Okres od stycznia do marca 1945 roku, gdy na ziemiach śląskich panowała pełna samowola sowiecka, był jednym z najtragiczniejszych okresów w dziejach tego regionu. Żołnierze sowieccy po prostu brali w tym czasie odwet za zbrodnie niemieckie - mówi PAP dr Adriana Dawid z Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Mija 70 lat od wydarzeń określanych mianem Tragedii Górnośląskiej.
PAP: Najczęściej przyjmuje się, że pojęcie Tragedii Górnośląskiej odnosi się do aktów terroru popełnianych wobec mieszkańców Górnego Śląska, które miały miejsce od stycznia 1945, po wkroczeniu Armii Czerwonej na Śląsk. Nie ma jednak wśród historyków jasności co do ścisłego datowania tych wydarzeń. Jak pani określa te ramy czasowe?
Dr Adriana Dawid: Sztywnych ram czasowych dla Tragedii Górnośląskiej w moim przekonaniu nie sposób wytyczyć. Dla większości osób wydarzenia te będą się faktycznie kojarzyły z momentem wkroczenia Armii Czerwonej na obszar Górnego Śląska, czyli z czasem od połowy stycznia do maja 1945 roku, czyli zakończenia wojny. Część historyków uważa jednak, że Tragedia Górnośląska to także to wszystko, co działo się później - w okresie represji stalinowskich i represji polskiego komunistycznego aparatu władzy wobec mieszkańców tego regionu.
Jest także grupa historyków, która sięga jeszcze głębiej, i zaczyna jej datowanie na czas powstania i ukonstytuowania reżimu nazistowskiego w połowie lat 30. Pamiętajmy, że Górny Śląsk przynależał wtedy do państwa niemieckiego.
Większość jednak chyba woli wskazywać, posługując się tym pojęciem, pierwsze miesiące 1945 roku, gdy zaczęły się różnego rodzaju represje na niespotykaną wcześniej skalę, co wywołało swoisty szok mieszkańców tego regionu.
Dr Adriana Dawid: Z relacji wielu świadków tamtych wydarzeń wynika, że okres od stycznia do marca 1945 r., gdy na ziemiach śląskich panowała pełna samowola sowiecka, był właśnie jednym z najtragiczniejszych okresów w dziejach tego regionu. Żołnierze sowieccy po prostu brali w tym czasie odwet za zbrodnie hitlerowskie. Armia Czerwona dopuszczała się aktów przemocy, rabunków, gwałtów wobec ludności cywilnej.
PAP: Dlaczego szoku? Trwała przecież wojna.
Dr Adriana Dawid: Czas II wojny światowej mieszkańcy Górnego Śląska przeżyli we względnym spokoju. Teren ten nie był bardzo ważny pod względem strategicznym obszarem, w związku z czym nie był narażony np. na naloty. Pojawiły się one w połowie 1944 roku, gdy Amerykanie zbombardowali zakłady przemysłu chemicznego w okolicach Kędzierzyna i Zdzieszowic.
Po drugie - fronty II wojny światowej były usytuowane z daleka od tego regionu. Dlatego właśnie część mieszkańców centralnych Niemiec szukała tu w czasie wojny schronienia dla siebie, a mieszkańcy żyli spokojnie, pamiętając oczywiście o tym, że mężczyźni stąd również byli brani do wojska.
PAP: Jakie wydarzenia wyznaczyły zakres Tragedii Górnośląskiej?
Dr Adriana Dawid: Gdybym miała wskazać na główne czynniki wpływające na losy ludności cywilnej na Górnym Śląsku u schyłku II wojny światowej, to byłaby to w pierwszej kolejności ewakuacja organizowana przed wkroczeniem na ten teren Armii Czerwonej, a potem długi czas okupacji sowieckiej po 19 stycznia 1945 r. Trzeba pamiętać, że nawet po pojawieniu się na tym terenie władz polskich w marcu 1945 roku Górny Śląsk pozostawał jeszcze pod administracyjnym zwierzchnictwem wojsk radzieckich, a konkretnie komendantur wojennych, co spowodowało, że instalowane tu władze polskie nie były w pełni autonomiczne.
Składnikami Tragedii Górnośląskiej niewątpliwie były: okupacja radziecka, deportacje na wschód i wysiedlenia w głąb Niemiec, dewastacje zabudowy i zaplecza przemysłowego oraz wywłaszczania, podczas których odbierano mieszkańcom Górnego Śląska majątek. Część decyzji o tym, że ktoś musi opuścić ten teren wynikała właśnie z tego, że np. posiadał on jakieś atrakcyjne zabudowania czy zakłady, które chciały przejąć nowe władze.
PAP: Jak wyglądały pierwsze miesiące roku 1945 na Górnym Śląsku?
Dr Adriana Dawid: Należy po pierwsze powiedzieć, że przygotowywana od jesieni 1944 roku niemiecka strategia ewakuacji ludności i mienia ruchomego Śląska na wypadek wkroczenia na ten teren Armii Czerwonej nie została zrealizowana, przede wszystkim ze względu na bardzo szybko przeprowadzoną ofensywę radziecką na początku 1945 roku. W styczniu 1945 roku, gdy sowieci zbliżali się już na Śląsk, do ludności tego terenu wystosowano oficjalne komunikaty, w których informowano o nadchodzącym zagrożeniu frontowym i przestrzegano przed żołnierzami radzieckimi.
Większość mieszkańców regionu tym nakazom ewakuacji poddawała się bez sprzeciwu. Śląsk ogarnęły wtedy masowe ucieczki i migracja ludności, którą kierowano przede wszystkim na teren Sudetów, Protektoratu Czech i Moraw, Austrii, Bawarii czy Saksonii. Śląsk opuściło wtedy około 1,5 mln osób, a akcja ewakuacyjna przebiegała w bardzo złych warunkach: w mrozie i w chaosie. W tym czasie w pierwszym rzędzie Górny Śląsk opuszczali mieszkańcy centralnych czy zachodnich Niemiec, którzy – jak wspomniałam - w czasie II wojny światowej szukali na nim schronienia, albo też osoby związane z nazistowskim aparatem władzy. Mniej chętnie ewakuacji ze Śląska poddawali się natomiast mieszkańcy wsi oraz ludność polskojęzyczna. A jeśli już opuszczali domostwa, to szybko – po przejściu frontu, do nich wracali.
PAP: A gdyby miała pani wskazać najtragiczniejszy moment tamtego czasu?
Dr Adriana Dawid: Z relacji wielu świadków tamtych wydarzeń wynika, że okres od stycznia do marca 1945 roku, gdy na ziemiach śląskich panowała pełna samowola sowiecka, był właśnie jednym z najtragiczniejszych okresów w dziejach tego regionu. Żołnierze sowieccy po prostu brali w tym czasie odwet za zbrodnie hitlerowskie. Armia Czerwona dopuszczała się aktów przemocy, rabunków, gwałtów wobec ludności cywilnej. Masowe mordy, w których liczba ofiar szacowana jest na kilkaset, miały miejsce m.in. w podopolskich Boguszycach w woj. opolskim, a także w Gliwicach czy Bytomiu.
Dr Adriana Dawid: Deportacje do ZSRR zaczęły się w lutym 1945 r.. Objęły łącznie kilkadziesiąt tysięcy Górnoślązaków, głównie mężczyzn w wieku od 17 do 50 roku życia, których najpierw wykorzystywano do prac przy demontażu sprzętu i maszyn wywożonego z Górnego Śląska na wschód, a potem zsyłano w złych warunkach do obozów pracy np. w Donbasie, Kazachstanie, na Syberii czy na Kamczatce. Wywózki wstrzymano dopiero w sierpniu 1945 r.
PAP: Kiedy zaczęły się deportacje i wysiedlenia?
Dr Adriana Dawid: Deportacje do Związku Radzieckiego zaczęły się w lutym 1945 roku. Objęły łącznie kilkadziesiąt tysięcy Górnoślązaków, głównie mężczyzn w wieku od 17 do 50 roku życia, których najpierw wykorzystywano do prac przy demontażu sprzętu i maszyn wywożonego z Górnego Śląska na wschód, a potem zsyłano w złych warunkach do obozów pracy np. w Donbasie, Kazachstanie, na Syberii czy na Kamczatce. Wywózki wstrzymano dopiero w sierpniu 1945 roku, a władzom polskim udało się do grudnia tamtego roku spowodować powrót zaledwie 5,6 tys. tych ludzi, choć wiarygodnych i pełnych danych na ten temat niestety brak.
Z kolei w ramach wysiedleń część mieszkańców Górnego Śląska zmuszono do opuszczenia miejsc zamieszkania i przeniesienia się na zachód. Dotyczyło to głównie ludności niemieckojęzycznej.
PAP: Kiedy się one zaczęły?
Dr Adriana Dawid: Do pierwszych wysiedleń doszło jeszcze przed konferencją w Poczdamie w połowie lipca 1945 roku, gdy przynależność państwowa Górnego Śląska nie była ostatecznie przesądzona. Niemcom wytypowanym do wyjazdu pozostawiano wówczas zazwyczaj niewiele czasu na spakowanie się i kierowano do obozów. Najbardziej znanym, ze względu na wysoki wskaźnik śmiertelności osadzonych, był obóz w Łambinowicach na Śląsku Opolskim. Wysiedleniom towarzyszyła agresja i pozbawianie majątku. Część wysiedlanych ginęła w obozach albo w czasie transportów.
Część mieszkańców Śląska sama decydowała się w 1945 roku na wyjazd w głąb Niemiec. Byli to np. ludzie oddani reżimowi nazistowskiemu. Tylko do grudnia 1945 Śląsk Opolski opuściło ok. 86 tys. Niemców. Prawo pozostania na Górnym Śląsku przyznano po II wojnie światowej dwujęzycznym Ślązakom, ale musieli oni przejść procedurę weryfikacji narodowościowej, którą rozpoczęto w 1945 roku. Do końca 1946 roku liczba osób zweryfikowanych sięgnęła ok. 660 tys. osób.
PAP: Od apogeum Tragedii Górnośląskiej minęło 70 lat. Mimo tego nie doczekała się ona precyzyjnego, chłodnego opisu. Dlaczego?
Dr Adriana Dawid: Przede wszystkim dlatego, że przez dziesięciolecia nie można było o tym mówić. Inny był ton wypowiedzi w tej kwestii np. w szkołach czy instytucjach, a zupełnie inne były relacje świadków tamtych wydarzeń. Przez lata nie można było podważać tego, że Śląsk został wyzwolony przez wojska radzieckie i dzięki nim na powrót przyłączony do Polski. Podawanie przykładów stawiających Armię Czerwoną w złym świetle nie mogło mieć miejsca.
PAP: A po 1989 roku, od kiedy minęło już ponad 25 lat?
Dr Adriana Dawid: Po tym czasie można już było oczywiście wypowiadać się znacznie swobodniej. Odwagę zyskały osoby, które były świadkami tamtych wydarzeń. Trudność ze szczegółowymi opracowaniami, którą wciąż mamy, wynika w dużej mierze z braków źródłowych. Gdyby bowiem brać pod uwagę tylko pierwsze miesiące 1945 roku, to był to czas gdy już nie było na Górnym Śląsku administracji niemieckiej, a administracji polskiej jeszcze nie. Dokumenty, które ewentualnie mogła sporządzić strona radziecka jeśli są, to na wschodzie i dostęp do nich jest utrudniony.
Trzeba jednak zauważyć, że pojawiły się w ostatnim czasie wartościowe publikacje, np. Sebastian Rosenbaum i Dariusz Węgrzyn z katowickiego oddziału IPN wydali książkę poświęconą wywózkom. Można też jeszcze odnaleźć świadków, którzy są w pełni sił umysłowych. Jednak, gdy przyglądam się ich dzisiejszym relacjom, to biorę pod uwagę, że gdy wydarzenia te miały miejsce byli dziećmi, a percepcja tak dramatycznych wydarzeń jak wojna jest z pewnością inna u osoby dorosłej i dziecka. Do tego na relacje wpływa upływ czasu, emocje i nabywana wiedza historyczna. Należy mieć więc to na uwadze.
PAP: Na zorganizowanej niedawno na Uniwersytecie Opolskim konferencji poświęconej Tragedii Górnośląskiej wspomniała pani o publikacji, która ma się wkrótce ukazać. Co to będzie?
Dr Adriana Dawid: Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej realizuje od jakiegoś czasu projekt, który nazywa się „Archiwum Historii Mówionej”. W jego ramach młodych ludzi, uczniów szkół średnich i studentów z Górnego Śląska, zaproszono do tego, by w woj. opolskim i śląskim szukali świadków historii i pytali ich o wydarzenia z przeszłości.
Te relacje są nagrywane i można je odsłuchiwać na stronie www.e-historie.pl. Zebrały się one w kilka działów, a jednym z nich jest II wojna światowa. Na ten rok zaplanowano publikację części tych materiałów, zawartych w archiwum cyfrowym. To będą wspomnienia mieszkańców Górnego Śląska - wszystkich zarówno rodzimego pochodzenia jak i przesiedleńców – z okresu II wojny światowej.
Rozmawiała Katarzyna Kownacka (PAP)
kat/ ls/