80 lat temu, 12 października 1943 r., pod Lenino (ob. Białoruś) rozpoczęła się wyjątkowo krwawa bitwa pozycyjna, zakończoną klęską armii sowieckiej. „Była też wyjątkowym kłamstwem komunistycznej propagandy” – powiedział PAP historyk z Wojskowego Biura Historycznego dr Kamil Anduła.
Na mocy zawartego 20 lipca 1941 r. układu Sikorski-Majski zwolnieni z sowieckich łagrów Polacy mieli utworzyć polską armię w ZSRS. Sowieckie władze piętrzyły trudności formującym się w polskim oddziałom. Między sierpniem a listopadem 1942 r. gen. Władysław Anders wyprowadził kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i liczną grupę Polaków cywilów z ZSRS do Iranu. W maju 1943 r. w Sielcach nad Oką podległy Stalinowi Związek Patriotów Polskich (ZPP) rozpoczął tworzenie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Wstępowali do niej rozsiani po łagrach i więzieniach ZSRS Polacy, pochodzący głównie z Kresów RP. Jak wielu z nich wspominało po wojnie, "nie zdążyli wydostać się z ZSRS wraz z armią Andersa".
Dowódcą liczącej ponad 12 tys. żołnierzy 1. Dywizji był ppłk Zygmunt Berling, który wbrew rozkazowi o ewakuacji Armii Polskiej na Wschodzie pozostał w ZSRS. Na mocy rozkazu nr 36 wydanego przez gen. Andersa został zdegradowany do stopnia szeregowca i wydalony z szeregów WP. 26 lipca 1943 r. sąd polowy WP skazał go zaocznie na karę śmierci za dezercję.
Struktura 1. DP była oparta na modelu typowej gwardyjskiej dywizji piechoty wzmocnionej jednostkami pancernymi. Ponieważ zdecydowana większość przeszkolonych przed wojną, doświadczonych oficerów WP została zamordowana w 1940 r. w Katyniu, kadrę dowódczą 1. Dywizji stanowili sowieccy oficerowie lub nieliczni ulegli Sowietom polscy oficerowie.
"Żołnierzy dywizji szkolono w pośpiechu - zamiast 90 dni szkolenie trwało zaledwie 64 dni, tak by weszli do akcji 1 września, w czwartą rocznicę niemieckiej agresji na Polskę. Dla komunistów z ZPP, z Wandą Wasilewską na czele, od właściwego wyszkolenia żołnierzy bardziej liczył się doraźny efekt propagandowy" - powiedział PAP historyk z Wojskowego Biura Historycznego w Warszawie i autor monografii "Czołgi pod Lenino" dr Kamil Anduła.
"Po bitwie pod Kurskiem w lecie 1943 r. Niemcy utracili strategiczną inicjatywę na froncie wschodnim, a Sowieci podjęli co najmniej kilkanaście prób przeprowadzenia operacji zaczepnych, które jednak się nie powiodły. Front Zachodni gen. Wasilija Sokołowskiego i wchodzące w jego skład cztery armie, w tym 21. Armia gen. por. Nikołaja Kryłowa oraz 33. Armia gen. Wasilija Gordowa, miały opanować obszary pomiędzy Dźwiną a Dnieprem, tzw. bramę smoleńską z Orszą i Witebskiem, otwierając dostęp w kierunku Mińska Białoruskiego" - zwrócił uwagę.
W skład 33. Armii wchodziła m.in. 1. Dywizja Piechoty, która 10 października 1943 r. zajęła pozycje wyjściowe pomiędzy 42. a 290. sowiecką dywizją strzelecką. Sowieci postawili jej zadanie sforsowania niewielkiej rzeki Mierei i opanowania niemieckiej linii obrony na jej zachodnim brzegu, a następnie zdobycie rejonu pomiędzy wsiami Połzuchy i Trigubowa. Ukształtowanie terenu sprzyjało Niemcom - ich pozycje znajdowały się na dwóch wzgórzach, zaś bagnisty wschodni brzeg utrudniał polskim czołgistom dotarcie do przepraw przez Miereję.
Przeciwnikiem Polaków była wchodząca w skład XXXIX Korpusu Pancernego 337. Dywizja Piechoty gen. por. Otto Schünemanna. Niemieckie oddziały na odcinku Lenino-Bajewo liczyły co najmniej dziewięć tys. żołnierzy. Wspierało ich kilkadziesiąt dział szturmowych oraz co najmniej kilkadziesiąt bombowców nurkujących Junkers Ju-87 "Stuka" (sztukas) z Luftflotte 6. gen. por. Roberta von Greima.
Bitwa rozpoczęła się 12 października 1943 r. rano od sowieckiego ostrzału artyleryjskiego pozycji nieprzyjaciela. Kanonada trwała jednak krócej, niż ustalono przed walką, gdyż zapas zgromadzonej amunicji okazał się niewystarczający do sparaliżowania niemieckiej obrony. Polscy żołnierze dotarli do Trigubowej i Połzuch i osiągnęli pierwszą linię nieprzyjacielskich okopów, jednak ponieśli poważne straty. Po południu Niemcy odbili Trigubową.
Część oddziałów z 1. i 2. Pułku Piechoty "dostało się pod ogień naszej artylerii. Wskutek tego piechota zaległa, powstało zamieszanie, szyki bojowe pomieszały się" – raportował po walce szef Zarządu Politycznego Frontu Zachodniego gen. Wasilij Makarow.
Berlingowcy utracili Połzuchy i Trigubową. Polskie pozycje były wielokrotnie atakowane bombami "sztukasów". Piechurzy nie otrzymali obiecanego wsparcia ze strony 1. Pułku Czołgów ppłk. Wojnowskiego. "Gen. Berling chciał oddać Wojnowskiego pod sąd wojskowy, ale ten ukrył się w sztabie 33. sowieckiej armii" - wskazał historyk z WBH.
"Zaniedbano wykonania przez saperów utwardzonych podjazdów do przeprawy i liczne T-34 z polskimi załogami ugrzęzły w torfie i błocie, nie osiągając nawet rzeki Mierei. Kilka czołgów przeprawiono dopiero nocą. Zawodziła obrona przeciwlotnicza, łączność i transport amunicji na pierwszą linię" - wyjaśnił.
"Ewakuacja rannych była pod psem. Baon sanitarny pracował dobrze, ale w pułkach służba sanitarna spisała się niżej krytyki" - mówił gen. Berling tuż po bitwie.
13 października Luftwaffe wznowiło naloty. Kolejne polskie natarcie załamało się pod ogniem artylerii i niemieckimi bombami. W trakcie krwawych zmagań wieczorem udało się odbić Połzuchy.
Według dr. Anduły "wbrew temu, co pisał we wspomnieniach gen. Berling, nie wstrzymał on polskiego natarcia w drugim dniu bitwy". "Dywizja atakowała dalej przy wsparciu sowieckiego korpusu zmechanizowanego, ale i tak nie zdołała ona przełamać niemieckich linii obronnych" - przypomniał.
"Berling twierdził, że w schronie sztabu 33. Armii doszło do awantury pomiędzy nim a Gordowem, który nakazał wycofanie 1. Dywizji na tyły" - podkreślił, dodając, że wycofanie nastąpiło, gdyż jednostka nie była już zdatna do walki.
Jednostka utraciła ponad 23 proc. stanu osobowego: 496 poległych i zmarłych, 249 wziętych do niewoli, 519 zaginionych bez wieści oraz 1776 rannych. Historyk szacuje, że 23 żołnierzy zdezerterowało.
"Większość z nich poddała się. Nie mieli wyjścia. Zostali okrążeni, a skończyła się im amunicja. Tak zrobił m.in. por. Adolf Wysocki, którego potem Niemcy wykorzystywali, by opowiadał, jak żyje się w +sowieckim raju+" - mówił PAP w 2016 r. historyk prof. Zbigniew Wawer.
Na podstawie art. 18 Kodeksu Wojskowego Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS Sąd Polowy 1. Armii WP skazał na karę śmierci plutonowego 2. Pułku Piechoty Franciszka Podkowę za "przejście na stronę armii niemieckiej, a następnie jako jeniec niemiecki o dobrowolną działalność propagandową na rzecz III Rzeszy skierowaną przeciwko ZSRR". Wyrok zamieniono na karę więzienia i Podkowa wyszedł na wolność w 1954 r. Wspomniany już por. Wysocki uczestniczył w niemieckich działaniach propagandowych skierowanych do żołnierzy 1 AWP, a po wojnie zbiegł do Argentyny.
"Pod Lenino Polacy wykazali się wolą walki, jednak dało znać o sobie niedostateczne wyszkolenie, fatalne dowodzenie, brak amunicji i inne czynniki, jak nieprecyzjny ogień sowieckiej artylerii rażący własne jednostki. Według Sowietów tak wysokie straty były +normalne+. Dla Stalina polscy żołnierze byli, jak cała armia sowiecka, tylko +mięsem armatnim+, a ich udział w bitwie - użytym wobec aliantów w czasie konferencji w Teheranie argumentem, że oto polscy komuniści stworzyli armię, która walczy z Niemcami" - podkreślił dr Anduła.
"Bitwa pod Lenino była wyjątkowo krwawą bitwą pozycyjną, zakończoną klęską armii sowieckiej. Była jednocześnie wyjątkowym kłamstwem komunistycznej propagandy" - dodał.
Po wojnie stała się "mitem założycielskim". Od 1950 r. 12 października co roku uroczyście obchodzono Dzień Wojska Polskiego, który zastąpił świętowany na pamiątkę Bitwy Warszawskiej 1920 r. Dzień Żołnierza (15 sierpnia). W PRL akcentowano polsko-sowieckie "braterstwo broni", które miało się rozpocząć właśnie pod Lenino.
"Ponieważ znaczna część politycznych elit PRL z gen. Aleksandrem Zawadzkim, Edwardem Ochabem i Włodzimierzem Sokorskim na czele wywodziła się z armii Berlinga, przed 1989 r. nie podejmowano jakiejkolwiek krytyki operacyjnego kontekstu bitwy i metod dowodzenia zarówno w polskich, jak i sowieckich jednostkach" - ocenił historyk.
"W zasobach Wojskowego Instytutu Historycznego były liczne polskie i sowieckie dokumenty źródłowe, które pozwalały odtworzyć ogromną skalę rażących błędów popełnionych przez sowieckie dowództwo. Kompromitowały one nie tylko gen. Gordowa, ale i sowieckich oficerów skierowanych do polskich jednostek. Dlatego dostęp do archiwaliów był ściśle ograniczony do wąskiej grupy +zaufanych+ historyków" - przypomniał badacz dziejów bitwy.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/