślubie rozstanie się ze sceną na zawsze”.
Artystka miała jednak zupełnie inny plan.
Flirt z młodym hrabią zaczął się nietypowo. Michał Tyszkiewicz przyniósł do teatru … tekst piosenki pt. „Zapomniana melodia”. Ordonce słowa się spodobały, hrabia też. Był rok 1926. Ale ślub? Tyszkiewicz, należał do arystokracji, był prawnukiem wieszcza Zygmunta Krasińskiego. Rodzina uznała ślub za mezalians. Tyszkiewicz postawił jednak na swoim. Ślub odbył się pięć lat po poznaniu.
Małżeństwo – mimo wielu czasem głośnych romansów Ordonki, a także zawieruchy wojennej, która na kilka lat ich rozłączyła przetrwało aż do śmierci artystki.
Wbrew obawom prasy Ordonka ze sceny nie zrezygnowała. Dawała indywidualne koncerty, ale też grała role dramatyczne w teatrze, występowała w filmie.
Zaczęła też z sukcesami koncertować za granicą. W 1930 r. „Kino” relacjonowało o wielkich sukcesach w Wiedniu, w czasie występów śpiewała piosenki niemieckie i polskie, treść tych drugich objaśniał konferansjer. Odbyła też tournée po Niemczech, a także występowała w Paryżu. Niemiecki dziennikarz pisał: „Kurtyna idzie do góry i na scenie pojawia się smukła i wiotka postać w obcisłej sukni ze srebrnej lamy. Co nas zachwyca u Hanki Ordon, to podziwu godna lekkość i swoboda, z jaką przerzuca się z piosenki w piosenkę – ciągle interpretując je inaczej w najróżniejszych językach wszystkich narodów. Z melancholijnej Słowianki przeistacza się w kapryśną Francuzkę, aby w chwilę potem przybrać maskę prawdziwej Niemki o temperamencie iście bawarskim. Wtóruje mu kolega z francuskiego „Figaro”: „ Gdyby ojczystym językiem pani Ordon był francuski, zawojowałaby świat”.
Więzień gestapo i NKWD
Po kapitulacji Warszawy artystka zaczęła się ukrywać. Rzadko pojawiała się w swoim mieszkaniu. Nie wiadomo czego się obawiała, ale nie były to obawy na wyrost. Już 1 listopada 1939 r. została aresztowana przez Gestapo. Po Warszawie długo krążyły plotki, kto ją zadenuncjował. Wymieniano m.in. kolegę ze sceny i kolaboranta Igo Syma. Sama Ordonka wskazywała na innego aktora Tymoteusza Ortyma.
Nie do końca jasne są przyczyny aresztowania. Jej mąż mówił po wojnie, że powodem był protest artystki przeciw pokazywaniu niemieckiego filmu o zdobyciu Warszawy. Sama w przesłanym z więzienia do znajomej grypsie pisała: „Proszę nadmienić, że zarzuty z Policją jakąś są tak samo bezpodstawne jak i to że jestem Żydówką”. Po pewnym czasie przewieziona została na Pawiak. „Siedziałam w osobnej celi sama jako niebezpieczny polityczny więzień, głodzona, nie wolno było nikomu z dozorców ze mną rozmawiać (...) Niemcy codziennie grozili mi rozstrzelaniem.”
Zwolniono ją 13 lutego 1940 r. na skutek bardzo aktywnych działań męża i jego koligacji rodzinnych. „Wyszła na wolność po wielu staraniach z mojej strony, jako obywatela litewskiego. Do jej uwolnienia wykorzystane zostały znajomości mojego kuzyna, Stefana Tyszkiewicza, i jego żony [księżniczki Heleny Romanowskiej), spowinowaconej z królem włoskim – Wiktorem Emanuelem Umberto. Poprzez tegoż wstawienie się u Hitlera została Ordonka zwolniona z Pawiaka i zezwolono jej wyjechać przez Prusy Wschodnie na neutralną wówczas Litwę”.
Tam Ordonówna wróciła na scenę. „Dziś żadne nagrania ani żaden film nie są w stanie oddać tego czaru, który Ordonka rzucała na publiczność. Od razu, natychmiast po wejściu na scenę. (…) ludzie dopiero czas jakiś po wyjściu z przedstawienia uświadamiali sobie, że przecież trwa wojna, że nie mają domów, rodzin, czasem niczego. Przez dwie godziny byli w innym świecie” – opowiadała także występująca wówczas w Wilnie Hanka Bielicka.
Nie trwało to długo. W czerwcu 1940 r. Sowieci dokonali aneksji Litwy, a nowe bolszewickie władze aresztowały Tyszkiewicza.
Trafił na moskiewską Łubiankę, a później do łagru. Ordonówna pojechała do Moskwy próbując uzyskać jego zwolnienie. Dała tam nawet kilka koncertów, za co później wiele osób nazywało ją „sowieckim szpiegiem”. Ostatecznie sama też trafiła do więzienia. Podobno za odmowę przyjęcia sowieckiego obywatelstwa. „Wywieziono ją pod Kujbyszew nad Wołgą, do sowchozu – tuczarni świń” – opowiadał Tyszkiewicz, w 1961 w audycji Radia Wolna Europa.
Po uwolnieniu na podstawie traktatu Sikorski-Majski, trafiła najpierw na krótko do polskiego teatru. Ale czekała na nią już zupełnie inna rola – rola życia. Na przełomie października i listopada została w Taszkiencie delegatką z ramienia sztabu Armii Polskiej do spraw opieki nad polską ludnością cywilną w Azji Środkowej. „Przez wiele tygodni siedziała na dworcu i rozdzielała każdemu, kto się zgłaszał, po pół kilo chleba i wypisywała imienne zgłoszenia do wojska” - opisywał we wspomnianym programie dziennikarz Henryk Rozpędowski. „Dla tych niezliczonych Polaków Ordonówna zdołała urządzić stację sanitarną na dworcu w ogródku, nie chciano bowiem dać żadnego kąta pod dachem. (…) Urządziła także stołówkę opodal dworca i co najważniejsze – rozdawnictwo chleba” – wspominał natomiast ksiądz Kamil Kantak.
Ale szczególnie zajmował ją los dzieci – sierot. „Tragiczny ich los wzruszyłby chyba i kamienie. Wędrowali mali męczennicy w mrozy poprzez śniegi, o głodzie, pożerani przez wszy i dziesiątkowani chorobami, gasnąc po drodze, jak zdmuchnięte na wietrze świeczki. Sierocieli, samotnieli” – pisała Ordonka w wydanej po wojnie książce „Tułacze Dzieci”. Ordonówna zajęła się organizacją sierocińca we Wrewskoje w Uzbekistanie.
Gdy pojawia się możliwość uczestnicy w ewakuacji części dzieci z ZSRS. Najpierw pociągiem do Aszchabadu w Turkmenistanie. „Wysypała się oto z wagonów w tę noc aszchabadzką gromadka małych nędzarzy, pozbawionych wszystkiego, włącznie z sercem rodzicielskim, które zastygło gdzieś pod śniegiem. (…) Tragiczna gromada wyciągnęła się w długi pochód. Parami, parami – szło nieszczęście z chorobą, głód z wszami – do autobusów, ledwo wlokąc nogami” – opisywała.
Tam Ordonka odnajduje męża, który też jest zaangażowany w ratowanie dzieci. Sieroty udaje się ewakuować najpierw do Persji, a później do Indii. Ordonówna już wówczas mocno chora nie towarzyszy im w podróży, za to pracuje przez pewien czas w sierocińcu w tym kraju. Dzieci nazywają ją „dobrą panią od piosenki”. „Przede wszystkim uczyła nas różnych piosenek i pieśni Morze, nasze morze…, Gdzie strumyk płynie z wolna… po Witaj, majowa jutrzenko… oraz hymn narodowy. Jak się utrudziła śpiewaniem, maszerując krok w krok z pierwszą czwórką, ładnie pogwizdywała” – wspominał później jeden z jej podopiecznych.
Sowiecką gehennę i zaangażowanie w ratowanie dzieci mają duży wpływ na jej zdrowie. Na płuca chorowała już wiele lat przed wojną. Nigdy nie udało się jej do końca wyleczyć.
Choroba – gruźlica coraz mocniej dawała o sobie znać. Ordonką wraz z częścią dzieci trafiła do sanatorium. Tam dostała kartkę od podopiecznych: „Składamy najserdeczniejsze życzenia i z całego serca życzymy Pani prędkiego powrotu do zdrowia. Tęsknimy bardzo za ślicznym Pani głosem i słodkim uśmiechem. Zawsze kochające Panią Zielone Małpy”. Na początku 1943 r. wyjeżdża z Indii. Najpierw wraz z mężem do Teheranu, następnie do Palestyny.
Tam czując się lepiej Ordonka po raz ostatni wpada w wir koncertów. Śpiewa dla polskich żołnierzy. Występy znów mocno nadszarpują jej zdrowie. Artystka wyjeżdża do Bejrutu. Zdrowie nie pozwala jej już na dawanie koncertów, zajmuje się za to malarstwem. Wtedy też pisze „Dzieci Tułacze”.
Informacje o jej złym stanie zdrowia docierają do Polski. W 1947 roku gazety piszą „umierającej Ordonównie w dalekiej Palestynie”. Znajomi przysyłają jej wycinki z prasy. Odpowiada listem: „Uśmiałam się czytając wycinki z gazet (…) o swoim konaniu, niech im Bóg da zdrowie a fortuna dużo pieniędzy za te bajdurki co powypisywali o mnie. (…) Na razie chadzam po tym świecie jeszcze jako zwłok doczesny (...). Prawda jest, że troszkę podziurawiłam płucka sobie po wyjeździe z ZSSR z sierotami polskimi do Indii jako nauczycielka i wychowawczyni w roku 42, ale to już czas przeszły – prawda i to, że trochę zaszkodziłam sobie w roku 43, dając dla naszego wojska 50 koncertów w Palestynie, ale nad szaleńcami Pan Bóg czuwa”.
Choroba jednak nie odpuszcza. Dodatkowo Ordonówna zaraża się od męża tyfusem. Umiera we wrześniu 1950 r.
Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski