
15 września 1935 r. rozpoczął się w Warszawie XXIII balonowy Puchar Gordona Benetta, który Polacy wygrali trzeci raz z rzędu. To zwycięstwo sprawiło, że przechodni puchar dla zwycięzcy pozostał już na stałe w Polsce.
W XXIII balonowym Pucharze Gordona Benetta uczestniczyło 13 balonów z siedmiu państw. Zwyciężył polski balon „Polonia II” pilotowany przez kpt. Zbigniewa Burzyńskiego i por. Władysława Wysockiego. W czasie 57 godzin i 54 minut przeleciał dystans 1650 km i 470 m, lądując 18 września o godz. 3,15 w miejscowości Tiszkino w Związku Radzieckim. Dzięki temu zwycięstwu, trzeciemu z rzędu w tych zawodach, Aeroklub RP otrzymał przechodni puchar już na własność. Poczta Polska z okazji zawodów umożliwiła wysyłanie przesyłek pocztą balonową. Zostały one ostemplowane odpowiednimi stemplami.
„Był to mój trzynasty lot i dziwnym zbiegiem okoliczności mieliśmy lecieć z numerem trzynastym. Nie należę do ludzi przesądnych, jednak ten moment zastanowił mnie na chwilę – jeżeli istnieją konsekwencje przesądów, to mogą być złe lub dobre. Należało wybrać te drugie, by lecieć w spokoju ducha i dobrej nadziei, z wiarą w szczęśliwy omen” – wspomniał por. Władysław Wysocki, członek zwycięskiej załogi, na łamach magazynu „Skrzydlata Polska” (nr 10/1935).
„Lecieliśmy na wschód. Mrok nocy już nas otulił, znikły z oczu balony współzawodników, które, rozrzucone wachlarzem, gubiły się wzajemnie. Cisza, nie przerywana nawet mową, napełniała mnie myślami o jutrze” – wspominał początek lotu por. Wysocki. Balon „Polonia II” w locie spędził dwie noce, które dla baloniarzy były najgorszym czasem, gdyż utrudniały nawigację.
„W koszu na ogół mało się mówi. Urok lotu jest tak wielki, że mowa ludzka staje się ciężarem nastroju, jakiemu poddał się lecący. Piękno lotu jest nieme. Właśnie cisza jest całym artyzmem tego sportu” – wspominał por. Wysocki.
Warunki atmosferyczne sprawiły, że wszystkie balony poleciały na wschód. Jedenaście ostatecznie wylądowało w Związku Radzieckim a dwa na Łotwie. Lot nad terenem ZSRS stanowił realne zagrożenie. Żadne oficjalne zapewnienia tamtejszych władz nie dawały pewności, że wojsko nie zacznie strzelać do balonów. I te przewidywania się sprawdziły.
„Było południe, gdy znowu usłyszeliśmy warkot silników samolotowych, ujrzeliśmy trzy płatowce, dążące do osiągnięcia naszej wysokości. Po chwili jeden z nich zbliżył się i wyraźnie zaczął dawać znaki nakazujące nam lądowanie. Byliśmy zaskoczeni. Liczyliśmy, że to pomyłka, jednak znaki były niedwuznaczne i nie ulegało wątpliwości, że lotnicy żądali od nas natychmiastowego lądowania. Należało dojść z nimi do porozumienia. Rzuciliśmy meldunek ciężarkowy z wyjaśnieniami, później spadochroniki, jednak samoloty w dalszym ciągu dawały nakaz lądowania. Zdecydowaliśmy się nie reagować na nie, jednak w tym momencie usłyszeliśmy serię strzałów karabinu maszynowego, oddanych z płatowca, które wprowadziły nas w zdumienie” – wspominała por. Wysocki. „Zacząłem zastanawiać się nad nieprzewidzianą w programie naszego lotu sytuacją. Co robić? Lądować – to znaczy przegrać. Przegrać bezapelacyjnie. Nie! Na to nie mogliśmy się zgodzić. Wtem, dla potwierdzenia swego żądania, karabiny zaterkotały po raz drugi” – kontynuował.
Determinacja polskich lotników była ogromna, narażając się na śmiertelne ryzyko zdecydowali o kontynuacji lotu. Tak wspominał to por. Wysocki: „Spojrzałem na kapitana Burzyńskiego i odczytałem w postaci mego mistrza decyzję: »Kto chce zwyciężyć, musi lecieć na wschód, nie lądować«! I lecieliśmy. Taką była wola dowódcy. Samoloty, po dwóch godzinach zabawy, odleciały. Do dziś nikt nie wie, nawet najwyższe władze lotnicze ZSRS, co miało to wszystko znaczyć”.
Mimo wspominanych przez por. Wysockiego trudności, załoga balonu „Polonia II” leciała dalej, po zwycięstwo, które osiągnęli po 57 godzinach i 54 minutach, przeleciawszy dystans 1650 km i 470 m. 18 września o godz. 3,15 bezpiecznie wylądowali w miejscowości Tiszkino w Związku Radzieckim.
Drugie miejsce zajęli również Polacy – balon „Warszawa II” pilotowany przez kpt. Antoniego Janusza i por. Ignacego Wawszczaka. W ciągu 46 godzin i 52 minut przelecieli 1567,13 km.
Na trzecim miejscu znaleźli się Belgowie, na czwartym Niemcy, a na piątym kolejny polski balon – „Kościuszko” pilotowany przez kpt. Franciszka Hynka, zdobywcę pucharu Gordona Benetta w latach 1933 i 1934.
Zwycięski puchar ufundował wydawca dziennika „Chicago Daily News”. Dodatkowo zwycięzcy otrzymali 10 tys. zł. Za tę kwotę można było kupić w 1935 r. samochód średniej klasy lub dwa małe samochody popularne. Zdobywcy drugiego miejsca otrzymali 7 tys. zł, trzeciego – 4 tys. zł, czwartego – 2,5 tys. zł, a piątego 1,5 tys. zł.
Oprócz głównej konkurencji zawodnicy wzięli również udział w konkursie na dokładność określenia miejsca lądowania. Zawodnicy musieli przewidzieć miejsce swojego lądowania. Kartki w zaklejonych kopertach przekazali przed startem kierownictwu zawodów. Nagrodę w wysokości tysiąca złotych wygrał belgijski pilot Ernest Demuyter (zdobywca trzeciego miejsca w rywalizacji głównej), który wylądował najbliżej podanego przed startem miejsca.
Decyzją władz państwowych, za zasługi na polu propagowania i rozwoju sportu balonowego, zostali odznaczeni: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski – kpt. Zbigniew Burzyński, Złotym Krzyżem Zasługi – kpt. Antoni Janusz, Srebrny Krzyż Zasługi – por. Władysław Wysocki i por. Ignacy Wawszczak.
Puchar Gordona Bennetta to najbardziej prestiżowe zawody balonowe na świecie, rozgrywane z przerwami od 1906 r. Zwycięża w nich załoga, która wyląduje najdalej od miejsca startu w linii prostej. Polskie załogi sześciokrotnie zwyciężały w tych zawodach - w latach 1933, 1934, 1935, 1938, 1983 i 2018. Po trzech zwycięstwach z rzędu w 1935 r. Aeroklub RP zdobył Puchar Gordona Bennetta na własność. Znajduje się on obecnie w depozycie w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
W latach 1934, 1935 i 1936 Puchar Gordona Bennetta odbywał się w Warszawie, a w 2021 r. w Toruniu.
Tomasz Szczerbicki (PAP)
szt/ dki/