Emancypacja kobiet w okresie PRL była dość powierzchowna – mówi PAP dr Natalia Jarska historyk Instytutu Pamięci Narodowej i Instytutu Historii PAN. Można zastanawiać się, czy w warunkach tego rodzaju zniewolenia możliwa jest jakakolwiek emancypacja - dodaje.
PAP: Czy w Polsce międzywojennej obchodzono Dzień Kobiet?
Dr Natalia Jarska: Tak, ale było to święto niszowe, niezbyt rozpowszechnione. Świętowano głównie w kręgach socjalistycznych. Nie było to oczywiście święto państwowe.
PAP: Jakie były postulaty działaczek socjalistycznych w tym okresie?
Dr Natalia Jarska: Przede wszystkim podnoszono sprawę warunków pracy kobiet, szczególnie robotnic, i urlopów macierzyńskich. Częściowo postulaty te zostały spełnione. Ustawa z 1924 r. narzucała obowiązek tworzenia żłobków dla dzieci robotnic przy zakładach pracy zatrudniających powyżej 100 kobiet. Zapis ten pozostał jednak na papierze. Ustawodawstwo tego okresu przewidywało również urlopy macierzyńskie, nazywane połogowymi, ale różnie bywało z wypłatą pensji w jego trakcie. Dopiero w 1948 r. wprowadzono przepis zabraniający zwalniania z pracy kobiet będących w ciąży.
PAP: To dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że II RP była państwem dbającym o prawa kobiet od pierwszych dni istnienia, czego dowodem może być wprowadzenie w 1918 r. powszechnych praw wyborczych dla kobiet.
Dr Natalia Jarska: To było bardzo postępowe, jak na owe czasy. Komuniści po 1944 r. musieli mieć duży problem z faktem, że burżuazyjne państwo, czyli II Rzeczpospolita, zrobiło wiele dla kobiet w dwóch ważnych sferach: socjalnej i prawnej.
Warto jednak wspomnieć o uregulowaniach kodeksu cywilnego z tego okresu dotyczących małżeństw. Nie udało ich się zmienić aż do 1939 r., więc obowiązywały bardzo różne przepisy pozaborowe. Nie udało się ujednolicić przepisów i wprowadzić równości w związku małżeńskim. W kontekście europejskim nie była to jednak sytuacja wyjątkowa. II RP nie była w sprawach kobiet państwem zacofanym.
Działało wiele stowarzyszeń z różnych stron sceny politycznej, o bardzo różnych programach i celach. Była to wielka wartość, która nie odrodziła się po wojnie. W okresie komunistycznym działała tylko jedna organizacja – Liga Kobiet.
PAP: Badacze życia społecznego i obyczajowości bardzo często podkreślają, że jednym ze skutków traumy II wojny światowej było poluzowanie norm obyczajowych, zrzucenie „gorsetu”, który dotąd nosiły kobiety. Czy system stalinowski próbował wykorzystywać to zjawisko do własnych celów?
Dr Natalia Jarska: W dużej mierze tak. Wyrażało się to między innymi postulatem masowego zatrudniania kobiet. Z jednej strony był to pewien krok ku emancypacji, a także przejaw realizowania ideologii komunistycznej, ale pamiętajmy, że kobiety w warunkach powojennej biedy, często po śmierci żywiciela rodziny, po prostu musiały pracować.
Zmieniło się również postrzeganie rozwodów. Po dramatach wojennych rozpadło się wiele małżeństw. Ta okoliczność ułatwiała wprowadzenie zmian w tej sferze. Jednocześnie po hekatombie wojennej ważna była polityka pronatalistyczna. Nie dziwi, że po wojnie państwo zwracało uwagę na biologiczną odbudowę narodu i akcentowało opiekę nad matkami. Ten przekaz był bardzo silny przez cały okres PRL. W stalinizmie, mimo że popularyzowano wzorzec kobiet-robotnicy i traktorzystki, to wiele uwagi poświęcano również macierzyństwu.
Dla tego okresu ważnym wątkiem propagandowo-ideowym jest również tak zwana walka o pokój. Wykorzystywano tradycyjny wizerunek kobiet do formułowania za ich pośrednictwem apeli o pokój. Pod koniec PRL podobny przekaz pojawi się w propagandowych apelach o spokój, wymierzonych w Solidarność.
Dr Natalia Jarska: Hasło emancypacji kobiet w PRL stało się z biegiem lat skompromitowane, ze względu na swój propagandowy charakter. Dodatkowo na tę sytuację wpływał kryzys gospodarczy, trwający od połowy lat siedemdziesiątych, który sprawiał, że zajęcia kobiet były jeszcze bardziej żmudne i wyczerpujące. Wystarczy wspomnieć o konieczności stania wiele godzin w kolejkach. Gospodarka niedoboru nie sprzyja emancypacji, ponieważ narzuca uciążliwe obowiązki.
PAP: Można więc powiedzieć, że wizja „kobiet na traktorach” była czysto propagandowa i były one zamknięte wciąż w tradycyjnych rolach?
Dr Natalia Jarska: Nie do końca. Niewątpliwie w okresie wczesnego PRL-u dokonywały się bardzo istotne zmiany społeczne. Również po 1956 r., pomimo zmiany retoryki, wciąż aktywizacja kobiet była bardzo wysoka. W 1980 r. kobiety stanowiły prawie połowę pracowników. Obraz miejsca kobiet w PRL jest więc bardziej skomplikowany.
W sferze edukacji również następowały ogromne zmiany. W latach sześćdziesiątych niemal połowę studentów uczelni wyższych stanowiły kobiety. Na zachodzie ten poziom osiągnięto nieco później.
Gdy jednak przeanalizujemy hierarchie zawodowe i społeczne to stwierdzimy, że kobiety są w nich niżej od mężczyzn. Ich zajęcia są niżej płatne, pracują na niższych, gorzej płatnych stanowiskach. Przyglądając się sferze władzy zobaczymy, że było w niej nieco kobiet. Na przykład przez cały PRL około jedną czwartą pracowników politycznych Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej stanowiły kobiety. Wydaje się, że to dużo, ale wykonywały tam prace, które nie wiązały się ze sprawowaniem jakiejkolwiek władzy. Widzimy więc awans kobiet, ale jest on w dużej mierze pozorny, ponieważ role kobiet nie zostały przedefiniowane.
Jednocześnie hasło emancypacji kobiet w PRL stało się z biegiem lat skompromitowane, ze względu na swój propagandowy charakter. Dodatkowo na tę sytuację wpływał kryzys gospodarczy, trwający od połowy lat siedemdziesiątych, który sprawiał, że zajęcia kobiet były jeszcze bardziej żmudne i wyczerpujące. Wystarczy wspomnieć o konieczności stania wiele godzin w kolejkach. Gospodarka niedoboru nie sprzyja emancypacji, ponieważ narzuca uciążliwe obowiązki.
Postulaty emancypacyjne były wyśmiewane nawet w oficjalnych przekazach. Pokazywano w nich mężczyzn wypełniających kobiece zadania, ale podkreślano, że jest to sytuacja odświętna w Dniu Kobiet.
PAP: W popkulturze PRL zarówno w okresie małej stabilizacji jak i dekadzie gierkowskiej ten wizerunek kobiet jest taki sam: kobieta powinna poświęcać się zarówno pracy zawodowej jak i rodzinie. Widzimy to zarówno w „Wojnie domowej” jak i „Czterdziestolatku”. Czy to była stała narracja i stale obowiązujący model?
Dr Natalia Jarska: Są to dwie równoległe narracje obecne od 1956 r. Dodatkowo podkreślano, że kobiety wszystko zawdzięczają państwu. Pozostawiano im w oficjalnych przekazach wybór: mogły pracować, ale mogły też poświęcać się wyłącznie życiu rodzinnemu. Najlepiej byłoby jednak, aby łączyły te dwie role. Zadaniem partii była praca nad ułatwieniem kobietom łączenia tych ról.
W niektórych okresach mocniej akcentowano wartość macierzyństwa, ale pamiętajmy, że krył się za tym inny przekaz niż obecnie. Macierzyństwo to miało wyraz „patriotyczno-społeczny”. Zadaniem kobiet miało być wychowanie przyszłych dobrych obywateli PRL. Poprzez naciski na kobiety próbowano kształtować społeczeństwo wedle obowiązującego oficjalnego wzoru. Nie traktowano więc macierzyństwa jako samorealizacji kobiet, ale troskę o nie raczej motywowano względami patriotycznymi.
PAP: Można jednak odnieść wrażenie, że peerelowska wizja kobiety rozmija się wyraźnie z „obowiązującą” w tym czasie wizją roli kobiety na Zachodzie, szczególnie w USA. Tam kobieta miała zajmować się wyłącznie domem. Widać to wyraźnie w ówczesnej popkulturze…
Dr Natalia Jarska: Tak, ale tam w pewnym momencie przychodzi rewolucja. Pod koniec lat sześćdziesiątych przychodzi druga faza feminizmu. W PRL jest odwrotnie. Kobiety są tutaj już teoretycznie wyemancypowane, ale podkreśla się mocno ich role tradycyjne i nawet stwarza się im pewne warunki do ich wypełniania. Mam tu na myśli wydłużanie urlopów macierzyńskich i wychowawczych, które od lat osiemdziesiątych są już płatne.
To wszystko trzeba jednak widzieć w pewnym kontekście, np. kryzysu gospodarczego. W okresie kryzysu mniej liczą się pieniądze, więcej czas, którym dysponują kobiety, aby postać w kolejkach. W tamtej konkretnej sytuacji długie płatne urlopy mogły wydawać się dobrodziejstwem. Jednocześnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych następuje zbliżenie wzorców piękna kobiecego pomiędzy PRL a Zachodem.
PAP: Jest to odreagowanie po okresie stalinowskim?
Dr Natalia Jarska: Tak, ale również efekt stale obecnej fascynacji kulturą zachodnią. Moda i popkultura tego okresu przywraca kobietom ich tradycyjny wizerunek, który w propagandzie okresu stalinizmu pozbawiał kobiety wielu ich kobiecych cech.
PAP: Wróćmy do sfery polityki. Jest tam niewiele kobiet. Można by powiedzieć, że ponurymi symbolami okresu PRL są Wanda Wasilewska, Julia Brystygierowa zwana „krwawą Luną”. Później ciężko wymienić jakiekolwiek zajmujące istotne stanowiska.
Dr Natalia Jarska: Były one wprowadzane w latach osiemdziesiątych do władz partyjnych, ale nie odgrywały tam większej roli. Realne kariery kobiet w strukturach reżimu występowały w latach pięćdziesiątych, ale nie mają one większego związku z sukcesami PRL na polu emancypacji. Ówczesne liczące się postaci kobiece w polityce były działaczkami komunistycznymi jeszcze z lat trzydziestych. Ich emancypacja dokonała się w więzieniach II RP. Późniejsze kariery były tylko kontynuacją.
PAP: A po drugiej stronie barykady? W Solidarności mamy kobiety-ikony, takie jak Anna Walentynowicz, ale czy NSZZ formułował postulaty skierowane do kobiet?
Dr Natalia Jarska: Poza dwoma spośród 21 Postulatów z sierpnia 1980 r. nie było takich całościowych żądań. W trakcie strajków sierpniowych domagano się zapewnienia odpowiednej liczby miejsc w żłobkach i przedszkolach, zaś z drugiej strony – trzyletnich płatnych urlopów. Postulaty „kobiece” nie były jednak kluczowe dla opozycji.
Kobiet prawie nie było we władzach legalnego NSZZ "Solidarność". Odzwierciedla to pozycję kobiet w polityce PRL zarówno w PZPR jak i demokratycznie wybranych władzach NSZZ. Bardzo charakterystyczny jest wywiad z jedyną kobietą w Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", Elżbietą Potrykus, w którym – zapytana o walkę związku w sprawach kobiet – mówi, że przecież nie można tworzyć w Związku ligi kobiet. Pokazuje to niechęć do nawiązywania do wzorów reżimowych. Jednocześnie taka postawa blokuje dyskusję o prawach kobiet.
Dzięki wysokiej aktywności zawodowej kobiety działały na wszystkich szczeblach funkcjonowania związku zawodowego. Wiele działało w podziemiu w stanie wojennym, a także wcześniej – w opozycji przedsierpniowej. Oczywiście nadreprezentowane były kobiety ze środowisk inteligenckich, w których istniała długa tradycja zaangażowania kobiet. W środowiskach robotniczych częściej występował podział zakładający, że to mężczyzna walczy, a kobieta może go tylko wspierać. Często wynikało to ze strachu kobiet, do którego miały podstawy. Czym innym było bycie żoną znanego działacza, a czym innym anonimowego robotnika. Szykany mogły być w takich przypadkach bardzo dotkliwe.
PAP: Podsumowując: czy PRL to dla kobiet okres wielkiej zmiany czy wielkiej stabilizacji? Jak duży był wpływ systemu na zachodzące przemiany?
Dr Natalia Jarska: Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Niewątpliwie był to okres wielkiej zmiany spowodowanej między innymi traumą wojenną. Był to jednak również czas, który nie został dla kobiet wykorzystany tak jak mógłby być. Wiele spraw można było rozwiązać znacznie lepiej.
Emancypacja w okresie PRL była dość powierzchowna, jakby nie doprowadzona do końca. Sądzę, że postać Anny Walentynowicz jest symboliczna dla dziejów kobiet w PRL. Dziewczyna z prowincji, która znalazła zatrudnienie w wielkim zakładzie pracy…
PAP: …i była prześladowana przez system.
Dr Natalia Jarska: Anna Walentynowicz była robotnicą niczym z plakatu z lat pięćdziesiątych, która w pewnym momencie widzi kłamstwa tego systemu. Dostrzega, że system „dla robotników” nie służy ich potrzebom, traktuje ich źle. Za swoją działalność jest szykanowana.
W systemie tym zarówno kobiety i mężczyźni nie byli traktowani podmiotowo. Był to ustrój paternalistyczny, nie dający wolności. Można zastanawiać się, czy w warunkach tego rodzaju zniewolenia możliwa jest jakakolwiek emancypacja.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/