Sąd w Belgradzie zrehabilitował w czwartek skazanego na karę śmierci i straconego blisko 70 lat temu generała Dragoljuba (Drażę) Mihailovicia, który podczas drugiej wojny światowej dowodził lojalną wobec monarchii jugosłowiańskiej partyzantką serbską.
W odróżnieniu od przywódcy komunistów Josipa Broz Tity Mihailović wychodził z założenia, że przed zasadniczą zmianą sytuacji strategicznej na Bałkanach nie należy podejmować przeciwko okupantom działań zbrojnych na większą skalę, gdyż pociągnie to za sobą masowe akcje odwetowe przeciwko ludności cywilnej. Podlegli mu bojownicy zwani czetnikami wdawali się nie tylko w walki z Niemcami, ale także partyzantami komunistycznymi.
Przez dziesięciolecia pamięć o Mihailoviciu podsycała polityczne podziały w Serbii, gdzie wielu uznawało go za uśmierconego z przyczyn politycznych bohatera. Dla stronników Tity był on natomiast kolaborującym z okupantami zdrajcą. Przedstawiciele innych niż serbska narodowości dawnej Jugosławii oskarżają czetników o motywowane etnicznie represje wobec cywilów.
Sąd odwoławczy w Belgradzie orzekł, że zarzut zdrady, pod którym w lipcu 1946 roku Mihailovicia skazano na karę śmierci, jest "nieistniejący i niebyły".
Mihailović został rozstrzelany 17 lipca 1946 roku, a miejsce jego pochówku nie jest dotąd znane. W 1948 roku prezydent USA Harry Truman nadał mu pośmiertnie order Legionu Zasługi za rolę jaką odegrał w uratowaniu kilkuset zestrzelonych nad Jugosławią amerykańskich lotników.
Sędzia Aleksandar Tresznjew w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że sąd nie ustalał, czy Mihailović był zbrodniarzem wojennym, czy też nie, lecz tylko, czy miał uczciwy i sprawiedliwy proces - relacjonuje belgradzkie radio B-91.
W uzasadnieniu wyroku stwierdzono, że przywódcy ruchu czetnickiego nie zapewniono prawa do obrony ani obiektywnego procesu. Pozwolono mu jedynie na pięć spotkań z adwokatem, a akt oskarżenia wręczono na siedem dni przed procesem. Według sądu sprawa przeciwko Mihailoviciowi była motywowana politycznie, a władze ingerowały nie tylko w przebieg procesu, lecz także w decyzje, które zapadły.
"Dragoljuba Mihailovicia uznaje się za nieosądzonego" - oświadczył sędzia, a jego słowa wywołały aplauz zapełniającej widownię sali rozpraw kilkudziesięcioosobowej publiczności. Dalsze dziesiątki zwolenników i lewicowych przeciwników Mihailovicia zgromadziły się przed budynkiem sądu, gdzie o zachowanie porządku dbali funkcjonariusze interwencyjnych oddziałów policji.
"Dzięki Bogu za to!" - wykrzyknął Novica Djorić, prezentujący tradycyjnie kojarzone z czetnikami atrybuty: brodę i czarną koszulę. Natomiast jego oponent Aleksandar Djekić uznał werdykt sądu za "wielką hańbę i szyderstwo z wszystkich ofiar faszyzmu".
Do sądu na ogłoszenie wyroku przyszli m.in. były lider serbskich ultranacjonalistów Vojislav Szeszelj, sądzony w Hadze za zbrodnie wojenne popełnione w Bośni i Hercegowinie oraz Chorwacji w latach 90., oraz ostatni następca tronu Królestwa Jugosławii Aleksander Karadziordziewić.
Zdaniem historyka Srdjana Miloszevicia wyrok jest "godny ubolewania" i wywoła negatywne reakcje w regionie bałkańskim, który odzyskuje dopiero równowagę po krwawych walkach towarzyszących rozpadowi Jugosławii w latach 90., kiedy to nacjonalistyczne oddziały serbskie oskarżano o zbrodnie wobec innych grup etnicznych.
Mihailović został rozstrzelany 17 lipca 1946 roku, a miejsce jego pochówku nie jest dotąd znane. W 1948 roku prezydent USA Harry Truman nadał mu pośmiertnie order Legionu Zasługi za rolę jaką odegrał w uratowaniu kilkuset zestrzelonych nad Jugosławią amerykańskich lotników.(PAP)
dmi/ kar/