Muzea nie są już niedostępnymi świątyniami dla elit. Publiczność bywa w nich chętnie i tłumnie. Powstała moda na muzeum - mówi Agnieszka Lajus, dyrektorka Muzeum Narodowego w Warszawie.
PAP: Prawie trzydzieści lat temu związała pani swoją biografię zawodową z Muzeum Narodowym w Warszawie. A od niedawna kieruje pani tą placówką. A zatem kustosz zmienił się w dyrektora.
Agnieszka Lajus: Od roku pełniłam obowiązki szefa Muzeum Narodowego, a w styczniu 2025 r. w wyniku konkursu powierzono mi stanowisko dyrektorki.
PAP: A zatem mogę zapytać, co się działo przez ostatni rok w muzeum oraz jakie są plany na bieżący sezon i wizje na przyszłość?
A.L.: Miniony rok był czasem sukcesów wystawienniczo-naukowych. Szerokim echem odbiła się wystawa malarstwa Józefa Chełmońskiego; był to absolutny rekord frekwencyjny. Ponad 200 tysięcy osób odwiedziło w tym czasie nasze muzeum i w dużej mierze skorzystało z bogatego programu towarzyszącego ekspozycji: oprowadzań, zajęć edukacyjnych, koncertów. Przypomnę, że najbardziej popularne wystawy zgromadziły w ostatnich latach znaczącą, ale jednak nie tak liczną publiczność: obrazy Pabla Picassa obejrzało 143 tys. osób, a prace Witkacego – 111 tys. osób.
Przed Chełmońskim w 2024 r. mieliśmy ważną wystawę – „Surrealizm. Inne mity”. Ten pionierski projekt zdefiniowania polskiego surrealizmu cieszył się również dużym zainteresowaniem publiczności i historyków sztuki. A zatem w MNW odbyły się dwie bardzo ważne wystawy na polskiej scenie muzealnej.
Pokazem rzeźb Aliny Ślesińskiej przywróciliśmy w ubiegłym roku działalność wystawienniczą w naszym oddziale – w Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Królikarni. Królikarnia się odradza.
PAP: A jak się wygląda obecny plan wystaw?
A.L.: Kolejny rok wystawienniczy zainaugurowaliśmy małym, ale ważnym pokazem w Galerii Sztuki Średniowiecznej. Zaprezentowaliśmy Biblię Gutenberga - wyjątkowe dzieło rzemiosła drukarskiego. Koniec marca to z kolei wspaniała wystawa „Autoportrety”, poświęcona twórczości plejady polskich twórców współczesnych. Pomysł takiej ekspozycji powstał we współpracy ze Stowarzyszeniem „Przyjaciele Muzeum Narodowego w Warszawie”, które koordynowało akcję pozyskiwania funduszy na zakup dzieł. Obiekty, instalacje, obrazy, poprzez które wypowiadają się współcześni twórcy, stały się własnością MNW; weszły do naszej kolekcji.
Przy tej okazji warto podkreślić, jak ważne jest dla takich placówek, jak nasze muzeum, otwarcie się na donacje i budowanie sieci kontaktów. Piękna tradycja darów, filantropii leży u podstaw naszego muzeum. Tkwi w DNA tej instytucji. Zamierzamy do tych wzorców sięgać. Muzeum służy społeczeństwu i w pewien sposób doń należy.
Agnieszka Lajus: Zależy mi na tym, aby muzeum było otwarte, żeby było miejscem dyskusji, ścierania się rozmaitych poglądów, opinii, aby było inspirujące dla wszystkich.
Kolejną wystawę „Drogi do Jerozolimy” planujemy w kwietniu. Będzie to opowieść o wielokulturowym, wieloreligijnym obliczu tego niezwykłego miasta, które, niestety, w najnowszej historii kojarzy się nam z konfliktami, a powinno ze wspaniałą historią i kulturą. Wystawa to także opowieść o Warszawie i naszym muzeum, które mieści się właśnie: w Alejach Jerozolimskich 3.
W maju zaproponujemy wystawę rzeźby, stanowiącą część projektu naukowo-badawczego prowadzonego przez Muzeum Rzeźby w Królikarni. Jak już mówiłam – Królikarnia się odradza. Po pokazie rzeźb Ślesińskiej proponujemy „Kierunek Paryż. Polskie artystki z pracowni Bourdelle'a”. Wystawa będzie ukazywać twórczość wybranych artystek i poszukiwanie przez nie własnego stylu, indywidualnej drogi.
Kolejną ekspozycję o metaforycznym tytule „Czarny karnawał” chcemy otworzyć w październiku.
PAP: O ile wiadomo, pani jest jej kuratorem?
A.L.: Prace nad tą wystawą rozpoczęły się w czasach, kiedy jeszcze nie byłam dyrektorką. Dzięki współpracy polsko-belgijskiej realizujemy wystawę konfrontującą ze sobą dwóch oryginalnych, zupełnie wyjątkowych artystów przełomu XIX i XX wieku. Będzie to zestawienie twórczości Belga Jamesa Ensora, malarza, grafika, przedstawiciela wczesnego ekspresjonizmu oraz jednego z naszych czołowych symbolistów i prekursora ekspresjonizmu Witolda Wojtkiewicza. Jego sztuka powinna wejść do międzynarodowego obiegu!
Wystawa może być formą namysłu nad dialogiem polsko-belgijskim, nad ówczesną filozofią sztuki, teorią teatru, marionetki, maski. Kontakty zagraniczne zawsze mają dobry wpływ na widzenie swojej własnej kultury. Inspirują i rozwijają, pozwalają nabrać dystansu, a może i upewnić się, że nie trzeba mieć kompleksów.
Jesienią, w związku z tym, że 2025 jest Rokiem Olgi Boznańskiej poszerzymy prezentację dzieł tej wspaniałej malarki w stałej Galerii Sztuki XIX Wieku. Będzie to pokaz prac Boznańskiej z naszych zbiorów, obudowany programem edukacyjnym, wykładami.
Tyle na najbliższy rok. Mamy też oczywiście plany sięgające znacznie dalej, różnorodne, uwzględniające przebogate zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie. To ponad 860 tysięcy dzieł sztuki polskiej i światowej, od antyku do współczesności.
PAP: Wystawy to najbardziej widoczna część pracy muzealników, przynosząca im satysfakcję, bliska sercu publiczności. A co słychać poza salami wystawowymi?
A.L.: Cieszymy się, że udało nam się rozwiązać także część problemów związanych z magazynowaniem dzieł sztuki.
PAP: Czyli i pani udziałem stało się odwieczne dążenie dyrektorów placówek muzealnych do powiększenia powierzchni magazynów, znaczącego poprawienia warunków przechowywania zbiorów?
A.L.: Raport NIK wykazał i napiętnował trudne warunki przechowywania mebli znajdujących się w tymczasowym magazynie w Tarczynie oraz w Otwocku. To zobligowało nas do działania. Szczęśliwie udało się znaleźć magazyn przy ul. Puławskiej, który doskonale spełnia normy budynku odpowiedniego do przechowywania dzieł sztuki: ma np. wzmocnione stropy, windę towarową, rampę, dojazd.
Tam chcemy umieścić zbiory wzornictwa i mebli. W najbliższych latach udostępnimy je publiczności w formule magazynu otwartego. Jeśli chodzi o metody, logistykę przechowywania zbiorów korzystamy ze sprawdzonych rozwiązań z innych muzeów, w tym m.in. londyńskiego Muzeum Wiktorii i Alberta –największego muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego, którego kolekcje liczą 4,5 mln eksponatów.
PAP: Czym pani zaintrygowała, przekonała do siebie komisję konkursową? Co stanowi esencję pani autorskiego „programu dla muzeum”?
A.L.: Rozwój i relacyjność, które podążają za dynamiką społecznych zmian to główne hasła mojego programu. Muzea, nie są już dzisiaj niedostępnymi świątyniami, z których korzystały tylko elity, lecz miejscami ważnej społecznej misji. Zadaniem muzeów jest nie tylko zapewnienie kontaktu ze sztuką, z dziełami, edukacja, ale prowadzenie społecznego dialogu, inkluzywność, czyli podejście gwarantujące eliminację barier i dyskryminacji. To ważne, by każdy czuł się u nas w muzeum mile widziany, ceniony, szanowany bez względu na to kim jest i skąd pochodzi.
A że kontakt z dziełami sztuki odbywa się na różnych poziomach, propozycja programowa zatem też musi być różnorodna, uwzględniająca najmłodszych widzów, ale także – co ważne - widzów z grup zagrożonych wykluczeniem czy ze szczególnymi potrzebami. Będziemy rozwijać kompetencje muzeum, polegające na dostosowaniu placówki do potrzeb rozmaitych grup zwiedzających.
Ważnym punktem mojego programu jest podtrzymanie wysokiego standardu naukowego muzeum, w którym pracuje znakomity zespół specjalistów, ekspertów z różnych dziedzin od sztuki starożytnej po współczesność. Mam na myśli zarówno opiekunów zbiorów, kustoszy, jak i konserwatorów dzieł sztuki specjalizujących się w różnych technikach i materiałach. Z eksperckiej wiedzy naszego zespołu korzystają także inne instytucje, czasem MKiDN. Mamy kilkudziesięciu opiekunów zbiorów oraz kilkudziesięciu konserwatorów. Ich praca obudowana jest działaniami innych pracowników instytucji; muzeum nie istniałoby bez działu edukacji, bez upowszechniania wiedzy, jest to przecież ustawowym zadaniem naszego muzeum.
Chodzi o to, aby nasze zbiory nie tylko przyciągały publiczność, lecz także generowały nową wiedzę, np. przez publikacje. Tu mogę wskazać wspaniały dwutomowy katalog towarzyszący wystawie malarstwa Józefa Chełmońskiego. To kompendium wiedzy wyznaczające przez najbliższy czas stan badań nad twórczością malarza. Cenioną ze wszech miar publikacją jest dwujęzyczny „Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie”, zawierający materiały dotyczące badań naukowych prowadzonych przez pracowników MNW, ale nie tylko.
PAP: Dobrze jest wiedzieć jak nas widzą inni, czy europejskie, światowe muzea zainteresowane są współpracą z Muzeum Narodowym w Warszawie?
A.L.: Chcielibyśmy budować kontakty międzynarodowe, aby sztuka polska mogła stale funkcjonować w światowym obiegu. Podejmujemy właśnie współpracę międzynarodową przy okazji wystawy polsko-belgijskiej. W przyszłym roku, pod koniec czerwca, otwieramy wielką wystawę malarstwa polskiego „Wyśniona Polska” w Lozannie. To ważne także z punktu widzenia dyplomacji kulturalnej naszego państwa. Sto najlepszych dzieł znakomitych artystów kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie znajdzie się na tej wystawie. Będzie to okazja do dyskusji o polskiej kulturze, historycznych kontaktach między naszymi krajami; przywołamy Adama Mickiewicza, który w Lozannie wykładał literaturę klasyczną, a także inne wielkie postaci naszej kultury, jak np. Ignacego Jana Paderewskiego.
Idei, pomysłów jest wiele. Do osiągnięć ubiegłego roku zaliczyć można zainaugurowany w listopadzie wykładem prof. Krzysztofa Pomiana „Muzeum w świecie współczesnym” cykl wykładów mistrzowskich. Pragniemy, aby w ramach tego cyklu autorytety naukowe prezentowały najnowszy stan badań, nowe metodologie i punkty widzenia.
Zależy mi na tym, aby muzeum było otwarte, żeby było miejscem dyskusji, ścierania się rozmaitych poglądów, opinii, aby było inspirujące dla wszystkich. Rozpoczynamy wewnętrzną dyskusję nad merytorycznym kształtem i funkcjonowaniem muzeum z nadzieją, że stanie się ona przedmiotem debaty publicznej. Zwłaszcza że okolicznością sprzyjającą staje się odzyskiwanie gmachu po Muzeum Wojska Polskiego. Przejęliśmy już 1000 mkw. powierzchni budynku. Wyprowadzka Muzeum Wojska Polskiego jest w toku.
Sądzę, że to jest dobry moment, aby opracować merytoryczną koncepcję, przemyśleć całą strukturę muzeum, koncepcję galerii stałych, przestrzeni edukacyjnej i przystąpić do zmian, np. ogromnych remontów tamtej części odzyskanej placówki, ale i odnowienia gmachu głównego. To również byłoby „stwarzanie Muzeum na nowo”.
PAP: Ale to praca na lata…
A.L.: Nie można tego robić w szalonym pośpiechu, ale zacząć i kontynuować w odpowiednim rytmie – już należy. Wsparciem tych działań będzie powołanie przez ministrę Hannę Wróblewską Rady Powierniczej lub Rady Muzeum.
Poza wielkimi pracami inwestycyjnymi, kształtowaniem programu badawczo-wystawienniczego, równie ważna jest integracja zespołu. Temu mają służyć szkolenia. Zależy mi na zbudowaniu wzajemnego zaufania w zespole, na ochronie dobrej, twórczej atmosfery pracy. Chcę się dobrze wsłuchać w zespół i rozwijać nasz wspólny entuzjazm. Poczucie kolegialnego działania dodaje mi skrzydeł.
Mamy aspiracje, wiemy czego chcemy i pragniemy dotrzeć do opinii publicznej i do władz państwowych z przesłaniem, że Muzeum Narodowe w Warszawie wymaga inwestycji i remontu, który pozwoli zachować standardy bezpieczeństwa, a także przemyślenia wieloetapowego złożonego projektu modernizacji całego gmachu i rewitalizacji otoczenia MNW.
Tak licznie odwiedzana wystawa malarstwa Chełmońskiego ujawniła słabości infrastruktury naszej placówki. Z jednej strony cieszyła nas ogromna liczba entuzjastów Chełmońskiego, z drugiej martwiły kolejki do kas, do szatni, brak miejsca choćby na chwilowy wypoczynek dla rodziców z dziećmi, na moment wytchnienia w kawiarni. Uświadomiliśmy sobie, jak dalece niewystarczająca jest nasza infrastruktura w czasach, kiedy tak chętnie przychodzimy na dobre wystawy. Te warunki trzeba zmienić.
Powstała moda na muzeum, niech to będzie zatem muzeum zapewniające komfort publiczności i bezpieczeństwo naszych zbiorów. Wypływamy na szerokie wody - mówiłam na początku swojej kadencji. Teraz dodam, że nabieramy wiatru w żagle.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
abe/ dki/