Antagonizmy i bójki między kibicami klubów piłkarskich miały tło narodowościowe oraz polityczne – mówi dr Robert Gawkowski, historyk sportu, autor książki „Futbol dawnej Warszawy”.
PAP: Czy w II Rzeczpospolitej byli kibole?
Robert Gawkowski: Ludzie, którzy chodzili przed wojną na mecze piłkarskie, wspominają zwykle, że był spokój i porządek. Ale to nieprawda, dokumenty policyjne i prasa z tamtego czasu mówią coś innego. Chuligańskie zachowania kibiców były sporym problemem. Dochodziło do bójek na stadionach i na ulicach miast, bywało że – szczególnie w niższych ligach - nawet z użyciem noży, pałek i kastetów.
W 1927 niemiecki klub FC Kattowitz grał z Wisłą Kraków, a stawką było mistrzostwo Polski. Sędzia był stronniczy i nie uznał gola dla Niemców. Kibice niemieccy wtargnęli na boisko. Porządek musiało przywracać wojsko. W 1928 r. w Tomaszowie Mazowieckim podczas meczu lokalnego Wojskowego Klubu Sportowego spokój na trybunach także przywracało wojsko, które szturmowało na chuliganów z bagnetami. Kilka lat później na meczu w Tarnowie (Tarnovia-Makkabi Kraków) porządek zaprowadziła dopiero szarża policji konnej „z dobytymi szablami”.
W 1938 roku w Tarnopolu mecz tutejszych miejscowych Kresów z żydowskim klubem Jehuda Tarnopol zakończył się regularną bitwą na noże. Byli ciężko ranni. Polscy kibice zdemolowali żydowskie sklepy w mieście. Burda zakończyła się interwencją wzmocnionych sił policji i interpelacją w tej sprawie żydowskiego koła parlamentarnego w Sejmie.
Spotkania podwyższonego ryzyka miały asystę policyjną. Nie zawsze jednak była ona skuteczna. Jeden z pierwszych większych incydentów wydarzył się 1924 roku w Warszawie, w związku z meczem drużyny Hakoah z Wiednia z Polonią Warszawa. Pół miasta było sparaliżowane z powodu rozruchów. Zajścia te związane były z sytuacja polityczną.
Spotkania żydowskiej drużyny Makabi Warszawa z endecką Koroną Warszawą zawsze były meczami podwyższonego ryzyka.
PAP: Czy kwestie narodowościowe były główną osią konfliktów między klubami i kibicami?
Robert Gawkowski: Nie, równie ważne były antagonizmy polityczne. Przedwojenny sport był bardzo mocno powiązany z polityką. Jeśli warszawska żydowska Gwiazda grała z polską Skrą lub Marymontem, były to mecze przyjaźni, bo wszystkie te kluby były drużynami, które miały orientację socjalistyczną.
Ale z kolei dochodziło do bójek między kibicami żydowskich klubów Makabi z Warszawy oraz Makkabi z Krakowa o orientacji syjonistycznej, a kibicami klubów Czarni Warszawa i Jutrzenka Kraków, powiązanych z Bundem.
Polityczny antagonizm, połączony jednak ze sprawami narodowościowymi, dzielił proendecką Wisłę Kraków z Cracovią, która była otwarta na piłkarzy żydowskiej mniejszości narodowej.
PAP: Mecze odbywały się w obstawie policyjnej?
Robert Gawkowski: Spotkania podwyższonego ryzyka miały asystę policyjną. Nie zawsze jednak była ona skuteczna. Jeden z pierwszych większych incydentów wydarzył się 1924 roku w Warszawie, w związku z meczem drużyny Hakoah z Wiednia z Polonią Warszawa. Pół miasta było sparaliżowane z powodu rozruchów. Zajścia te związane były z sytuacja polityczną. Rząd Grabskiego ustalał wówczas zasady współpracy z mniejszością żydowską i regulował sprawy szkolnictwa mniejszości narodowych. I choć Polonia nie była klubem endeckim - grał w jej barwach Michał Hamburger (warszawski Żyd) - to mecz wywołał reakcje skrajnie nastawionych polskich kibiców. Warszawscy Żydzi natomiast kibicowali nie polskiej, tylko żydowskiej drużynie z Wiednia. Kilka dni później, gdy Hakoah grał z reprezentacją Warszawy, władze tak bały się rozruchów, że przed wejściem na stadion wszystkich rewidowano i chyba po raz pierwszy wokół stadionu ustawiono konne patrole policji. Tym razem było spokojnie.
Z czasem różne narodowości zaczynały utożsamiać się z lokalnym klubem bardziej niż z własną nacją. Tak na przykład było w Warszawie, gdzie niektórzy Żydzi kibicowali Polonii, a niektórzy Polacy wspierali żydowską Gwiazdę.
PAP: Jacy kibice uchodzili za najgroźniejszych?
Robert Gawkowski: Nie robiłem takiego rankingu, ale z pewnością do groźnych kibiców należeli lwowscy batiarzy - sympatycy Pogoni Lwów. Do ich najniewinniejszych zachowań należało rzucanie kasztanami w przyjezdnych piłkarzy. W 1932 r. pobili trzech futbolistów Polonii Warszawa. Stołeczni piłkarze schodzili z boiska pod eskortą policji w takt wyrzucanych w górę lasek i okrzyków: „Warszawskie mordy! Bandyci!”. Pięć lat później z kolei to kibice Czarnych Koszul „popisali się” wybijając szyby w taksówkach wiozących piłkarzy Wisły Kraków.
Chociaż nie istniały zorganizowane grupy kibicowskie, to kibicami niektórych klubów – i uczestnikami rozrób - byli członkowie bojówek partyjnych. Dotyczy to na przykład Świtu Warszawa, związanego z Polską Partią Socjalistyczną dawną Frakcją Rewolucyjną. Mało osób wie, że sympatykiem tego klubu był sławny gangster i polityk zarazem Łukasz Siemiątkowski - „Tata Tasiemka”, który sobie tylko znanym sposobem przekonywał warszawski półświatek do wspierania jego ukochanej drużyny. Gdy został aresztowany, a potem siedział w więzieniu, to Świt zaczął mieć kłopoty finansowe.
Rozmawiał Tomasz Stańczyk (PAP)
tst/ ls/ woj/