Mistrzostwa Świata w Brazylii to już przeszłość. W Polsce zaczęły się rozgrywki ligowe, a za moment będziemy czcić 70. rocznicę Powstania Warszawskiego. Czy te dwa wydarzenia można jakoś połączyć? - opowiada dr Robert Gawkowski, znany historyk sportu.
Zapewne kibice piłkarscy Legii i Polonii zafundują nam efektowną oprawę, odnoszącą się do pamięci o sierpniu 1944 r. Na Konwiktorskiej tradycyjnie zacznie się futbolowy Turniej Małego Powstańca i ruszy XXIV Bieg Powstania. Przy tej okazji zostanie otwarta wystawa finansowana przez MHP w ramach programu "Patriotyzm Jutra", a nosząca tytuł: "Futbol niezwyczajnych dni".
Organizatorzy wymienionych imprez i kibice chcą w ten sposób oddać hołd tym piłkarzom, którzy 70 lat temu strzelali – nie gole, ale z karabinów, bronili nie własnej bramki, ale barykad. W Powstaniu Warszawskim zginęło bowiem kilkudziesięciu futbolistów, a wzięło w nim udział wielokrotnie więcej.
Sportowiec to patriota
Według wyliczeń badacza dziejów sportu w czasach wojny Bogdana Tuszyńskiego, lista strat wśród sportowców jest wyjątkowo długa. W swej "Księdze sportowców polskich ofiar II wojny światowej" Tuszyński wymienił półtora tysiąca nazwisk, i jak sam uważa, lista to jest wciąż dalece niepełna. Tuszyński wyliczył, że wśród sportowców – ofiar wojny dominowali piłkarze, których zginęło ponad 270. Skąd taka duża liczba, czy wynikała tylko z tego, że sport był przed wojną popularny i że spory odsetek młodzieży należał do klubu sportowego. Otóż nie tylko, bo w przedwojennych czasach szkolenie fizyczne sportowca szło w parze z wychowaniem patriotycznym. W przedwojennych warszawskich klubach sportowych funkcjonowały kółka teatralne (w co najmniej 23 przypadkach), orkiestry i chóry (w kilkunastu klubach) czy sekcje oświatowe, które prowadziły własne klubowe świetlice i czytelnie (naliczyłem ich ok. 20).
Tak więc przedwojenne kluby wychowywały nie tylko sportowca, ale też dbały o rozwój duchowy swych członków. Ilekroć zbliżała się ważna patriotyczna rocznica, to mobilizowano członków klubu, by ze swym sztandarem składali kwiaty pod odpowiednim pomnikiem, koledzy z klubowego koła dramatycznego deklamowali wiersze, chór śpiewał patriotyczne piosenki, a członkowie sekcji oświatowej przygotowywali specjalnie na ten uroczysty dzień odczyt. Z okazji narodowych rocznic urządzano mecze, biegi i wyścigi. Z Biuletynu Informacyjnego Warszawskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej wiemy, że piłkarze uczestniczyli w różnego rodzaju marszach i pochodach organizowanych z okazji Święta Sportu. Nie zawsze było to dobrowolne, bo klub, który do takiej uroczystości nie wystawił swojej drużyny … płacił karę. Darujmy ten pewien przymus II Rzeczypospolitej, bo kraj był stosunkowo młody a i sytuacja w Europie nie sprzyjała demokracji.
Przedwojenne kluby wychowywały nie tylko sportowca, ale też dbały o rozwój duchowy swych członków. Ilekroć zbliżała się ważna patriotyczna rocznica, to mobilizowano członków klubu, by ze swym sztandarem składali kwiaty pod odpowiednim pomnikiem, koledzy z klubowego koła dramatycznego deklamowali wiersze, chór śpiewał patriotyczne piosenki, a członkowie sekcji oświatowej przygotowywali specjalnie na ten uroczysty dzień odczyt. Z okazji narodowych rocznic urządzano mecze, biegi i wyścigi.
Tak czy inaczej, skutecznie zaszczepiono w młodych sportowcach szacunek do ojczyzny. Dlatego właśnie pod koniec sierpnia 1939 r. sportowcy masowo uczestniczyli w kopaniu rowów. Znamy uchwały zarządów klubów (Makabi, Polonii i Warszawianki) nawołujące do tego. Sportowcy AZS, którzy rozgrywali we Francji ważne mecze, z własnej woli zdecydowali się o wcześniejszym powrocie do kraju. Piłkarze dwóch ówczesnych ligowców: Polonii i Warszawianki organizowali turniej dalekiego wykopu (z udziałem Henryka Martyny i Zdzisława Giewartowskiego), a wszystko po to by zbierać pieniądze na dozbrojenie armii.
Takiej atmosferze sprzyjali decydenci polskiego sportu, z reguły oficerowie Wojska Polskiego. Prezesem Polonii był gen. Kazimierz Sosnkowski a Warszawianki płk. Leopold Gebel, przewodniczącym Polskiego Komitetu Olimpijskiego był płk Kazimierz Glabisz, szefem Państwowego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego płk Juliusz Ulrych, a prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej gen. Władysław Bończa-Uzdowski.
Gdy wybuchła wojna, wielu polskich sportowców, szło służyć ojczyźnie. Pierwsza złota medalistka Halina Konopacka pomagała w transporcie polskiego złota do Rumunii, zasiadając ponoć za kółkiem samochodu ciężarowego wiozącego ten cenny ładunek. Brązowa medalistka z Berlina, oszczepniczka Maria Kwaśniewska-Maleszewska prowadziła kolumnę sanitarną wśród wybuchów bomb, za co dostała Krzyż Walecznych. To samo odznaczenie otrzymał Janusz Kusociński, który obsługiwał karabin maszynowy w Forcie Czerniakowskim. O innym olimpijczyku – narciarzu Stanisławie Marusarzu, który wykorzystywał swe narciarskie umiejętności do przerzucania przez Tatry rozkazów, przesyłek i zagrożonych aresztowaniem ludzi, nakręcono film. Tak znakomite wzorce szły od samych mistrzów.
Założyciele i działacze dają dobry przykład
Prezes Polonii K. Sosnkowski był w czasie Powstania Warszawskiego Wodzem Naczelnym. Powstanie zostało wywołane wbrew jego zdecydowanemu sprzeciwowi. Kierując Państwem Podziemnym z Londynu nie widział szans powodzenia. Tu w Warszawie był za to wiceprezes Polonii i wieloletni członek zarządu Karol Ziemski. W stopniu pułkownika pod pseudonimem „Wachnowski” pełnił jedną z najważniejszych powstańczych funkcji.
Od 7 sierpnia 1944 r. był dowódcą „Grupy Północ”, która obejmowała siły powstańcze walczące na Starym Mieście, Żoliborzu, Marymoncie i w Puszczy Kampinoskiej. Pozostał na odciętym od pozostałych dzielnic Starym Mieście do końca walk. Był współorganizatorem próby połączenia się sił powstańczych Starówki z Żoliborzem w nocy z 21 na 22 sierpnia – szturmu, który wiódł przez stadion jego klubu – Polonii. Rozpaczliwy atak nie udał się. „Wachnowski” po upadku Starego Miasta przeszedł do Śródmieścia i tu walczył do końca Powstania. Po wojnie do kraju już nie wrócił – został na emigracji i zmarł na obczyźnie w 1974 r.
Dobry przykład patriotycznej postawy dawali „ojcowie założyciele” znanych warszawskich klubów. Jednym z nich był pierwszy oficjalny prezes Polonii (i dobry piłkarz zarazem!) Tadeusz Gebethner. Z konspiracją zetknął się już na początku okupacji przebywając pod Wilnem. W 1941 r. powrócił do Warszawy. W swym mieszkaniu ukrywał żydowskich uciekinierów, za co pośmiertnie został uhonorowany medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. W czasie Powstania Gebethner był dowódcą odcinka w okolicy Politechniki. Pod koniec walk został ciężko ranny. Po amputacji ręki i nogi zmarł w niemieckim obozie w Altengrabow niespełna miesiąc po powstańczej kapitulacji.
Do familii związanej z Polonią należeli też Lothowie. Dwaj wielce zasłużeni piłkarze tego klubu – Jan i Stefan, nie dożyli do czasów wojny, ale legendarny prezes honorowy klubu pastor August Loth, wciąż patronował rodzinie. Gdy wybuchła wojna miał skończonych lat 70, co nie przeszkodziło Niemcom w szykanach i nawet w przejściowym jego aresztowaniu. W 1942 r. uczestniczył w konspiracyjnym spotkaniu Polonii i jak pisał świadek tego wydarzenia: „Młodsi odeń na własnych ramionach przenieśli staruszka na miejsce spotkania. Były mowy, wspominki, toasty. Sporządzona akt jubileuszu podpisany przez wszystkich obecnych. Uroczystość trwała kilka godzin …”. Honorowy prezes nie doczekał wybuchy Powstania, zmarł w styczniu 1944 r. Syn pastora Wacław, był w konspiracji od samego początku okupacji. Dwadzieścia lat wcześniej należał do solidnych pomocników „Czarnych Koszul” i zdobył nawet wicemistrzostwo kraju. W czasie okupacji jego mieszkanie przy ul. Jasnej 22 stało się ważnym punktem kontaktowym. Używał pseudonimu „Kupiec”. Na kilka dni przed Powstaniem przekazał swoje mieszkanie do dyspozycji komendanta Okręgu Warszawskiego AK, gen. Antoniego Chruściela „Montera”. Gdy Powstanie wybuchło Wacław w stopniu podporucznika dowodził specjalnym oddziałem do przyjmowania zrzutów z powietrza. Kwaterował wtedy przy ul. Marszałkowskiej 79. Bywały dni (a raczej noce), że siedział na dachach by wypatrywać alianckich samolotów. Po kapitulacji został jeńcem Stalagu w Sandbostel. W 1945 r. wrócił do Polski i żył jeszcze 5 lat.
„Kupiec” w konspiracji współpracował z bratem Wiktorem. Wiktor Loth był jedynym Lothem, który w 1921 r. „zdradził” Polonię i przeszedł do Warszawianki. Tam dał się poznać jako prężny działacz, to on zaprojektował godło klubu. Gdy w latach dwudziestych dochodziło do derbowych pojedynków między Polonią a Warszawianką, to atmosfera w domu pastora Lotha gęstniała. Senior rodu, August Loth musiał zapewne studzić gorące głowy swych synów, z których trzech (Jan, Stefan i Wacław) grali w „Czarnych Koszulach” a jeden Wiktor w Warszawiance. W czasach Powstania o tych dawnych sportowych sporach rzecz jasna nie pamiętano.
Tak jak Gebethnerzy i Lothowie związani byli z Polonią, tak Luxenburgowie z Warszawianką. Niestety w przypadku tej rodziny hekatomba niemieckich represji była straszna. Antoniego i Stanisława Niemcy zamordowali przed 1944 r., a seniorzy rodu Zofia i Aleksander Luxenburg zginęli w Powstaniu. Przez cały okres okupacji zachowywali niezłomnie patriotyczną postawę.
Z warszawską Legią związany był ostatni szef AK, Leopold Okulicki „Niedźwiadek”. Mało osób pamięta, że był nie tylko bohaterem narodowym, ale także pasjonatem futbolu i działaczem. W połowie lat trzydziestych działał w Wołyńskim Związku Piłki Nożnej, a gdy w 1936 r. znalazł się w Warszawie, przez kilka miesięcy był kierownikiem piłkarskim Legii. Jego miłości do futbolu nie osłabiła nawet wojna. Po upadku Powstania w listopadzie 1944 r. Okulicki ukrywał się pod Komorowem. Gdy dowiedział się, że w pobliżu mecz będą grać dwie niemieckie drużyny pancerniaków z Wehrmachtu i Luftwaffe, nie bacząc na protesty swojej obstawy, poszedł oglądać spotkanie. Futbol ma w sobie ogromny magnes, który jak widać nie traci mocy nawet w tak tragicznych dniach.
Poza Polonią, Warszawianką i Legią w piłkę nożną grano w prawie 120 klubach Warszawy i najbliższych okolic. Działacze z tych często zapomnianych klubów też dawali ogromną daninę krwi. Bohaterska była postawa prezesa Sokoła Piaseczno, tamtejszego aptekarza Mieczysława Markowskiego. Patriotyczna postawa prezesa Sokoła Włochy Czesława Kłosia i jego rodziny kosztowała życie trzech młodych Kłosiów. Synowie prezesa zginęli 16 września 1944 r. w egzekucji na Woli, za to, że działali w ruchu oporu. Niewiele osób pamięta, że prezes Amatorskiego Klubu Sportowego z Warszawy Eugeniusz Pobudejski zginął rozstrzelany w obozie dla powstańców w Potulicach. Mało kto wie, że prezes RKS Jur Wiesław Kopulski działał w konspiracji przygotowując Powstanie, którego nie dożył, bo został osadzony na Pawiaku i wkrótce potem rozstrzelany. Nie wszyscy z wymienionych piłkę nożną cenił najbardziej, nie wszyscy w nią grali, jednak każdy z nich przyczynił się do rozwoju i popularności futbolu.
Piłkarze na barykadach
Piłka nożna była w przedwojennej stolicy najpopularniejsza. Grano także podczas wojny, bo potajemnie reaktywowany WOZPN od 1942 r. organizował nielegalne rozgrywki o mistrzostwo Warszawy. Wśród drużyn uwagę wzbudzał „Wawel”, z kolonii Wawelberga. Zespół w 1943 r. i w 1944 r. należał do najsilniejszych w podziemnych rozgrywkach piłkarskich. Uznanie widzów wzbudzali dwaj, szczególnie waleczni, młodzi piłkarze spowinowaceni ze sobą: Jerzy Szularz i Zygmunt Ochmański. Drużyna była zgrana, chłopcy z jednego podwórka dobrze się znali i nie mieli przed sobą tajemnic. Większość była zaprzysiężona i w 1944 r. poszła do Powstania. Jerzy Szularz zaprzysiężony jako „Jur”, co było wyrazem czci wobec legendarnego gen. „Jura”, najpierw walczył na Woli w III Obwodzie „Waligóry" w plutonie 321. Po ciężkich stratach jego oddział dotarł na Stare Miasto. Tam strzelec „Jur” służył u „Radosława", w batalionie „Czata 49". Widział gehennę tej dzielnicy. Widział tragiczny atak powstańców 22 sierpnia przez boisko Polonii, po to by połączyć się z Żoliborzem. Pod koniec obrony Starówki wraz z kilkudziesięcioma żołnierzami AK brał udział w rozpaczliwej próbie zaskoczenia Niemców poprzez atak z kanałów na pl. Bankowym. Oddział został zdziesiątkowany, ale „Jurowi” jakimś cudem udało się. Dzień po tym przeżywał dramatyczne chwile, gdy kanałami ze Starego Miasta przedostał się do Śródmieścia. Nie wiele miał odpoczynku, bo już wkrótce wysłano go na pomoc Powiślu. Ta dzielnica broniła się resztkami sił, atakowana z lądu (od strony Uniwersytetu i od strony Karowej, gdzie Niemcy używali czołgów), powietrza (sztukasy) i z wody (na Wiśle kanonierka niemiecka ostrzeliwała dzielnicę). „Jur” walczył w rejonie ul. Ordynackiej i Kopernika. Dnia 6 września od rana cały niemiecki ostrzał skierowany był właśnie w ten rejon. Szularz próbował schronić się w bramie przy ul. Kopernika 13. Nie pomogło, oberwał odłamkami, a ogień mocno oślepił i poparzył mu twarz. Nieprzytomnego zaniesiono do powstańczego szpitala. I to dla Szularza był koniec Powstania. Leżał półprzytomny. Lekarze jak mogli tak się nim opiekowali, wyjęli większość odłamków, ale jeden utkwił głęboko w nodze. W niemieckiej niewoli w Pruszkowie wylizał się z ran i przy pierwszej okazji uciekł. Po wojnie od jesieni 1945 r. grał w Polonii i wraz z „Czarnymi Koszulami” zdobył pamiętny tytuł Mistrza Polski w 1946 r. W swym ukochanym klubie grał do końca kariery w 1955 r. strzelając kilkadziesiąt goli. Strzelał nogą, w której do końca życia (zm. w 2005 r.) tkwił niemiecki odłamek – niechciana pamiątka z Powstania.
Piłka nożna była w przedwojennej stolicy najpopularniejsza. Grano także podczas wojny, bo potajemnie reaktywowany WOZPN od 1942 r. organizował nielegalne rozgrywki o mistrzostwo Warszawy.
Jego kolega i kuzyn Zygmunt Ochmański przeżywał podobne losy. Jako st. strzelec „Lusia” najpierw walczył na Woli, potem na Starym Mieście, by kanałami przedostać się na Warecką. Tu służył w batalionie „Chrobry" mjr „Sosny”. Po upadku Powstania został wywieziony do Łambinowic, a następnie do fabryki samolotów w Austrii. Do Warszawy powrócił w październiku 1945 r. i miesiąc później rozpoczął grę w Polonii. Zrobił błyskawiczną karierę stając się podporą „Czarnych Koszul” i ulubieńcem publiczności.
W szeregach klubu z Konwiktorskiej grało jeszcze wielu innych piłkarzy z powstańczym rodowodem np.: Zygmunt Przygoda, Mieczysław Ogrodziński, Wacław Jagodziński, Henryk Borucz, Stanisław Woźniak, Zenon Odrowąż-Pieniążek, Zdzisław Pruski. Kilku przedwojennych piłkarzy Polonii Powstania nie przeżyło. Zginęli: Aleksander Przybysz „Justynowicz” i Ludwik Skrzypek. Ten drugi na pamiątkę swej słabości do futbolu przyjął pseudonim „Gol”. Ciężko okaleczony z Powstania wyszedł Stanisław Wolańczyk, który stracił rękę. W 1946 r. wzbudził pewną sensację, bo nie bacząc na swe kalectwo w drugiej drużynie Polonii rozegrał jeszcze mecz.
Znany autor książek o tematyce powstańczej Juliusz Kulesza, obliczył, że w Powstaniu Warszawskim wzięło udział, co najmniej 36 piłkarzy „Czarnych Koszul”.
Jednak najbardziej utytułowanym graczem był wśród powstańców Henryk Martyna. Przed wojną grał w Legii i w Warszawiance. Rozegrał ponad 20 spotkań w reprezentacji i był olimpijczykiem z 1936 r. W czasie okupacji mając 35 lat potrafił grać w drużynie Radości. W Powstaniu był komendantem kamienicy przy ul. Mokotowskiej 52. Po kapitulacji znalazł się w obozie w Pruszkowie skąd po trzech miesiącach zbiegł. Po wojnie osiadł na stałe w Krakowie skąd pochodził. Wśród piłkarzy Legii związek z Powstaniem mieli także: Marian Pigłowski, Wacław Przeździecki, Tadeusz Purschel, Wacław Krzymowski, Kazimierz Skrzypczak. Zbieg okoliczności sprawił, że bliżej znam losy tego ostatniego. Był mieszkańcem Włoch i pod pseudonimem „Broński” jako podporucznik AK otrzymał rozkaz zdobywania lotniska na Okęciu. Ataki powstańców spod znaku „Garłucha” zakończyły się masakrą i okupione zostały ciężkimi stratami. „Broński” miał szczęście i 2 sierpnia wycofał się na kierunek Kampinos. Wojnę przeżył i zmarł ok. 30 lat temu.
Wojenną sławą, dorównującej tej sportowej, okrył się Henryk Przepiórka. Przed wojną mieszkał przy ul. Czerniakowskiej 110. Jego macierzystym klubem była Legia, do której wstąpił za namową nauczyciela, a zarazem członka sekcji motorowej. Miał talent, ale i pecha, bo gdy stał się filarem wojskowych, to właśnie na klub przyszedł kryzys i wkrótce piłkarską Legię wycofano z rozgrywek. Przepiórka rozpoczął karierę w Ursusie, a jego nowy klub szybko awansował. Niestety wybuchła wojna, i uzdolniony piłkarz musiał przerwać treningi. Zaprzysiężony jako Żołnierz Kedywu o pseudonimie „Syrena” najlepsze lata H. Przepiórka spędzał w lesie. Jako kapral AK wysadzał pociągi na wschodzie kraju. Okazjonalnie bawił w Warszawie i wtedy … grał w piłkę w konspiracyjnych drużynach Polonii albo Okęcia. Gdy wybuchało Powstanie był na miejscu zbiorki na Ochocie i jako jeden z nielicznych (na 148 zebranych żołnierzy) miał doświadczenie bojowe i broń. Reszta miała jedynie dobre chęci. Kapral „Syrena” po różnych dramatycznych przygodach przedarł się wraz z kolegą, znanym powojennym kolarzem Polonii Wacławem Wrzesińskim w pobliże Politechniki Warszawskiej. Tam bronił powstańczej reduty przez kilkanaście dni. Ranny, zgarnięty przez Niemców dwukrotnie cudem uniknął rozstrzelania. Za swe bohaterstwo Henryk Przepiórka otrzymał z Londynu order Virtuti Militari. Ale miał też sporo nieprzyjemności, bo nowa władza szykanowała bohatera z partyzancko-akowskim rodowodem. Kilkakrotnie był zatrzymywany na dwa-trzy dni i przesłuchiwany. Nawet wtedy, gdy był już znanym piłkarzem Polonii. W areszcie spędził noc przed najważniejszym grudniowym meczem „Czarnych Koszul” z AKS Chorzów – meczem, który decydował o zdobyciu mistrzostwa. Na szczęście działacze Polonii skutecznie apelowali o jak najszybsze zwolnienie swego piłkarza.
Jeszcze inny los spotkał znakomitego aktora i dobrego piłkarza Józefa Kempę. Grał: w Orkanie, Warszawiance i w AZS. A na scenie: w kilku teatrach i w filmach. Zginął podczas wybuchu goliata-pułapki na Starym Mieście 13 sierpnia.
Na wstępie artykułu napisałem, że w Powstaniu Warszawskim zginęło kilkudziesięciu piłkarzy, a wzięło udział kilkakrotnie więcej. Nikt chyba nie zaryzykuje podania choćby przybliżonej liczby. Wciąż bowiem odkrywamy nowe, zaskakujące nieraz fakty, które zapewne każą powiększyć listę futbolistów-powstańców warszawskich.
dr Robert Gawkowski