W raporcie nie pojawia się kwota, która może być ekwiwalentem życia tych, którzy ponieśli śmierć. Zastosowano metodę szacowania całości zarobków, a więc zarobków przez całe życie zawodowe – mówi PAP dr hab. Konrad Wnęk, profesor UJ, współautor raportu o polskich stratach wojennych.
Polska Agencja Prasowa: Jakie było największe wyzwanie stojące przed ekspertami przygotowującymi raport o polskich stratach wojennych?
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Bez wątpienia takim wyzwaniem była konieczność oszacowania, jak wielu obywateli Polski straciło życie w czasie II wojny światowej. Pamiętajmy, że podana w raporcie liczba 5 milionów 219 tysięcy poległych i zamordowanych obejmuje wyłącznie ofiary, które poniosły śmierć z rąk okupantów niemieckich. Odrębnie należy traktować skalę zbrodni dokonanych przez okupantów sowieckich. Dla obszaru tzw. ziem dawnych, czyli Generalnego Gubernatorstwa, oraz ziem wcielonych do Rzeszy, które po wojnie także znalazły się w Polsce, posiadamy dane zgromadzone tuż po II wojnie, które pomogły nam oszacować tę liczbę. Znacznie większym problemem jest poznanie liczby polskich ofiar na Kresach, które znalazły się poza granicami państwa polskiego po II wojnie. Do liczby ofiar okupacji niemieckiej wliczane są również ofiary zbrodni popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich w okresie niemieckiej okupacji tego obszaru. To około 2/3 osób wymordowanych w latach 1939-1948.
PAP: W raporcie podkreśla pan profesor, że utrata pięciu milionów obywateli miała nie tylko skutki demograficzne, lecz i cywilizacyjne oraz polityczne. Jakie były najważniejsze skutki dramatu z lat 1939-1945?
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Proszę pamiętać, że była to gigantyczna katastrofa nie tylko w wymiarze ludzkim, ale pociągnęła także wielkie konsekwencje wśród szeroko pojmowanej elity naszego kraju, nie tylko najwyższej warstwy inteligencji. Jeszcze przed wybuchem II wojny Niemcy zaplanowali eliminację wszystkich tzw. elementów przywódczych, a więc niekoniecznie osób posiadających wyższe wykształcenie, bo to było stosunkowo rzadkie, lecz również tych, którzy zdali maturę. Takie osoby były wówczas uznawane za wykształcone. Matura dawała przepustkę do bycia oficerem lub urzędnikiem państwowym.
Niemcy wykorzystali wiedzę dotyczącą odżywiania, demografii, higieny, aby celowo wywołać efekt depopulacji. Podstawowym sposobem była reglamentacja żywności, która nie pozwalała na utrzymanie organizmu w zdrowiu. Dodajmy, że bardzo niskie normy żywienia dla Polaków można określić jako głodowe, a ludność żydowska otrzymywała przydział o połowę mniejszy.
Operacja wymordowania tych osób była więc zaplanowana bardzo szeroko i obejmowała osoby posiadające wyższe wykształcenie, nauczycieli wszystkich szczebli szkolnictwa, duchowieństwo, urzędników państwowych wszystkich szczebli, parlamentarzystów, uczestników Powstań Śląskich, działaczy organizacji społecznych, a więc wszystkich, którzy mogli stanowić nawet tylko hipotetyczne zagrożenie dla niemieckiego panowania.
PAP: Polityką niemiecką szczególnie doświadczone zostały największe ośrodki miejskie.
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Tak, choć należy pamiętać, że już od września 1939 r. na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich następowały ogromne przemieszczenia ludności wynikające m.in. z masowych deportacji z ziem włączonych bezpośrednio do Rzeszy. Mapa opublikowana w raporcie pokazuje, że województwo poznańskie, które znalazło się w granicach Rzeszy, zostało mniej dotknięte zbrodniami wymierzonymi w polską inteligencję niż krakowskie, kieleckie i warszawskie. Polacy w Wielkopolsce byli bowiem zmuszani do opuszczenia swoich domów i ucieczki do Generalnego Gubernatorstwa, które miało pełnić rolę „rezerwatu” dla Polaków.
PAP: W celu ograniczenia populacji okupowanych ziem Niemcy stosowali nie tylko metodę masowej eksterminacji. Jakie były ich sposoby na depopulację?
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Owych metod było bardzo wiele i stosowano je z naukową precyzją. Niemcy wykorzystali wiedzę dotyczącą odżywiania, demografii, higieny, aby celowo wywołać efekt depopulacji. Podstawowym sposobem była reglamentacja żywności, która nie pozwalała na utrzymanie organizmu w zdrowiu. Dodajmy, że bardzo niskie normy żywienia dla Polaków można określić jako głodowe, a ludność żydowska otrzymywała przydział o połowę mniejszy. Przed wynalezieniem przez Niemców technologii masowej zagłady dążono do zagłodzenia Żydów oraz doprowadzenia do masowych epidemii tyfusu lub czerwonki. Często posługiwano się argumentem chorób zakaźnych do odgradzania gett. Powolne wymieranie nie było jednak zadowalające dla okupantów niemieckich, więc postanowiono o przyspieszeniu tego procesu.
W pierwszym okresie okupacji te braki były uzupełniane przez handel na czarnym rynku. Po 1941 r. coraz trudniej było zdobyć czarnorynkową aprowizację. Niedożywienie sprzyjało zapadaniu na groźne choroby. Po II wojnie wielkim problemem był milion chorych na gruźlicę. Ta choroba nie atakuje zdrowych, ale organizmy osłabione wyczerpującą pracą, innymi chorobami i niedożywieniem. Częścią polityki antynatalistycznej było prawne podwyższenie wieku zawierania małżeństw oraz wymóg uzyskania zgody lokalnego urzędu pracy na jego zawarcie. Niemcy uznawali, że nadmierna rozrodczość Polaków jest zagrożeniem dla „rasy panów”.
Metodą depopulacji były również „porwania dzieci” i ich germanizacja w zgodzie z polityką rasową III Rzeszy. W raporcie zamieszczono fragmenty dokumentów obrazujące, w jaki sposób Niemcy dokonywali rabunku polskich dzieci, m.in. pod pretekstem wychowywania w „polskim duchu” lub pochodzenia z polsko-niemieckiego małżeństwa. Często były to dzieci, których rodzice znaleźli się w niemieckich obozach koncentracyjnych. Odbierano również dzieci znajdujące się w ochronkach i usiłowano zatrzeć ich pochodzenie przez fałszowanie metryk oraz nadawanie nowych personaliów. Po wojnie trudno było ustalić pochodzenie tych dzieci. Specjalne dokumenty regulowały szczegóły tej polityki. Zalecano, aby dziecko nie miało więcej niż 8-9 lat. Starsze uznawano za trudne do germanizacji. Często jednak przekraczano tę granicę wieku i germanizowano starsze dzieci.
PAP: Czy można przyjąć, że celem Niemiec, w ramach planu rozpisanego na kilkanaście lat, była całkowita eksterminacja narodu polskiego, tak jak w wypadku Żydów?
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Polacy byli na kolejnym miejscu listy narodów przeznaczonych do eksterminacji. Czasowo mieli nie być poddawani masowej eksterminacji, ponieważ technicznie trudno byłoby osiągnąć taki cel. Przepustowość machiny zagłady była stosunkowo niewielka, ale głównym powodem było wykorzystanie Polaków jako darmowej lub półdarmowej siły roboczej. Niemcy zakładali, że po zniszczeniu warstwy przywódczej będzie można wykorzystać Polaków jako „naród parobków” lub „niewolników”. W późniejszym czasie planowano wdrożenie Generalnego Planu Wschód (Generalplan Ost), który zakładał zmniejszenie populacji narodu polskiego i ewentualne wysiedlenie na wschód lub całkowite wymordowanie.
Oprócz strat bezpośrednich Polacy ponosili straty pośrednie. W czasie każdej wojny dochodzi do zmniejszenia liczby zawieranych małżeństw i liczby urodzeń. Decyzja o odłożeniu założenia rodziny powoduje zmniejszenie liczby narodzin.
PAP: Straty demograficzne to nie tylko ofiary zbrodni i ludobójstwa, ale również tzw. luka demograficzna. Na czym polega to zjawisko?
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Oprócz strat bezpośrednich Polacy ponosili straty pośrednie. W czasie każdej wojny dochodzi do zmniejszenia liczby zawieranych małżeństw i liczby urodzeń. Decyzja o odłożeniu założenia rodziny powoduje zmniejszenie liczby narodzin. W środkowej Polsce spadek liczby narodzin wynosił ok. 20 proc. w stosunku do okresu przedwojennego. Proces ten był spowodowany również masowymi wywózkami na roboty przymusowe. Represje te dotykały osób między 15 a 30 rokiem życia, a więc znajdujące się w okresie ich największej aktywności prokreacyjnej. Było to tym bardziej dolegliwe, że po 1941 r. w głąb Rzeszy trafiało coraz więcej kobiet. Trafiły tam ponad dwa miliony młodych ludzi. Wywózki do pracy przymusowej można więc traktować jako element polityki depopulacyjnej. Za sprawą tych praktyk nie urodziło się około miliona dzieci. Na wielkość luki demograficznej wpływał też fakt śmierci osób, które mogły mieć własne dzieci. Doszło więc do zaburzenia procesu zastępowalności pokoleń.
PAP: Od momentu publikacji raportu o stratach wojennych media szczególnie interesują się kwotą ponad 6 bilionów złotych, która jest równowartością poniesionych przez Polskę strat. Jak jednak można wycenić ludzkie życie?
Dr hab. Konrad Wnęk, prof. UJ: Taka wycena jest niemożliwa. W raporcie nie pojawia się kwota, która może być ekwiwalentem życia tych, którzy ponieśli śmierć. Zastosowano metodę szacowania całości zarobków, a więc zarobków przez całe życie zawodowe. Utrata każdego obywatela to strata jego wkładu w Produkt Krajowy Brutto. Metody wyliczenia tej kwoty różnią się w zależności od danego okresu historycznego i kraju. Nie jest to więc jedyna metoda wyliczania kwoty utraconych dochodów, ale wydaje się, że przyjęta w raporcie jest najbardziej wymierna.(PAP)
Rozmawiał: Michał Szukała
Autor: Michał Szukała
szuk/ skp/