Dyrekcja Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zaprezentowała w sobotę 18 stycznia zmiany na wystawie głównej. Poprzednikom, w tym Karolowi Nawrockiemu, zarzuciła m.in. manipulację w prezentowaniu danych na wystawie. Były wicedyrektor muzeum dr Marek Szymaniak stwierdził, że było to "przedstawienie odbiorcy różnych poglądów".
W sobotę 18 stycznia zaprezentowano zmiany w wystawie stałej Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. W ramach prac konserwatorskich i remontowych, które trwały 10 dni, przebudowano niektóre tzw. ekspozytory i zmieniono ich położenie, a także wymieniono posadzkę w sekcji wystawy poświęconej przymusowym przesiedleniom prowadzonym przez niemiecki i radziecki totalitaryzm.
"Byliśmy wielokrotnie atakowani, że nie jesteśmy muzeum polskim, że nie prowadzimy polskiej polityki historycznej. Oskarżano nas o to, że jesteśmy muzeum niemieckim czy też brukselskim" - zaczął konferencję prasową p.o. dyrektor muzeum prof. Rafał Wnuk.
Zaznaczył, że muzeum jest "wyjątkowe w wielu wymiarach". "Opowiadamy historię Polski i opowiadaliśmy historię Polski, także w jej martyrologicznym i heroicznym wymiarze" - powiedział.
Wyjaśnił, że wprowadzając zmiany w wystawie, jej autorzy "chcieli być zgodni z tym, co zwykło się nazywać rzemiosłem muzealnym". Wskazał trzy powody wprowadzenia zmian. "Chcieliśmy, aby muzeum opowiadało historię zgodną z tym, jaką ona rzeczywiście była, bo racją stanu Polski jest wiarygodna historia. (...) Część zmian wynika z tego, iż nasi poprzednicy: dr Nawrocki (Karol Nawrocki, prezes IPN, kandydat na prezydenta RP - PAP) oraz dr hab. Grzegorz Berendt nie mieli serca do tej wystawy i w wielu miejscach ją po prostu zaniedbali" - ocenił.
Pierwszy dyrektor muzeum prof. Paweł Machcewicz podkreślił, że wystawy "muszą być oparte na faktach i prawdzie historycznej". Zaznaczył, że muzeum II wojny światowej pokazuje bohaterstwo i martyrologię narodu polskiego. "Ten naród nie potrzebuje upiększania, że jego historia była dramatyczna i heroiczna w wielu wymiarach (...) nie potrzebujemy tego wspomagać jakimikolwiek manipulacjami historycznymi" - stwierdził.
Dodał, że w ocenie współtwórców wystawy to, co zostało wprowadzone przez poprzednią dyrekcję, "w wielu elementach było manipulacją". "Te dodatki do wystawy w wielu kwestiach zafałszowywały historię" - ocenił.
Jego zdaniem przykładem jest opisany stosunek Polaków do zagłady Żydów. "My pokazywaliśmy już od samego początku Polaków ratujących Żydów, ale także inne postawy Polaków, takie jak Polaków wydających Żydów czy Polaków zabijających Żydów. Natomiast te zmiany, które zostały wprowadzone po 2017 roku (dyrektorem muzeum został wówczas Karol Nawrocki - PAP), w naszym przekonaniu były w dużej mierze manipulacjami" - stwierdził.
Dodał, że poprzednia dyrekcja, wprowadzając na wystawę rodzinę Ulmów, sugerowała, że tak jak ta rodzina zachowywali się wszyscy Polacy. "To niestety nie jest prawdą. Były różne postawy Polaków" - przypomniał historyk.
Rzeczniczka muzeum Aleksandra Trawińska podała, że na wystawie rozszerzono opowieść o rtm. Witoldzie Pileckim, który został zaprezentowany jako postać ikoniczna w części wprowadzającej do sekcji "Opór". Przekazała, że jest to drugie miejsce na wystawie, gdzie pojawia się historia rotmistrza.
Ekspozycja została także wzbogacona o pamiątkę po rodzinie Ulmów – książkę z podpisem Józefa Ulmy. Trawińska przypomniała, że dzięki uprzejmości jego bratanka Jerzego Ulmy i Instytutu Pileckiego eksponat można było oglądać w muzeum od listopada ub.r. Dodała, że teraz artefakt został wkomponowany w wystawę główną.
Do muzeum "powróciły" przedmioty wycofane przez Karola Nawrockiego. Są to: przestrzelony polski hełm z września 1939 r. – do sekcji poświęconej cenie wojny; radziecka gra planszowa ilustrująca wszechobecną w systemie ZSRR indoktrynację ideologiczną – do sekcji poświęconej radzieckiemu totalitaryzmowi; makata wykonana prawdopodobnie przez przedstawicieli mniejszości narodowych w przedwojennej Polsce, sławiąca wkroczenie Armii Czerwonej na ziemie polskie po 17 września 1939 r. – do sekcji poświęconej agresji ZSRR na Polskę; a także ukrywana przez rodzinę prof. Gruszkowskiego flaga polska ze Lwowa – do sekcji mówiącej o "repatriacji" ludności polskiej z odebranych ziem wschodnich.
Zmieniono tablicę ukazującą krwawy bilans wojny, uwzględniając straty podawane w liczbach bezwzględnych. Na wystawie pojawiły się też nowe treści dotyczące partyzantki w wybranych krajach okupowanej Europy. Natomiast przywrócony w maju 2024 r. film "Dyptyk", wieńczący zwiedzanie, uzupełniono o sceny przedstawiające kluczowe wydarzenia z lat 2017–2023.
Autorzy wystawy dokonali ponadto korekt stylistycznych i poprawek błędów wskazywanych przez pracowników i zwiedzających. Prace remontowe na wystawie głównej potrwają do 10 lutego w sekcji katyńskiej i w przestrzeni dotyczącej deportacji i przesiedleń. Natomiast 21 stycznia zostanie otwarta wystawa "Podróż w czasie".
Po konferencji prasowej zmienioną wystawę obejrzał były zastępca dyrektora muzeum, obecnie dyrektor gdańskiego oddziału IPN dr Marek Szymaniak.
Między nim a dyrekcją muzeum doszło do spięcia i wymiany zdań. Szymaniak zarzucił nowym szefom muzeum, że nie został wpuszczony na konferencję prasową. Prof. Machcewicz podkreślił, że była ona przeznaczona jedynie dla dziennikarzy.
Po krótkim oprowadzeniu po wystawie dr Szymaniak zorganizował konferencję, na której zarzucił obecnej dyrekcji m.in. usunięcie z wystawy zdjęcia rodziny Ulmów i wielkoformatowego plakatu z podobizną św. ojca Maksymiliana Kolbego.
Odniósł się także do zarzutów nowego kierownictwa muzeum m.in. o manipulację prezentowanych na poprzedniej wystawie liczby Żydów wyratowanych z Holokaustu. "Na wystawie podaliśmy liczbę od 30 do 100 tys. wyratowanych Żydów. Prof. Machcewicz mówił, że informacja o tym, że ponad 100 tys. Żydów zostało uratowanych przez Polaków jest manipulacją. Odwołam się do literatury, prof. Norman Davis napisał, że zostało uratowanych ok. 150 tys. Żydów" - powiedział.
"Nie godzę się na to, żeby takie treści nazywać manipulacją. To jest rzetelne przedstawienie odbiorcy różnych poglądów na temat liczby Żydów wyratowanych w trakcie II wojny światowej z Holokaustu" - podkreślił były wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej.
Spór o wystawę główną w MIIWŚ toczył się od 2017 r., czyli od otwarcia placówki, którą budował i przygotowywał zespół pod kierownictwem prof. Pawła Machcewicza. Dwa tygodnie po otwarciu muzeum zastąpił go na stanowisku dr Karol Nawrocki, który wcześniej był naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku. Nowe kierownictwo zmieniło wystawę główną, której autorami byli Machcewicz, Janusz Marszalec (obecny zastępca dyrektora MIIWŚ), Piotr M. Majewski i Rafał Wnuk (obecnie p.o. dyrektor MIIWŚ). Nie zgodzili się oni ze zmianami, traktując je "jako ingerencję polityczną w przekaz ideowy wystawy oraz naruszenie praw autorskich".
W kwietniu ub.r. kierownictwo nad muzeum przejęli Wnuk i Marszalec. Zdaniem obecnych władz muzeum i twórców pierwotnej wystawy głównej działania dyrektora Nawrockiego "wypaczyły sens stworzonej przez autorów opowieści".
Pod koniec czerwca ub.r. MIIWŚ poinformowało o powrocie "do pierwotnej wizji autorów sekcji +System obozów koncentracyjnych+ i +Droga do Auschwitz+ części wystawy zatytułowanej +Groza wojny+". Jak stwierdzono, w pierwszej z nich "nie bez powodu nie było przedwojennych fotografii więźniów ani historii powszechnie znanych osób".
"Pokazano za to takie elementy codzienności, jak obozowy reżim, głód, eksperymenty medyczne, opór, czas wolny itp. Wprowadzenie gabloty poświęconej wyłącznie duchownym rzymskokatolickim oraz zawieszenie w centralnych punktach tej przestrzeni portretów o. Kolbego i rtm. Pileckiego zaburzyło antropologiczny charakter narracji" - podkreślono.
Jak zaznaczono, podobnie umieszczenie wielkoformatowej fotografii rodziny Ulmów w sekcji "Droga do Auschwitz", opowiadającej o śmierci więźniów w obozach masowej zagłady "rozbiło kompozycję artystyczną".
Przywrócenie ekspozycji z 2017 roku, czyli m.in. usunięcie z niej rodziny Ulmów, zdjęcie z wystawy dużej fotografii rotmistrza Witolda Pileckiego było dyskutowane m.in. przez polityków na posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Stały się także powodem protestu zorganizowanego przed budynkiem muzeum. (PAP)
pm/ lm/