Dokonany 75 lat temu przez Herszela Grynszpana zamach na niemieckiego dyplomatę Ernsta vom Ratha posłużył nazistom za pretekst do wywołania pogromu. Zdaniem historyka Armina Fuhrera, zraniony dyplomata mógł przeżyć, ale Hitler doprowadził celowo do jego śmierci, by sprowokować antyżydowskie rozruchy.
17-letni Żyd Herszel Grynszpan dostał się do budynku ambasady Niemiec w Paryżu rano 7 listopada 1938 roku pod pretekstem przekazania ważnego dokumentu. Zaprowadzony przez woźnego do sekretarza ambasady Ernsta vom Ratha, oddał do siedzącego za biurkiem dyplomaty pięć strzałów z rewolweru, wołając, że działa w imieniu prześladowanych Żydów. Dwie kule trafiły 29-letniego dyplomatę w ramię i żołądek. Po zamachu Grynszpan odrzucił broń i dał się obezwładnić pracownikom ambasady, nie stawiając oporu.
Jak powiedział PAP historyk Armin Fuhrer, autor wydanej ostatnio książki "Herschel. Zamach Herszela Grynszpana 7 listopada 1938 roku i początek Holokaustu", zamachowiec był człowiekiem "doprowadzonym do ostateczności" rozpaczliwą sytuacją swoją i swojej rodziny.
Wiadomość o śmierci vom Ratha dotarła do Niemiec 9 listopada. W Monachium naziści obchodzili w tym dniu rocznicę nieudanego puczu z 1923 roku. W przemówieniu do funkcjonariuszy NSDAP Goebbels dał do zrozumienia, że partia nie będzie się sprzeciwiała "spontanicznym" wybuchom gniewu ludu. W Rzeszy mieszkało wówczas około pół miliona Żydów.
Urodzony w Hanowerze Grynszpan po ukończeniu szkoły wyemigrował w poszukiwaniu zajęcia do Brukseli, a potem, w sierpniu 1936 roku do Paryża, gdzie przygarnęli go krewni ojca. Podejmowane przez niego próby emigracji do USA lub Palestyny spaliły na panewce. We Francji przebywał nielegalnie, a powrót do Niemiec nie wchodził w rachubę ze względu na nazistów.
Czarę goryczy przepełniła wiadomość, którą otrzymał 3 listopada od swej siostry. Dowiedział się z niej, że cała jego rodzina ze względu na brak niemieckiego obywatelstwa została deportowana przez władze niemieckie z Hanoweru do Polski. Między 27 a 29 października naziści odstawili do granicy z Polską blisko 17 tys. Żydów mających polskie obywatelstwo.
Jak zeznał Grynszpan, kartka od siostry była bezpośrednim powodem decyzji o zamachu. "Chciałem zaprotestować" - powiedział.
Jak twierdzi Fuhrer, Hitler i szef hitlerowskiej propagandy Joseph Goebbels natychmiast zorientowali się, że zamach może stanowić wymarzony pretekst do rozprawy z Żydami. Hitler zdecydował o wysłaniu do Paryża swojego osobistego lekarza Karla Brandta, który już w dzień po zamachu, wraz z jeszcze jednym medykiem, znalazł się przy łóżku rannego.
Zdaniem historyka dokumenty świadczą o tym, że stan zdrowia ofiary początkowo szybko się poprawiał, jednak już wieczorem nastąpiło nagłe pogorszenie. 9 listopada po południu vom Rath zmarł w wyniku niewydolności układu krążenia.
Fuhrer podkreśla, że niemieccy lekarze zdiagnozowali u pacjenta gruźlicę żołądka i jelit będącą następstwem zakażenia wskutek kontaktów homoseksualnych, jednak utrzymali tę wiadomość w tajemnicy. Zdaniem historyka można było uratować życie dyplomaty, gdyby lekarze od razu zastosowali konieczne w takiej sytuacji środki.
Brandt miał pośrednio przyznać, że władze miały udział w śmierci Ratha. "Nie poinformowaliśmy o gruźlicy, gdyż zakłóciłoby to związek przyczynowo-skutkowy między strzałami Grynszpana a śmiercią młodego dyplomaty" - cytuje Fuhrer wypowiedź Brandta z 1941 roku.
Na rzecz tej tezy świadczyć mają też dokumenty z archiwum niemieckiego MSZ. W projekcie telegramu, który miał wysłać do rannego dyplomaty szef MSZ Joachim von Ribbentrop, jest mowa o "lekkich obrażeniach". Nieco późniejsza wersja całkowicie różni się od pierwotnej. Zdaniem Fuhrera szef MSZ został w międzyczasie poinformowany przez Hitlera lub Goebbelsa o ich planach wykorzystania zamachu do sprowokowania antyżydowskich rozruchów.
Fuhrer przypomina, że wśród członków nazistowskiej partii NSDAP od dłuższego czasu narastało niezadowolenie z powodu - ich zdaniem - zbyt łagodnego traktowania Żydów. Agresywne nastroje widoczne były już dwa lata wcześniej, jednak ze względu na olimpiadę w Berlinie władze zapobiegły w 1936 roku zamieszkom. "Hitler i Goebbels wiedzieli, że muszą zareagować na niezadowolenie mas; zamach spadł im z nieba" - pisze historyk.
Wiadomość o śmierci vom Ratha, uznanego natychmiast za nazistowskiego męczennika, dotarła do Niemiec 9 listopada wieczorem. W Monachium naziści obchodzili akurat w tym dniu rocznicę nieudanego puczu z 1923 roku. W przemówieniu do funkcjonariuszy NSDAP Goebbels dał wyraźnie do zrozumienia, że partia nie będzie się sprzeciwiała "spontanicznym" wybuchom gniewu ludu. W Rzeszy mieszkało wówczas jeszcze około pół miliona Żydów.
Historyk Hermann Graml podaje, że w nocy z 9 na 10 listopada spalono i splądrowano kilkaset synagog; co najmniej 8 000 żydowskich sklepów zostało obrabowanych i zniszczonych przez motłoch; śmierć poniosło około stu osób. Około 30 tys. Żydów deportowano do obozów koncentracyjnych.
Listopadowy pogrom, nazwany nocą kryształową, był "wstępem do Holokaustu" - ocenia historyk Michael Wolffsohn.
Po zajęciu Francji w 1940 roku przez Wehrmacht Grynszpan wpadł w ręce Niemców. Deportowano go do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen pod Berlinem. Miał być główną postacią pokazowego procesu, w którym naziści zamierzali udowodnić istnienie "spisku światowego żydostwa", jednak ze względu na zmianę sytuacji na frontach na niekorzyść Niemiec proces się nie odbył. Grynszpan zginął prawdopodobnie w Sachsenhausen, choć brak na to ostatecznego dowodu - mówi Fuhrer.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ mc/