„Nie tylko Ulmowie. Historie o Polakach ratujących Żydów na Podlasiu” Pawła Kornackiego nie jest książką „czarno-białą”. Bo, jak pisze autor „w czasie II wojny światowej Polacy pomagali Żydom, ale również ich wydawali, okradali i zabijali”. Podkreśla jednak, że praca ta jest hołdem złożonym ludziom niezwykłym.
W „Nie tylko Ulmowie” Paweł Kornacki zamieszcza kilkadziesiąt relacji dotyczących dramatycznych losów Żydów oraz tych, którzy ukrywali Żydów podczas niemieckiej okupacji na Podlasiu. Przypomina na wstępie, że to tylko część niezwykłych historii, gdyż samych odznaczonych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata przez izraelski Instytut Yad Vashem jest ok. 150 osób i całych rodzin z Podlasia.
Kornacki wskazuje, że Holokaust na Podlasiu zaczął się zaraz po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Jego preludium było spalenie Wielkiej Synagogi i pogrom ludności w Białymstoku, którego Niemcy dopuścili się 27 czerwca 1941 r.
Podkreśla, że okupanci zmuszali miejscowa ludność do udziału w obławach na Żydów. Nie ukrywa, że „w warunkach wojennej degrengolady wielu lokalnych opryszków z chwytania Żydów uczyniło zyskowny proceder”. Zaznacza, że tym bardziej „niezmierzony podziw i szacunek należą się tym, którzy przez miesiące, a nawet lata ukrywali Żydów”, każdego dnia kładąc na szali życie własne i swojej rodziny. „Nie mieli pewności czy wyda ich sąsiad i czy kolejna niemiecka rewizja nie okaże się skuteczna. W tych okolicznościach decyzja o wspieraniu Żydów wydaje się skrajnie irracjonalna” – ocenia.
Autor zamieszcza w książce historie niezwykłe. Bohaterem jednej z nich jest ksiądz Stanisław Falkowski z Piekut, który przyszedł z pomocą m.in. Józefowi Fajwiszysowi. Ukrywał go, pomógł załatwić dokumenty na nazwisko Józef Kutrzeba. Zorganizował mu posadę korepetytora wójta z Szepietowa. Kiedy sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna, wówczas ksiądz poradził Józefowi, żeby zgłosił się jako ochotnik na wyjazd na roboty do Rzeszy. „Fajwiszys udał się do amtskomisarza Szepietowa o nazwisku Thamm i przedstawił mu swój zamiar. Uszczęśliwiony tym rzadkim zdarzeniem urzędnik zapewnił mu pokoik w Szepietowie, pozwolił przychodzić do swojej kuchni na obiady, a nawet polecił chłopcu, by towarzyszył jego dzieciom w charakterze guwernera. Po skompletowaniu transportu sam zawiózł Józefa do Łomży. Młody Żyd trafił początkowo do Prus Wschodnich, potem do Gdańska, Berlina, a w końcu do Monachium” – relacjonuje Kornacki. W tym mieście Fajwiszys pozostał po wojnie, a następnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Inna historia nie jest już tak niezwykła i nie kończy się happyendem. W okolicach Trzciannego ukrywali się nieznany z nazwiska Berko i jego dorosły syn. Pomoc znaleźli m.in. u Klepadłów z położonej na południe od Trzciannego Nowej Wsi. „Klepadłowie znali Berka jeszcze sprzed wojny. Ukryli go latem 1943 r. (…) Nad ranem 23 grudnia 1943 r. żandarmi z Moniek wtargnęli do zabudowań Klepadłów. (…) Żydów rozstrzelano niedaleko Moniek, a Polacy trafili do aresztu w tej samej miejscowości” – pisze autor. Informuje, że tam „dostali się w ręce polskich policjantów na służbie niemieckiej”. Następnie cytuje świadka, którzy opowiada, jak ci funkcjonariusze ich maltretowali. Ostatecznie „Józefa i Mieczysława Klepadłów przetransportowano do więzienia w Białymstoku, a 11 stycznia 1944 r. rozstrzelano” – dowiadujemy się tekstu.
W pracy „Nie tylko Ulmowie” znajdują się relacje mówiące o ratowaniu dzieci żydowskich. Stanisław Jaromiński z żona Bronisławą nie mieli dzieci, zaopiekowali się „dziewczynką o imieniu Perla, która była córka Żyda z Knyszyna o nazwisku Choroszucha”. Ochrzcili dziecko i dali jej na imię Regina. „Podobno wszyscy urzędnicy w Knyszynie wiedzieli o jej pochodzeniu, lecz nikt go nie wydał. Sprawa wyszła na jaw dopiero na miesiąc przed ewakuacją Niemców. Jaromiński przekonał jednak okupantów, że ochrzcił dziewczynkę za wiedzą poprzedniego amtskomisarza. Żona Jaromińskiego zabrała ją wtedy i uciekła do lasu. Regina przeżyła.
Jednak po wojnie do Jaromińskich zaczęli przyjeżdżać Żydzi, żądając oddania dziecka. „Po dziewczynkę przyszło trzech lub czerech ludzi, pobili Stanisława; jeden z nich nazywał się Szuster” – zeznała krewna Jarosińskiego. Autor książki wyjaśnia, że Mojżesz Szuster, pochodził z pobliskiej Jasionówki i po wojnie stał się „jedną z najmroczniejszych postaci w białostockim Urzędzie Bezpieczeństwa”. Regina została odebrana Jarosińskim.
Podobnie wyglądała historia Józia. „3 listopada 1943 r. Janina Niemałocznow znalazła pod płotem niemowlę. (…) Znalezienie niemowlęcia sołtys Jabłoni Kościelnej Stanisław Zaręba zgłosił na posterunek żandarmerii, przekazując Niemcom, że jest to Polak. Ci wyrazili zgodę, aby mieszkańcy wsi się nim zaopiekowali. U Jabłońskich chłopiec (któremu dano na imię Józef) szczęśliwie przeżył okupację” – pisze Kornacki. Dodaje, że „po wojnie do domu Jabłońskich przyjeżdżali Żydzi (…) żądali, aby oddano im dziecko. Jabłońscy odmawiali, obiecując, że jeśli zgłosi się rodzina, to je zwrócą.”
Następnie dowiadujemy się, że „w lutym 1947 r. do ich domu wtargnęło dwóch lub trzech uzbrojonych mężczyzn”. „(…) zwrócili się do chłopca: `Jak ty się nazywasz? Józik?, a gdy ten potwierdził, złapali go za ręce i wynieśli z mieszkania`”. Słuch po chłopcu zaginął.
Po latach Janina, przybrana siostra Józika mówiła: „Traktowaliśmy go jak młodszego brata. On mówił do rodziców `mamusiu` i `tatusiu`. Mamusia do śmierci nie mogła przeboleć tego, że w taki podstępny sposób załatwiono sprawę”.
Paweł Kornacki przyznaje w zakończeniu książki, że „w opisanych historiach wielokrotnie przejawia się wątek porywania po wojnie przez Żydów ocalałych dzieci żydowskich przebywających w polskich rodzinach”. „Jeden ze sprawców tych dramatów Jeszuajahu Druckner po latach tłumaczył: `Według mnie każda droga, która prowadziła do wyswobodzenia dziecka żydowskiego, była dopuszczalna`”. Przyznawał jednocześnie, że w większości przypadków dzieci, które ocalały w polskich rodzinach, nie chciały się z nimi rozstać. „Dla wielu z nich powrót do wspólnoty żydowskiej wywoływał kryzys psychologiczny (…). Bo przecież dziecko znalazło w danej rodzinie swoje miejsce i dom, ta rodzina czasem kochała je bardziej, czasem mniej, jednak byli to ludzie, do których mogli się zwracać i powiedzieć tato, mamo. A my przyszliśmy, odebraliśmy je i zrobiliśmy z niego dziecko całego społeczeństwa” – autor książki cytuje Drucknera.
Na koniec Kornacki podsumowuje: „W czasie II wojny światowej Polacy pomagali Żydom, ale również ich wydawali, okradali i zabijali. Choć niemniejsza praca dotyczy ratowania, to zawiera też opisy mrocznych przypadków. Zadaniem autora nie jest usprawiedliwienie popełnionych zbrodni, niemniej stale należy pamiętać, że to Niemcy stworzyli warunki, w których zbrodnia stała się cnotą, a czynów moralnych dokonywali ludzie niezwykli. Niniejsza publikacja jest hołdem dla tych ostatnich.” (PAP)
Książkę Pawła Kornackiego „Nie tylko Ulmowie. Historie o Polakach ratujących Żydów na Podlasiu” opublikowało Wydawnictwo Instytutu Pamięci Narodowej w ramach Centralnego Projektu Badawczego IPN: „Dzieje Żydów w Polsce i stosunki polsko-żydowskie w latach 1917–1990”.
Autor: Wojciech Kamiński