Źródło: organizator
Mija 90 lat od zaprezentowania organów Hammonda - instrumentu, który miał być tańszą alternatywą dla organów piszczałkowych, a z czasem stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych brzmień muzyki XX wieku. Historię wynalazku i ponad 60 eksponatów prezentuje Muzeum Hammonda w Kielcach.
– Organy Hammonda narodziły się z potrzeby oszczędności – powiedział PAP Damian Szydłowski, przewodnik i animator muzyczny muzeum. Jak wyjaśnił, instrument pierwotnie miał trafić do kościołów. Dla większości parafii koszt i skala tradycyjnych organów piszczałkowych stanowiły istotną barierę. Szybko jednak znalazł zastosowanie w jazzie, bluesie i rocku, a model B-3 stał się ikoną muzyki rozrywkowej.
Kieleckie Muzeum Hammonda, działające pod kuratelą Domu Środowisk Twórczych, jest – według muzealników – jedyną taką instytucją na świecie pod względem liczby zgromadzonych instrumentów. Muzeum powstało z inicjatywy prywatnego kolekcjonera i znajduje się w nim blisko 200 urządzeń. Na stałej ekspozycji prezentowane są 64 instrumenty, pokazujące rozwój marki od lat 30. do lat 90. XX wieku.
Twórcą organów był Laurence Hammond inżynier posiadający ponad 100 patentów, obejmujących m.in. barometry, okulary 3D, noktowizory, zegary czy systemy naprowadzania rakiet. – Już w wieku 15 lat opatentował automatyczną skrzynię biegów, którą zaprezentował koncernowi Renault, choć ówczesna technologia nie pozwalała na jej praktyczne wykorzystanie – wyjaśnił Szydłowski.
Podstawą sukcesu finansowego Hammonda był silnik synchroniczny, stosowany wcześniej w bezszelestnych zegarach firmy Hammond Clock Company. Ten mechanizm stał się sercem pierwszych organów publicznie zaprezentowanych w 1935 r. Hammond zamknął brzmienie w niewielkiej obudowie, która mogła stanąć w domu lub niewielkiej sali.
Pierwsza generacja instrumentów wykorzystywała generator kół tonowych - system podwójnych zębatek obracających się w polu elektromagnetycznym. Charakterystycznym elementem były drawbary, czyli suwaki umożliwiające „mieszanie” dziewięciu częstotliwości. – Dzięki temu instrument mógł wygenerować ponad 250 milionów barw dźwięku – powiedział Szydłowski.
Integralną częścią brzmienia stała się kolumna Lesliego. Don Leslie zastosował obracający się głośnik z tubą, wykorzystując efekt Dopplera. – To dało vibrato, tremolo i charakterystyczny „świst” powietrza w jednym – wyjaśnił przewodnik muzeum.
Druga generacja organów, opierała się na technologii tranzystorowej. Instrumenty oferowały dodatkowe funkcje, takie jak Easy Play, czyli możliwość grania akordów jednym palcem czy Auto Vari 64 - automatyczne podkłady perkusyjne. Trzecia generacja to instrumenty cyfrowe, wykorzystujące próbki dźwięków wcześniejszych modeli.
W kieleckich zbiorach znajdują się m.in. modele B-3 oraz C-3. Jednym z najcenniejszych eksponatów jest zmodyfikowany instrument należący do Wojciecha Karolaka, prezentowany w sali jego imienia.
Muzeum systematycznie przywraca sprawność techniczną eksponatów. Liczba działających instrumentów wzrosła z pięciu do blisko trzydziestu. Placówka planuje także pozyskanie rzadkiego modelu BA z końca lat 30., którego wyprodukowano – jak szacują znawcy – jedynie 180–200 egzemplarzy.
Organy Hammonda odegrały istotną rolę w rocku lat 60. i 70. Używali ich m.in. muzycy zespołów brytyjskiej inwazji, rocka progresywnego i hard rocka, a w Polsce – Czesław Niemen i Andrzej Zieliński. Instrumentem posługiwali się Jimmy Smith, Jon Lord i Keith Emerson.
Jak przypomniał Szydłowski, sam Laurence Hammond nie był muzykiem i nie potrafił grać na swoim wynalazku. – Podczas prezentacji zawsze unikał siadania za klawiaturą – dodał.
Na wystawie stałej w Kielcach można zobaczyć ponad 60 modeli organów, 27 zegarów oraz zaprojektowany przez Hammonda automatyczny stolik do brydża.
Muzeum Hammonda jest dostępne dla zwiedzających indywidualnych oraz grup zorganizowanych. W okresie zimowym, od listopada do marca, muzeum jest czynne od wtorku do piątku oraz w soboty i niedziele w godzinach 11–18. (PAP)
wdz/ mick/