Mówiono, że nigdy nie postawiła stopy w niewłaściwy sposób, że Bóg pocałował ją w policzek i stworzył aktorkę wyjątkową – pełną wdzięku, czarującą i szlachetną. Że miała w sobie coś, czego nie można się nauczyć. 30 lat temu zmarła Audrey Hepburn.
„Jestem synem pani Dotti” – mówił z zakłopotaniem syn Audrey Heburn, Luca, gdy ludzie z ekscytacją pytali go, czy jest dzieckiem „tej” aktorki – eterycznej, wyjątkowej, na ekranie przyciągającej wdziękiem i magnetycznym pięknem. Nie rozumiał zachwytu, jaki wywoływało nazwisko jego matki. Nie znał filmów: „Rzymskie wakacje”, „My Fair Lady”, „Sabrina” i „Śniadanie u Tiffany’ego”. Nie wiedział, że jego matka zdobyła Oscara za swoją pierwszą ważną rolę i wielokrotnie była nominowana do Nagrody Akademii Filmowej. Był dzieckiem. Nie miał pojęcia, że jego matka była jedną z największych gwiazd kina wszech czasów. Jako dziecko nosił przekonanie, że Audrey to zwyczajna kobieta, żona psychiatry Andrei Dottiego, która z w pełni oddaje się macierzyństwu, lubi gotować, gromadzi przepisy kulinarne i z zamiłowaniem pielęgnuje ogród. Swoje wspomnienia opisał po latach w książce „Audrey w domu. Wspomnienia o mojej mamie”.
„Właściwie nigdy nie potrafiłem pogodzić tego, jak ja postrzegam mamę z tym, jak postrzegano ją publicznie” – wyznał w jednym z wywiadów. „Gdybym był na jej miejscu, miałbym wiele wątpliwości. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym był tak wpływowy i ważny. Może zacząłbym kupować drogie samochody i robić inne szalone rzeczy. Ale moja mama tego nie robiła. Twardo stąpała po ziemi” - wyjaśnił.
Gdy Luca był dzieckiem, mieszkali we Włoszech. Hollywood było daleko. Tam zaś nie zapomniano o Audrey Hepburn. Mówiono, że nigdy nie postawiła stopy w niewłaściwy sposób, że Bóg pocałował ją w policzek i stworzył aktorkę wyjątkową – pełną wdzięku, czarującą, szlachetną, a jednocześnie zdyscyplinowaną i zaangażowaną w każdą rolę. Nie kształciła się nigdy w kierunku aktorstwa, za to kochała taniec. We wczesnej młodości uczyła się baletu i wiązała z nim wielkie nadzieje. Film przyszedł do niej sam i pokochał ją od pierwszego wejrzenia.
Wspomiano, że pięknie mówiła, pięknie chodziła, pięknie się ubierała. Miała w sobie coś, czego nie można było się nauczyć. „Audrey Hepburn była aktorką. Wyjątkową. Ale pod jednym względem różniła się od innych gwiazd Hollywood. Nigdy nie lubiła mówić o sobie” – powiedział o niej Roger Moore w filmie biograficznym o gwieździe wyreżyserowanym przez Gene’a Feldmana.
Gregory Peck wspominał, jak we wczesnych latach 50. reżyser William Wyler zaproponował mu rolę w filmie „Rzymskie wakacje”. Peck był w tym czasie kinowym amantem o niekwestionowanej pozycji. „Na początku sądziłem, że ten film miał powstać z myślą o mnie. Gdy Wyler powiedział mi, że mam zagrać u boku nikomu nieznanej dziewczyny, tancerki baletowej z Londynu, która wcieli się w rolę księżniczki, odparłem: Willie, nikt nie ma lepszego wyczucia od ciebie, ale czy jesteś pewien?” – opowiadał Gregory Peck. Wyler pokazał mu dwuminutowy film ze zdjęciami Audrey Hepburn. „Szybko zrozumiałem, że to nie ja będę najważniejszy w +Rzymskich wakacjach+. Najważniejsza będzie księżniczka” – mówił z nostalgią. Wspominał, że wszyscy na planie byli nią zachwyceni. To on uparł się, by na plakacie reklamującym film, nazwisko Hepburn wydrukowano tak samo dużą czcionką jak jego. „Jeśli tak się nie stanie, wyjdę na idiotę, bo ta dziewczyna dostanie Oscara” – przekonywał reżysera i producentów. Tak rzeczywiście się stało. W 1954 r. 25-letnia Audrey Hepburn otrzymała najważniejszą nagrodę amerykańskiego przemysłu filmowego dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej w „Rzymskich wakacjach”.
Audrey Hepburn (a właściwie Audrey Kathleen Ruston) istotnie miała w sobie arystokratyczną szlachetność. Urodziła się 4 maja 1929 r. w Belgii jako córka baronessy Elli van Heemstry i dyplomaty, Anglika Josepha Rustona. Matka przyszłej aktorki ukończyła szkołę dla panien w z wyższych sfer, uczyła się śpiewu i marzyła o karierze śpiewaczki operowej. To ona przekazała córce arystokratyczne maniery. Audrey wspominała w jednym z rzadko udzielanych wywiadów, że urodzona w rodzinie wiktoriańskiej Ella miała surowe podejście do życia. Była jednak silna i przedsiębiorcza. Kiedy wybuchła druga wojna światowa, zastając rodzinę w znajdującej się pod okupacją niemiecką Holandii, mała Audrey nauczyła się, że w życiu nic nie jest pewne. Zapamiętała to do końca życia. Jak wspominał jej syn, Luca, mówiła, że każdy dzień, w którym można się najeść do syta, jest dniem szczęśliwym. Po zakończeniu wojny przeniosła się z rodziną do Londynu.
Tymczasem po sukcesie „Rzymskich wakacji” propozycje ról w filmach najważniejszych reżyserów Hollywood sypały się jak z rękawa. W 1954 r. Hepburn wystąpiła w tytułowej roli w filmie „Sabrina” obok Humphreya Bogarta. W 1956 – wystąpiła w filmowej adaptacji „Wojny i pokoju” w reżyserii Kinga Vidora. Rok później spełniła swoje wielkie marzenie i zatańczyła na ekranie z Fredem Astairem w komedii „Zabawna buzia” (reż. Stanley Donen). Najbardziej legendarną ze swoich ról zagrała jednak w 1961 r., wcielając się w Holly Goligtly – po części zabawną, po części tragiczną bohaterkę „Śniadania u Tiffany’ego” na podstawie powieści Trumana Capote w reżyserii Blake’a Edwardsa. Ubrana w czarną suknię Audrey, z naszyjnikiem z pereł, rękawiczkami, misternie upiętą fryzurą i papierosem na niebotycznie długiej fifce stała się ikoną. Hepburn zagrała postać z pozoru płytką, spędzającą czas na zabawie i uwodzeniu milionerów, w rzeczywistości – nieszczęśliwą, kruchą i pełną obaw przed bliskimi relacjami. Muzykę do filmu, w tym legendarną piosenkę „Moon River”, skomponował Henry Mancini. Jak mówił po latach, ten utwór zaśpiewało potem wielu artystów. Ale Audrey Hepburn zrobiła to z niewinną prostotą, a on zachwycił się jej interpretacją.
Hepburn z powodzeniem grała w filmach do późnych lat 60. W 1967 r. razem z Albertem Finneyem zagrali przeżywające kryzys małżeństwo, mające za sobą młodzieńczy etap zakochania. W latach 70. aktorka wycofała się jednak ze świata filmowego, pragnąc poświęcić się macierzyństwu. Podobno niczego tak bardzo nie pragnęła, jak posiadania dzieci. Doczekała się dwóch synów: Seana z Melem Ferrerem i Luki z drugim mężem – Andreą Dottim. W latach 80. zaangażowała się w działalność na rzecz UNICEFU. Podróżowała do najdalszych zakątków świata, walcząc przede wszystkim o lepszą przyszłość dla dzieci z krajów trzeciego świata.
„Pod koniec życia podjęła misję. Chciała przyciągnąć uwagę krajów zachodnich w kierunku milionów cierpiących dzieci. (…) To dla nich zaczęła udzielać wywiadów i mówić o sobie – w Holandii, Nowej Zelandii, Australii, Nowym Jorku, a nawet w Hollywood” – mówił o niej Roger Moore.
Audrey Hepburn zmarła 20 stycznia 1993 r. w wyniku choroby nowotworowej. Dla świata pozostała jednak ikoną do dziś. Sama mówiła w ostatnich latach życia: „Było we mnie coś, co przyciągało uwagę publiczności. Miałam to szczęście, że znalazłam się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, mogąc pracować z tak wspaniałymi reżyserami i aktorami”.(PAP)
Autorka: Malwina Wapińska
mwp/ pat/