Wieczorem 23 maja 1940 roku załoga ORP "Orzeł" wypłynęła na swój kolejny patrol na Morze Północne. Z tej misji jednostka już nie wróciła. Koncepcji na temat tego, co stało się z okrętem, jest kilkadziesiąt.
"Orzeł" był najnowocześniejszym okrętem podwodnym II RP. Jego wojenna historia, niejasne zachowanie pierwszego dowódcy, brawurowa ucieczka z portu w Tallinie do Wielkiej Brytanii i dotąd niewyjaśnione zaginięcie zbudowały legendę "Orła", która trwa do dzisiaj.
ORP "Orzeł" był jednym z najnowocześniejszych okrętów podwodnych swego czasu. Na powierzchni wody mógł osiągnąć prędkość 20 węzłów na godzinę, pod wodą - 9 węzłów. Bez uzupełniania zbiorników paliwa był zdolny przepłynąć 7 tys. mil morskich (pod wodą - 100 mil). Maksymalnie mógł zejść na 80 metrów pod powierzchnię. Wybudowany w holenderskiej stoczni De Schelde, wyposażony w 12 wyrzutni torpedowych, jedno podwójne działko przeciwlotnicze oraz podwójny przeciwlotniczy karabin maszynowy, okręt zawinął do portu w Gdyni 10 lutego 1939 r.
Mariusz Borowiak: Ucieczka "Orła" rozpętała burzę po wschodniej stronie kontynentu, a Rosjanie wysłali okręty na jego poszukiwanie twierdząc, że stanowi zagrożenie dla ich floty. Oczywiście to była mistyfikacja - we współpracy z Niemcami - po to, by "Orła" wyeliminować.
"+Orzeł+ stał się swoistym symbolem jako nowoczesny oceaniczny okręt podwodny, nawet można powiedzieć mało przystosowany na nasz dość płytki Bałtyk. Służył na nim kwiat polskich marynarzy i cieszył się wielkim zainteresowaniem jako budowany ze składek społeczeństwa, co jest dowodem jak rozwój marynarki wojennej był wówczas społecznie ważny. Jego powstanie było wielkim krokiem technicznym i rozwojowym naszej marynarki" - powiedział PAP Mariusz Borowiak, pisarz zajmujący się dziejami najnowszymi Polskiej Marynarki Wojennej.
Jak relacjonował, "Orzeł" jeszcze przed wybuchem wojny otrzymał rozkazy na temat działalności na Bałtyku, których jednak nie wykonał. "Opuścił swój sektor działania, nie reagował na rozkazy dowódcy floty i dywizjonu okrętów podwodnych, wykonywał działania wbrew przełożonym. Jego wejście do portu w Tallinie było prawdopodobnie spowodowane symulowaną chorobą dowódcy komandora Henryka Kłoczkowskiego oraz jego sugestiami, że okręt podczas ataku niemieckiego został poważnie uszkodzony, co nie było prawdą, gdyż usterka nie była groźna i umożliwiała podróż do Wielkiej Brytanii" - opowiadał Borowiak.
Na miejscu jednak Kłoczowski udał się do szpitala, a dowództwo okrętu przejął kpt. Jan Grudziński. "Jednak zachowanie Kłoczkowskiego podczas pobytu w Tallinie i później w obozie w ZSRR, gdzie trafił - wedle relacji innych oficerów - pozostawiały trochę do życzenia. W ogóle postać człowieka uważanego za jednego z najlepszych podwodniaków w II RP, była dość kontrowersyjna, nie okazał się tak kryształowy. Pojawiały się domniemania, sugestie osób, które z nim służyły, o jego powiązaniach z władzą sowiecką i sympatii wobec niej. Nie były co prawda poparte faktami, jednak nigdy ich jednoznacznie nie wyjaśnił, co także nie stawiało go w zbyt dobrym świetle" - mówił pisarz.
Po uwolnieniu, dzięki amnestii, z sowieckiego obozu Kłoczkowski trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie stanął przed sądem morskim. "Podczas rozprawy starał się ze swoich poczynań wytłumaczyć, ale został zdegradowany do stopnia marynarza i skazany na cztery lata więzienia, jednak wyroku w związku z wojną nie wykonano" - dodał Borowiak.
Opuszczony przez niego "Orzeł" został internowany przez władze estońskie w tallińskim porcie, jednak dzięki brawurowej akcji załogi pod dowództwem kpt. Grudzińskiego w nocy z 17 na 18 września 1939 r. udało mu się uciec i rozpoczął 27-dniowy rejs do Wielkiej Brytanii. Po wielu trudnych sytuacjach bojowych na trasie przejścia na Morze Północne, pomimo braku map, które nawigator okrętowy odtwarzał z pamięci i na podstawie charakterystyki świateł latarni morskich, załoga zdołała przeprowadzić okręt do brytyjskiego portu Rosyth.
"Przez pewien czas w Wielkiej Brytanii historia +Orła+ była trzymana w tajemnicy, jednak kiedy prasa brytyjska dowiedziała się o ucieczce okrętu, on sam i jego załogi stali się bardzo znani. Jego obecność umożliwiała Brytyjczykom także podkreślanie, że z Royal Navy współpracuje również polska Marynarka Wojenna, bo oprócz +Orła+ działał tam również ORP +Wilk+" - relacjonował pisarz.
Jak zaznaczył ucieczka "Orła" rozpętała burzę po wschodniej stronie kontynentu, a Rosjanie wysłali okręty na jego poszukiwanie twierdząc, że stanowi zagrożenie dla ich floty. "Oczywiście to była mistyfikacja - we współpracy z Niemcami - po to, by +Orła+ wyeliminować. Udana przeprawa naszego okrętu do Wielkie Brytanii zadała kłam ich opowieściom o całkowitym zniszczeniu polskiej marynarki wojennej, słabym wyszkoleniu jej marynarzy i ich niepodzielnym panowaniu na Bałtyku" - zaakcentował Borowiak.
"Orła" przydzielono do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Okręt wielokrotnie wychodził w morze na patrole i służbę konwojową. Wsławił się m.in. zatopieniem niemieckiego transportowca „Rio de Janeiro”, czym przyczynił się do zdemaskowania przygotowywanej przez Hitlera inwazji na Norwegię. W ostatni rejs wyszedł 23 maja 1940 r. W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach nie powrócił z morza.
Podejmowano liczne poszukiwania miejsca, gdzie mógł zaginąć, jak dotąd bezowocne.
W latach 90. norweski statek badawczy natrafił na Morzu Północnym na wrak okrętu podwodnego, którego obraz utrwalony na taśmie wideo wskazywał, że może to być ORP „Orzeł”. Dokładniejsze badania wykazały jednak, że to wrak – podobnego do polskiego „Orła”, zaginionego w zbliżonym czasie i okolicznościach, holenderskiego okrętu podwodnego „0-22”. Nawiązana przy okazji tych badań polsko-holenderska współpraca zaowocowała dwoma misjami (w 2005 i 2012 r.), w których Holendrzy sprawdzali kolejne obszary dna Morza Północnego, gdzie mógł znajdować się „Orzeł”.
W 2008 r., w ramach ekspedycji Orzeł Balex Metal, zbadano obszar jednego z dawnych niemieckich pól minowych na Morzu Północnym, około 150 mil na zachód od cieśniny Skagerrak. Członkowie wyprawy zainicjowanej przez grupę osób związanych z Morską Agencją Poszukiwawczą wyszli bowiem z założenia, że „Orzeł” poszedł na dno po zderzeniu z miną.
Kilka ekspedycji zorganizowała też polska Marynarka Wojenna. Choćby w 2010 r. wraku „Orła” szukał okręt MW - ORP „Heweliusz”. W trakcie trwających osiem dób poszukiwań okręt przy pomocy sonaru przeczesywał dno Morza Północnego o powierzchni 270 km kw.
Z kolei w 2013 r. „Orła” szukał okręt ratowniczy Marynarki Wojennej ORP „Lech”. W tej misji badano konkretny wrak zlokalizowany na dnie Morza Północnego: obrazy z sonarów oraz wymiary obiektu dawały duże nadzieje, że może to być słynny polski okręt. Ostatecznie jednak - po dokładniejszych badaniach i oględzinach wraku dokonanych przez polskich nurków - obiekt okazał się wrakiem brytyjskiego okrętu podwodnego zatopionego w ostatnich tygodniach I wojny światowej.
"Orła" przydzielono do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Okręt wielokrotnie wychodził w morze na patrole i służbę konwojową. Wsławił się m.in. zatopieniem niemieckiego transportowca „Rio de Janeiro”, czym przyczynił się do zdemaskowania przygotowywanej przez Hitlera inwazji na Norwegię. W ostatni rejs wyszedł 23 maja 1940 r. W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach nie powrócił z morza.
Przed kilkoma laty do poszukiwań dołączyła cywilna ekspedycja nazwana „Santi Odnaleźć Orła” skupiająca głównie nurków, historyków i hydrografów, w tym pracowników Instytutu Morskiego w Gdańsku, który udostępnia też ekipie sonary i inny sprzęt do poszukiwań. Kwerenda w archiwach, rozmowy ze świadkami historii i ludźmi pracującymi na morzu oraz studiowanie map wraków i innych dokumentów pozwoliło członkom ekipy postawić tezę, że ORP „Orzeł” mógł zostać przypadkowo zaatakowany i zatopiony przez angielski samolot.
Wyznaczono obszar Morza Północnego, w którym mogło dojść do zdarzenia i w 2014 oraz 2015 r. przeprowadzono dwie kilkudniowe misje, w czasie których dno akwenu badano za pomocą sonarów. Tegoroczna misja miała miejsce w połowie maja. Przez sześć dni sprawdzono ok. 150 km kw. Badania prowadzono też po drodze na wyznaczony teren (znajdował się on około 180-190 km od brzegów Wielkiej Brytanii): zbadano kilka obiektów, o których ekipa poszukiwawcza dowiedziała się wcześniej od miejscowych rybaków i z innych źródeł. Żaden z tych obiektów nie okazał się jednak wrakiem poszukiwanego okrętu.
Członkowie tej ekspedycji nadal uznają za najbardziej prawdopodobną przyjętą przez siebie koncepcję i w przyszłym roku planują kolejną wyprawę. „Aby wykluczyć bądź potwierdzić naszą tezę o przypadkowym zatopieniu +Orła+ przez angielski samolot, trzeba by przebadać dno Morza Północnego o powierzchni około 1200 km kw.” – powiedział PAP Tomasz Stachura szef ekipy.
O kolejnej misji poszukiwawczej myśli też Marynarka Wojenna, która współpracuje w tej sprawie z Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku.
aks/ ls/