Modernizacja Praca do Imperio, jednego z najsłynniejszych parków w Lizbonie, zaostrzyła konflikt między zwolennikami i przeciwnikami dawnej potęgi kolonialnej Portugalii.
Ciągle trudno w tym iberyjskim kraju o jednolitą ocenę ponad pięciowiekowej ekspansji Portugalczyków na inne kontynenty. Spory co do oceny czasów imperialnej potęgi Portugalii nadal prowadzone są w ośrodkach naukowych, w mediach, a nawet w kulturze i sztuce.
We wrześniu o kolonialną przeszłość pokłócono się w związku modernizacją lizbońskiego parku. Decyzja Fernando Rosy, burmistrza stołecznej gminy Belem, nakazująca odrestaurowanie zabytkowego Praca do Imperio, usytuowanego w jednym z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscu Lizbony, napotkała na opór ze strony dyrektora wydziału środowiska i zieleni.
"Szef wydziału blokuje prace nad renowacją herbów dawnych kolonii, wykonanych z roślin, zezwalając tym samym na niszczenie oryginalnego układu parku. Twierdzi, że jest przeciwnikiem okresu kolonizacji i zgodzi się na odrestaurowanie jedynie emblematów portugalskich dystryktów "- mówi burmistrz gminy Belem, potwierdzając konflikt we władzach.
Ciągle trudno w tym iberyjskim kraju o jednolitą ocenę ponad pięciowiekowej ekspansji Portugalczyków na inne kontynenty. Spory co do oceny czasów imperialnej potęgi Portugalii nadal prowadzone są w ośrodkach naukowych, w mediach, a nawet w kulturze i sztuce.
Tymczasem blisko 15 lat po utracie przez Lizbonę Makau, ostatniego zamorskiego terytorium, opcja postkolonialna nadal ma w Portugalii wielu zwolenników. Widoczna jest ona m.in. w licznych publikacjach przedstawiających w pozytywnym świetle uczestników wojen kolonialnych z lat 60. i 70., prowadzonych w Angoli, Mozambiku, Gwinei Bissau oraz w Indiach. Autorami większości z nich są sami uczestnicy wypraw militarnych na Czarny Ląd, zrzeszeni w Portugalskiej Lidze Kombatantów.
"W dalszym ciągu w naszym kraju żyją ludzie, którzy bądź mieszkali w koloniach, bądź brali udział w prowadzonych tam wojnach. Nawet weterani wojenni nadal nie rozliczyli się z militarną przeszłością, czego przejawem mogą być podejmowane przez nich w ostatnich latach ekshumacje i próby sprowadzenia do ojczyzny szczątków zabitych podczas wojny żołnierzy" - powiedział PAP Antonio Silva, członek Portugalskiej Ligi Kombatantów.
Były uczestnik wojny w Angoli przyznaje, że nawet po 40 latach od bezkrwawej rewolucji goździków, która obaliła w Portugalii reżim salazarystów, prowadząc do ostatecznego wycofania portugalskich wojsk z Afryki, nie słabną ataki na weteranów wojennych. Wskazuje na wydaną w 2012 r. książkę historyka Antonio Araujo, który zarzucił portugalskim żołnierzom drastyczne metody walki z wrogami, w tym ich ścinanie.
"Byłem na wojnie i nigdy o czymś podobnym nie słyszałem. Trudno uwierzyć w takie zdarzenia. Jeśli rzeczywiście tak było, to stanowiło to zupełny margines" - dodał Antonio Silva.
Portugalski kombatant, podobnie jak i większość środowiska weteranów wojennych, wskazuje, że elementem walki z kolonialną przeszłością jest próba umniejszenia roli Kolegium Wojskowego (Colegio Militar), prestiżowej stołecznej szkoły podstawowej o profilu wojskowym, w której uczyła się większość portugalskich dowódców. Przed laty przylgnęła do niej etykietka wylęgarni elity militarnej, współodpowiedzialnej za kolonialne wojny w Afryce.
W ub.r. działająca od ponad 211 lat szkoła stała się jednym z celów oszczędnościowej polityki rządu Pedra Passosa Coelho, który zredukował wydatki na tę placówkę.
W minionym roku zmieniono także formułę działania Kolegium Wojskowego, które przestało być placówką tylko dla chłopców. Na mocy decyzji ministra obrony narodowej, któremu podlega stołeczna szkoła, Colegio Militar zostało poszerzone o Instytut z Odivelas, zlikwidowaną szkołę żeńską również o profilu wojskowym.
Kolonialna przeszłość ciąży także na pracy duchownych. Ksiądz Firmino Cachada, założyciel katolickiej organizacji Jovens Sem Fronteiras, wysyłającej młodych Portugalczyków na wolontariat do byłych kolonii w Afryce i Ameryce Południowej, potwierdza wciąż żywe urazy miejscowych ludności. Pracujący obecnie w Brazylii misjonarz przyznaje, że kilkakrotnie portugalski kolonializm wypominali mu nawet lokalni duszpasterze.
"Niedawno miałem rozmowę z jednym z moich brazylijskich współbraci, który stwierdził, że moi przodkowie najechali i ograbili przed wiekami tubylczą ludność. Zarzuciłem mu nielogiczność, wskazując, że gdyby moi przodkowie opuścili Portugalię dziś nie byłbym Portugalczykiem, ale tak jak on - Brazylijczykiem" - powiedział PAP ks. Cachada.
O tym, że Portugalczycy nie do końca jeszcze rozliczyli się z kolonijną przeszłością świadczy wybór nazwy dla piłkarskiej kadry, udającej się na tegoroczny mundial do Brazylii. W głosowaniu zorganizowanym wiosną przez "Record", największy dziennik sportowy Portugalii, blisko 30 proc. czytelników przyznało, że chciałoby, aby ich reprezentację w tej byłej portugalskiej kolonii nazywano "Konkwistadorami".
"Wynik tego głosowania dowodzi braku wyczucia ze strony naszych kibiców. +Konkwistadorami+ można nazwać Portugalczyków udających się do każdego innego zakątka świata z wyjątkiem naszych byłych kolonii. Niestety, część portugalskiej historii w Brazylii nie została zapisała złotymi zgłoskami" - stwierdzili komentatorzy telewizji RTP.
Z Lizbony Marcin Zatyka (PAP)
zat/ ala/