Łącznie 800 tys. zł zadośćuczynienia od Skarbu Państwa przyznał w środę Sąd Apelacyjny w Białymstoku córkom żołnierza AK, który w kwietniu 1949 roku – po dwóch dniach przesłuchań – zmarł w areszcie Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim.
Sąd pierwszej instancji przyznał 400 tys. zł; bliscy zmarłego chcieli podwyższenia tej kwoty do 10 mln zł. Wyrok jest prawomocny.
O zadośćuczynienie za śmierć ojca wystąpiła początkowo jedna z córek, trzy kolejne włączyły się do procesu w jego trakcie.
Do śmierci żołnierza AK, później Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, doszło 19 kwietnia 1949 roku w areszcie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku Podlaskim. Mężczyzna miał wtedy 48 lat, był żonaty i miał siedmioro małych dzieci. Najbliżsi do dziś (żyją cztery córki zmarłego) nie wiedzą, gdzie został pochowany, rodzina nie miała możliwości uczestnictwa w pochówku.
Wniosek początkowo dotyczył 10 mln zł zadośćuczynienia, ale został rozszerzony o kwotę nieco ponad 800 tys. zł odszkodowania za utracone dochody (zarobki z pracy w gospodarstwie, a później z emerytury). Pół roku temu Sąd Okręgowy w Białymstoku przyznał łącznie 400 tys. zł zadośćuczynienia (po 100 tys. zł dla każdej z wnioskodawczyń), w pozostałym zakresie wniosek oddalił.
W apelacji pełnomocnicy wnioskodawczyń dochodzili pozostałej kwoty zadośćuczynienia, czyli 9,6 mln zł. Prokuratura chciała utrzymania wyroku pierwszej instancji, czyli przyznania 400 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku zadośćuczynienie podwoił, czyli przyznał łącznie 800 tys. zł, w pozostałym zakresie wniosek oddalił.
Sędzia Halina Czaban przypominała w ustnym uzasadnieniu wyroku, że tzw. ustawa lutowa, czyli przepisy z 1991 roku o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego, nakazuje "zadośćuczynić" osobom, które takich represji doznały.
Sąd uznał za bezsporne, że ojciec wnioskodawczyń był taką osobą i należy mu się zadośćuczynienie za represje, które zakończyły się jego śmiercią. Sędzia zwracała uwagę, jak poważne musiały być jego obrażenia, cierpienie i ból, że zmarł w areszcie po dwóch dniach, a przed zatrzymaniem był zdrowym, dorosłym mężczyzną.
Zwracała też uwagę na cierpienia psychiczne wynikające z faktu, że miał on żonę i dzieci, które zostały bez pomocy. "To zwielokrotniało znacząco poziom odczuwanej przez niego krzywdy, niesprawiedliwości i możliwego skutku, jaki nastąpi na skutek tak drastycznych zachowań wobec jego osoby" - mówiła sędzia Czaban.
Przyznała, że "wyrażenie krzywdy w pieniądzu jest prawie niemożliwe, a na pewno jest bardzo trudne"; podkreślała, że każda taka sprawa jest inna i nie da się jej porównać, nie zawsze też okres represji ma największe znaczenie przy miarkowaniu kwoty zadośćuczynienia.
Jednocześnie sąd uznał, że 10 mln zł zadośćuczynienia jest "żądaniem nieziszczalnym w żadnej sferze możliwych rozważań", zwłaszcza - jak mówiła sędzia - "nie mieści się to w możliwych rozważaniach mających oparcie w podstawach prawnych" orzekania w takich sprawach.
Przyznała, że nawet podwyższone do 800 tys. zł zadośćuczynienie znacząco różni się od wnioskowanej kwoty 10 mln zł. "Jednakże nie jest możliwe zadośćuczynienie tak wysokiemu żądaniu" - podkreślała sędzia Czaban. Dodała, że taka kwota mogłaby być uznana za bezpodstawne wzbogacenie i nie byłaby kwotą "adekwatną i uwzględniającą realia społeczno-gospodarcze, w jakich funkcjonujemy obecnie". (PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ akub/