Uroczystości upamiętniające 34. rocznicę pacyfikacji katowickiej kopalni Wujek, gdzie od milicyjnych kul zginęło dziewięciu protestujących górników, a kilkudziesięciu innych zostało rannych, odbyły się w czwartek z udziałem premier Beaty Szydło w Katowicach.
Pod Krzyżem Pomnikiem premier Szydło wezwała do refleksji, czy ideały, za które górnicy na początku stanu wojennego oddali życie, nie zostały zagubione. Akcentowała potrzebę współczesnego wypełniania testamentu poległych. Zaznaczyła, że dla Polski ważne jest dziś dostrzeganie każdego obywatela. "Z pełną determinacją będę bronić tego, żeby elitą Polski byli zwykli obywatele - nie grupy, które walczą o swoje przywileje" - oświadczyła.
Premier zwiedziła też Muzeum Izbę Pamięci Kopalni Wujek. Wpisała się do księgi pamiątkowej. "W rocznicę tragicznych wydarzeń z 16 grudnia 1981 r. skłaniam głowę i oddaję hołd pomordowanym górnikom. Zginęli za wolność, sprawiedliwość, solidarność, oddali życie, bo wierzyli w Polskę. My winniśmy im pamięć i wypełnienie testamentu ich ofiary. Część ich pamięci" - napisała Beata Szydło.
Wcześniej, podczas mszy w pobliskim kościele z udziałem premier, metropolita katowicki abp Wiktor Skworc apelował o wzajemne darowanie win i pojednanie. Jak mówił, tylko na fundamencie wzajemnego przebaczenia "można budować zgodną teraźniejszość i przyszłość".
47 działaczom opozycji z lat 1956-1989 przyznano w środę w Katowicach Krzyże Wolności i Solidarności. Wśród odznaczonych znaleźli się górnicy zabici i ranni w czasie pacyfikacji kopalni 16 grudnia 1981 r. Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński podkreślał, że odznaczonym "zawdzięczamy (...) wolność i niepodległość".
Podczas uroczystości przy pomniku odsłonięto tablicę Śląskiej Izby Lekarskiej upamiętniającą lekarzy, pielęgniarki i inne osoby, które niosły pomoc rannym podczas pacyfikacji górnikom. Jednym z głównych organizatorów tej pomocy był ówczesny lekarz Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach i szef działającej w nim „S”, a później minister zdrowia prof. Grzegorz Opala.
Pielęgniarki, które pracowały wówczas w Centralnym Szpitalu Klinicznym, wspominały w środę, że górnicy, którzy tam trafiali, mieli ubrania tak przesiąknięte gazem łzawiącym, że udzielający im pomocy personel też musiał zakraplać oczy. „Górnicy byli zmarznięci, smutni, wystraszeni i cierpiący” – wspominała Zofia Kiera.
Inna pielęgniarka, Halina Koj, pamięta niepokój zatrudnionych w szpitalu kobiet, których mężowie czy krewni pracowali w kopalni Wujek. „Przełożył się też na moją wyobraźnię. Pamiętam też pacjenta w stanie terminalnym, w przeszłości żołnierza Armii Krajowej. Powiedział mi, że bardzo się cieszy, że dożył tego momentu i wie, że zostawia Polskę wolną, bo społeczeństwo powstało. Zmarł następnego dnia” – mówiła.
47 działaczom opozycji z lat 1956-1989 przyznano w środę w Katowicach Krzyże Wolności i Solidarności. Wśród odznaczonych znaleźli się górnicy zabici i ranni w czasie pacyfikacji kopalni 16 grudnia 1981 r. Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński podkreślał, że odznaczonym "zawdzięczamy (...) wolność i niepodległość".
W godzinach przedpołudniowych w Katowicach odbył się „Bieg Dziewięciu Górników", w którym wzięło udział ponad 340 uczniów i nauczycieli z 34 szkół województwa śląskiego. Uczestnicy sztafety przybiegli pod Krzyż Pomnik, gdzie złożyli kwiaty i zapalili znicze.
Pamięć poległych górników uczcili też w środę pod pomnikiem przedstawiciele Wolnego Związku Zawodowego Sierpień’80, a także partii Razem. Przedstawiciele okręgu katowickiego Razem w publikowanym w związku z rocznicą stanowisku ocenili: „Tragiczne wydarzenia w kopalni Wujek pokazują, do czego prowadzi lekceważenie dla praw obywatelskich. Pokazują, jak cienka granica dzieli obronę tych praw od bohaterstwa, a nawet poświęcenia życia”.
Organizatorami rocznicowych uroczystości były: Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16.12.81, Zarząd Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność oraz Śląskie Centrum Wolności i Solidarności. Honorowy patronat nad obchodami 34. rocznicy pacyfikacji kopalni Wujek objął prezydent Andrzej Duda, który złożył kwiaty pod Krzyżem-Pomnikiem w niedzielę. (PAP)
lun/ mtb/ eaw/ abr/
***
W niedzielny poranek, 13 grudnia, na prośbę górników, do kopalni przyszedł z pobliskiego kościoła ks. Henryk Bolczyk, który odprawił mszę w zakładzie. Po jej zakończeniu pracownicy rozeszli się do domów. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Górnicy domagali się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy "S" z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących.
Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności. Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej "S" w zakładzie.
Przed godz. 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden zmarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu Zdroju.
Górnicy, nie wiedząc jeszcze wówczas, że strzelano do robotników w "Manifeście", rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi.
Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. W czasie walki górnicy ujęli trzech milicjantów, a resztę pacyfikujących zmusili do wycofania. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden zmarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzej Pełki, Jan Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. Ponad 20 innych górników zostało rannych. Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu.
Po zakończeniu pacyfikacji doszło do rozmów przedstawicieli obu stron. Górnicy zwolnili ujętych trzech milicjantów, oddali broń i zakończyli strajk. Wkrótce potem służby bezpieczeństwa zatrzymały osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w "Wujku". W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni.
20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
Sprawa została wznowiona po upadku komunizmu. Prawomocny wyrok zapadł dopiero w 2008 r., po trzech procesach (dwa poprzednie wyroki uchylał sąd apelacyjny). Były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak został skazany na 6 lat więzienia, dwaj jego podwładni na 4 lata, a 11 innych - na 3,5 roku więzienia.
W oddzielnym procesie odpowiadał gen. Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników w Wujka. Jego proces toczył się przed warszawskim sądem. Pierwszy proces ruszył w 1994 r. - w 1996 r. SO uniewinnił Kiszczaka. W 2004 r. skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 r. sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W 2011 r. ponownie Kiszczaka uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do SO. Kiszczak zmarł w listopadzie br. (PAP)
kon/ agz/