W styczniu nakładem wydawnictwa Planeta ukazała się w Hiszpanii książka autorstwa Giseli Pou pt. „Tres nombres de Ludka” („Trzy imiona Ludki”), która przedstawia losy polskich dzieci odebranych rodzicom przez Niemców w czasie II wojny światowej i przeznaczonych do germanizacji w ramach programu „Lebensborn”.
Dzieci o „aryjskim wyglądzie” były przekazywane niemieckim rodzinom, w większości członkom SS, w celu "umacniania cech genetycznych narodu niemieckiego". Ponad 200 tys. polskich dzieci zostało porwanych przez nazistów, aby stać się „doskonałymi Aryjczykami”.
„Projekt Lebensborn zmierzał do utworzenia wielkiego imperium, które zdominowałoby świat, a do tego potrzebni byli „doskonali Niemcy - powiedziała w rozmowie z portalem Libertad Digital Gisela Pou. "Do tego nie wystarczały dzieci rodzone przez samotne kobiety w Niemczech. Wśród polskich dzieci było wiele z blond włosami i niebieskimi oczami, wysokich i z odpowiednimi rysami twarzy. Takie dzieci wyrywano polskim rodzinom i asygnowano niemieckim” - dodała.
Autorka wyjaśniła, że przedtem dzieci poddawano silnej germanizacji i indoktrynacji w obozach reedukacyjnych; pozbawiano ich kontaktu z ojczystym językiem, kulturą i korzeniami. „Nie znały swojego pochodzenia ani swojego imienia, nadawano im nową tożsamość i przydzielano do nowych rodzin. Po wojnie znowu zostawały pozbawiane tego, co uważały za swój dom i wysłane do sierocińców” - powiedziała.
Po zakończeniu II wojny światowej niektóre ofiary programu "Lebensborn" znalazły się w Szwajcarii pod opieką Czerwonego Krzyża. W roku 1946 blisko dwieście polskich dzieci trafiło do Barcelony, gdzie mieszkały przez dziesięć lat w sierocińcu udostępnionym przez władze miejskie i prowadzonym przez sekretarkę konsulatu honorowego RP w Barcelonie Wandę Morbitzer-Tozer.
Książka Giseli Pou bazuje na faktach z życia polskich dzieci, opowiada o problemach związanych z ich poczuciem wykorzenienia i utraty tożsamości. Bohaterka powieści, dziewięcioletnia Ludka zostaje porwana przez Niemców i adoptowana przez kapitana SS i jego żonę, a po wojnie w 1946 r. przekazana przez Czerwony Krzyż do Hiszpanii. Do Barcelony przybywa zgermanizowana i tęskni za swoją niemiecką „matką”. Dzięki Wandzie Morbitzer-Tozer ponownie uczy się języka polskiego, chodzi do polskiej i hiszpańskiej szkoły i wychowuje w kontakcie z polską kulturą.
Te polskie dzieci, które odnalazły kontakt z bliskimi, zostały repatriowane do Polski, a pozostałe wyemigrowały do Stanów Zjednoczonych - powiedziała Pou. - Przeżyły dramat; podobnie dzieje się dzisiaj w Syrii czy Ukrainie. Historia lubi się powtarzać”.
Liebertad Digital przypomniał, że w 2008 r. w Barcelonie odbyła się uroczystość upamiętniająca "dzieci ukradzione przez Hitlera", na którą przybyło z Polski i ze Stanów Zjednoczonych kilkanaście ofiar programu Lebensborn. Budynek sierocińca w Barcelonie, w którym przebywały polskie dzieci, przetrwał w dobrym stanie do dziś. Obecnie znajduje się tam schronisko młodzieżowe.
Z Saragossy Grażyna Opińska (PAP)
opi/ tebe/