Petro Fedorowicz Miszczuk urodził się 10 lipca 1926 r. w Kisielinie na Wołyniu i do 1939 r. był obywatelem II Rzeczypospolitej. Dzisiaj mieszka na Ukrainie i co dopiero ukończył 87 rok życia.
W połowie 1942 r. został z Kisielina wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. Później, od 9 marca 1944 r. przebywał w obozie pracy przymusowej w Ohrdruf w Turyngii. Później ten obóz stał się samodzielnym obozem koncentracyjnym, a potem podobozem KL Buchenwald. Petro Fedorowicz Miszczuk najpierw był oznaczony w Ohrdruf numerem 2949, a 15 stycznia 1945 r. nadano mu we wspomnianym podobozie buchenwaldzkim nowy numer 105105.
W pierwszych dniach kwietnia 1945 roku Miszczuk został wyzwolony na trasie ewakuacyjnej z podobozu Ohrdruf do obozu macierzystego w Buchenwaldzie przez żołnierzy amerykańskich.
Petro Fedorowicza Miszczuka dobrze pamięta Aniela Dębska, mająca blisko 90 lat, która obecnie mieszka w Lublinie. Jest matką znanego kompozytora Krzesimira Dębskiego. Na temat Miszczuka napisała:
Kiedy Petro Fedorowicz Miszczuk przebywał na robotach przymusowych w Niemczech, nie wiedział, że nazajutrz po jego siedemnastych urodzinach, w czasie gdy niemal cała polska ludność Kisielina przebywała na Mszy św. w dniu 11 lipca 1943 r., miasteczko to i kościół w nim znajdujący się zostały otoczone podwójnym kordonem nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN-UPA.
„Ukraińca tego znam jeszcze z czasów wołyńskich. Do szkoły nie chodził. Był analfabetą. Jego matka pracowała dorywczo w domu rodziców mojego przyszłego męża. Kiedy Niemcy wyznaczyli kontyngenty Polaków na roboty do Rzeszy, sołtys - Ukrainiec, aby spełnić wymagania ilościowe transportu zmuszony był dobrać kilku Ukraińców do polskiego kontyngentu. Wtedy to, w 1942 r. Petro Fedorowicz Miszczuk został wywieziony na roboty do Niemiec. Potem słuch o nim zaginął. (...) W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, pewnego styczniowego dnia do naszych drzwi zadzwonił człowiek, który przedstawił się jako Petro Fedorowicz Miszczuk. Rozpoznaliśmy go z mężem. Zaprosiliśmy do środka i zaczęły się wspomnienia. Pan Miszczuk opowiadał o swoich wojennych losach. W czasie przymusowych robót w Niemczech jak obywatel Związku Radzieckiego był bardzo źle traktowany przez niemieckich pracodawców. Mówił, że dlatego uczestniczył w kradzieży żywności (wraz z innymi - przyp. AC) z wagonów kolejowych . (...) Niestety za którymś razem został schwytani (...), a on Petro Miszczuk został zesłany do obozu”.
Petro Fedorowicz Miszczuk mieszka od 1952 r. w Czerwonogradzie na Ukrainie. Miasto to należało do Polski, nosząc nazwę Krystynopol i dopiero w 1951 roku wyniku korekty granicznej włączono je do ZSRR.
Ten starszy już człowiek ostatnio był na rocznicowych obchodach w Muzeum Auschwitz-Birkenau 27 stycznia 2013 r. Zawsze towarzyszy mu Ukrainka, o której mówi, że jest jego żoną.
Poprzednio na uroczystości rocznicowe w Oświęcimiu również przyjeżdżał. Spotkał go wtedy na terenie Muzeum Auschwitz-Birkenau i rozmawiał z nim Michał Kubica: „Dwa lata temu, 27 stycznia 2010 r. oprowadzałem szwedzkich dziennikarzy i przy okazji spotkałem +naszego+ Ukraińca odzianego w obozowy pasiak. Nie muszę chyba dodawać, że znów stał +atrakcją”+mediów, a ja zadebiutowałem jako tłumacz z języka ukraińskiego na szwedzki. Pan Miszczuk bardzo dobrze czuł się w tej roli i z dumą opowiadał, że do obozu trafił jako +partizan u Stiepana Banderu+”.
Kiedy Petro Fedorowicz Miszczuk przebywał na robotach przymusowych w Niemczech, nie wiedział, że nazajutrz po jego siedemnastych urodzinach, w czasie gdy niemal cała polska ludność Kisielina przebywała na Mszy św. w dniu 11 lipca 1943 r., miasteczko to i kościół w nim znajdujący się zostały otoczone podwójnym kordonem nacjonalistów ukraińskich spod znaku OUN-UPA. Gdy po zakończeniu Mszy św. Polacy zaczęli wychodzić z kościoła, otworzono do nich ogień. Około 90 osób wówczas zostało zamordowanych przez Ukraińców nacjonalistów; część z nich rozebranych pod przymusem rozstrzelano pod dzwonnicą lub zakłuto bagnetami.
Zbrodnie na Polakach w Kisielinie trwały także po 11 lipca 1943 r., m.in. dwa tygodnie później porwano i zamordowano polsko-ukraińskie małżeństwo, Leopolda i Anisję Dębskich.
Upamiętnieniem zbrodni w Kisielinie zajmował się Włodzimierz Dębski, syn Leopolda i Anisji. W 2006 r. wydano jego monografię o Kisielinie, zatytułowaną „Było sobie miasteczko". Na jej podstawie w 2009 r. powstał film dokumentalny tak samo zatytułowany (scenariusz i reżyseria: Tadeusz Arciuch i Maciej Wojciechowski), przedstawiający przebieg zbrodni w Kisielinie. Kompozytorem muzyki do tego filmu jest syn Anieli i Włodzimierza, Krzesimir Dębski, który również napisał muzykę do filmu „Ogniem i mieczem".
Adam Cyra