Polska i Ukraina muszą wreszcie powiedzieć „udzielamy przebaczenia i prosimy o nie” – podkreślał przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki podczas mszy św. w Parośli w Ukrainie, gdzie w 1943 roku rozpoczęła się rzeź wołyńska. Dodał, że pojednanie musi być budowane na prawdzie, zło rozliczone, a ciała zamordowanych należy złożyć do grobów.
Msza św. w Parośli jest częścią trzydniowych obchodów 80. rocznicy rzezi wołyńskiej, które rozpoczęły się w piątek od polsko-ukraińskiej liturgii Słowa w archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie.
Podczas nabożeństwa przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki i arcybiskup większy kijowsko-halicki, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp Swiatosław Szewczuk podpisali wspólne orędzie o przebaczeniu i pojednaniu.
"Jej mieszkańcy nie spodziewali się ataku, dlatego sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii bez problemu weszła do wsi, podając się za partyzantkę radziecką, po czym rozstawiła straże w pobliżu polskich gospodarstw. Następnie - związanych i bezbronnych mieszkańców wsi - napastnicy zamordowali przy użyciu noży i siekier, zabijając 173 osoby, w tym kobiety, dzieci i niemowlęta. (...) Majątek zabitych został zrabowany i wywieziony. Wieś przestała istnieć" - mówił hierarcha.
W homilii abp Gądecki przypomniał, że wieś Parośla Pierwsza jest miejscem, które "stało się świadkiem okrutnej zbrodni, początku ludobójstwa". "Jej mieszkańcy nie spodziewali się ataku, dlatego sotnia Ukraińskiej Powstańczej Armii bez problemu weszła do wsi, podając się za partyzantkę radziecką, po czym rozstawiła straże w pobliżu polskich gospodarstw. Następnie - związanych i bezbronnych mieszkańców wsi - napastnicy zamordowali przy użyciu noży i siekier, zabijając 173 osoby, w tym kobiety, dzieci i niemowlęta. (...) Majątek zabitych został zrabowany i wywieziony. Wieś przestała istnieć" - mówił hierarcha.
"Stojąc w tym tragicznym miejscu – w 80. rocznicę rzezi – jesteśmy przynagleni do podjęcia niezwykle trudnego tematu przebaczenia i pojednania polsko-ukraińskiego. Domaga się tego fakt, że kolejnymi ofiarami zbrodni, czystek etnicznych i ludobójstwa stały się dziesiątki tysięcy niewinnych ludzi, w tym kobiet, dzieci i starców - przede wszystkim Polaków, ale także Żydów, Ormian, Romów oraz Ukraińców, którzy ratowali zagrożonych sąsiadów i krewnych. Ofiara ich życia wzywa nas do głębokiej refleksji, a następnie gorliwej modlitwy o przebaczenie i pojednanie" - podkreślił.
Jak zastrzegł, Jezus w swoim nauczaniu wielokrotnie wzywał do "hojności serca względem bliźnich, którzy wobec nas zawinili". "Wzorem Ojca niebieskiego Chrystus i nam każe przebaczać nie trzy ani nawet siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze. W życiu bowiem nie wszystko można rozwiązać za pomocą sprawiedliwości" - powiedział abp Gądecki.
Jak zauważył, "osoby dążące do pokonania w sobie poczucia krzywdy często mylą przebaczenie z pojednaniem, tymczasem są to dwa różne, choć ściśle ze sobą połączone doświadczenia".
"Przebaczenie ma charakter doświadczenia osobistego i wewnętrznego. Jest osobistą decyzją odpuszczenia +naszym winowajcom+ wszystkich ich przewinień i grzechów popełnionych wobec nas. Dokonuje się ono w głębi serca i nie zależy od osoby bliźniego. (...) Można obdarzyć przebaczeniem +naszego winowajcę+ także wtedy, gdy nie poczuwa się on jeszcze do odpowiedzialności za wyrządzone zło i trwa wobec nas w postawie nieżyczliwości, niechęci czy wrogości" - wyjaśnił.
Przebaczenie - mówił abp Gądecki - poprzedza pojednanie, stanowiąc konieczny warunek prawdziwej jedności i zgody między ludźmi.
"W pojednaniu natomiast konieczne jest zaangażowanie wszystkich stron uwikłanych w konflikt. Może ono być budowane dopiero po wzajemnej wymianie przebaczenia. Pojednanie - podobnie jak samo przebaczenie - jest procesem. Nierzadko wymaga ono dłuższego czasu, dlatego też konieczna jest cierpliwość wszystkich stron. Nie należy zbyt pospiesznie ani na siłę dążyć do pojednania wówczas, gdy istnieje pomiędzy stronami wiele wzajemnych oporów i niechęci" - zastrzegł.
Abp Gądecki podkreślił, że "aby pojednanie mogło być prawdziwe, strony konfliktu winny najpierw uznać swoją własną odpowiedzialność". "Pojednanie może być budowane tylko w prawdzie i sprawiedliwości. Szczere uznanie odpowiedzialności każdej ze stron - lub przynajmniej gotowość do jej szukania - jest konieczne do autentycznego pojednania. W pojednaniu nie można ukrywać wzajemnych krzywd" - zaznaczył.
Dodał, że pojednanie powinno łączyć się z gotowością do naprawienia wyrządzonych krzywd w takim wymiarze, w jakim to jest możliwe. "Najczęściej konieczny jest kompromis obu stron połączony z postawą wzajemnego zrozumienia i wyjścia sobie naprzeciw" - przyznał przewodniczący Episkopatu.
Podkreślił, że "nie można mówić o trwałym pojednaniu, gdy jedna strona konfliktu przerzuca w sposób niesprawiedliwy cały ciężar odpowiedzialności na drugą stronę". "Nie może też być owocne i skuteczne takie pojednanie, w którym jedna ze stron +dla świętego spokoju+, z chorego poczucia winy lub źle rozumianej odpowiedzialności bierze całą winę wyłącznie na siebie. Prawdziwe i trwałe pojednanie nie jest też możliwe, gdy jedna strona +podkłada się+ drugiej stronie" - ocenił.
Jednocześnie abp Gądecki przestrzegł, że "jeżeli drogę pojednania zaczęlibyśmy od wzajemnego licytowania się i wypominania win, to w wielu sytuacjach byłoby ono bardzo trudne albo wręcz niemożliwe do osiągnięcia".
"Jeśli będziemy mówili przede wszystkim o rozliczaniu, możemy jeszcze pogłębić nasze wzajemne wrogości - zamiast je zmniejszać - i zaprzepaścić samą sprawę pojednania. Jeżeli z kolei będziemy mówili przede wszystkim o tym, żeby sobie wzajemnie przebaczyć, ryzykujemy nieautentyczność takiego nazbyt pospiesznego pojednania. Powtarzam, konieczne jest jedno i drugie. Zło musi być rozliczone, ciałom niesprawiedliwie zamordowanych należy oddać szacunek i złożyć je do grobów; cała prawda o dokonanych zbrodniach powinna być nazwana i uznana" - zastrzegł.
Podkreślił, że "wzniecanie dawnych nacjonalizmów i niechęci byłoby działaniem przeciwko chrześcijańskiej tożsamości; byłoby również rażącym anachronizmem, niegodnym obu wielkich narodów".
"Polska i Ukraina - ziemie, które od długich wieków znają ewangeliczne orędzie i dały niezliczone świadectwa świętości tylu swoich córek i synów - muszą wreszcie powiedzieć sobie nawzajem +udzielamy przebaczenia i prosimy o nie+" - stwierdził.
"Zwracam się na koniec do prezydentów Ukrainy i Polski oraz do władz parlamentarnych obu narodów o zgodę na godne pochówki wszystkich ofiar ludobójstwa, poprzedzone ekshumacjami ciał pomordowanych, aby ich rodziny mogły wreszcie zapalić znicz i pomodlić się nad tymi wielce pouczającymi dla naszej przyszłości grobami" - zaapelował.
Masowego mordu w Parośli dokonano 9 lutego 1943 roku, kilka tygodni po podjęciu decyzji o rozpoczęciu mobilizacji sił UPA. Oddział Hryhorija Perehijniaka wszedł do Parośli, przedstawiając się jako oddział partyzantki sowieckiej. Mieszkańców przekonano, by położyli się na podłodze w swoich domach i pozwolili się związać. Dzięki temu mieliby uniknąć podejrzenia i zemsty Niemców za goszczenie i karmienie partyzantów. Związanych Polaków zamordowano siekierami, nie oszczędzając kobiet i dzieci. Z rzezi ocalało 12 rannych osób. Najmłodsza ofiara miała kilkanaście miesięcy.
Zamordowani zostali pochowani w zbiorowej mogile. Na kurhanie masowej mogiły w 1974 roku miejscowy Ukrainiec Anton Kowalczuk wzniósł pamiątkowy krzyż z informacją, że zbrodni dokonali jego rodacy. Po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę obok krzyża ustawiono tablicę, na której wymieniono nazwiska wymordowanych rodzin.
Wieś nie została spalona, lecz pozostała opustoszała do lipca 1943 roku. Dopiero wówczas podpalono ją wraz z innymi polskimi miejscowościami. Dziś Paroślę porasta las. Jedynym śladem są prostokątne pagórki w miejscach dawnych zabudowań.
Po odejściu z Parośli oddział Perehijniaka zamordował 15 Polaków w Toptach. Planował również atak na pobliski Wydymer, ale z uderzenia zrezygnowano z powodu nieprzybycia innego oddziału UPA.
Zamordowani zostali pochowani w zbiorowej mogile. Na kurhanie masowej mogiły w 1974 roku miejscowy Ukrainiec Anton Kowalczuk wzniósł pamiątkowy krzyż z informacją, że zbrodni dokonali jego rodacy. Po odzyskaniu niepodległości przez Ukrainę obok krzyża ustawiono tablicę, na której wymieniono nazwiska wymordowanych rodzin.
"Za nimi trudy, za nimi męka... Tym co na zawsze odeszli – Pamięć Święta" – głosi upamiętniający ich napis.
Odpowiedzialny za zbrodnię Perehijniak zginął 22 lutego 1943 roku w Wysocku na Wołyniu w starciu z Niemcami.
80 lat temu, 11 i 12 lipca 1943 roku, Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) dokonała skoordynowanego ataku na około 150 miejscowości zamieszkałych przez Polaków w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim dawnego województwa wołyńskiego. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. "Krwawa niedziela" jest uważana za szczytowy moment ludobójstwa dokonywanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-45. W jego wyniku zginęło około 100 tys. Polaków.
Sprawcami ludobójstwa na Wołynia byli członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów - B (frakcja Bandery), podporządkowana jej UPA oraz zachęcona przez nich ludność ukraińska, będąca sąsiadami Polaków, często związanymi z nimi więzami krwi. Bezpośrednią odpowiedzialność za wydanie zbrodniczego rozkazu ponosi główny dowódca UPA Roman Szuchewycz. OUN-UPA nazywała swoje działania "antypolską akcją", zmierzającą do uczynienia z Ukrainy obszaru zamieszkałego wyłącznie przez Ukraińców. (PAP)
Autorka: Iwona Żurek
iżu/ szm/